
Gerard Pique podjął decyzję, że kończy z grą w piłkę. 35-latek nie miał ostatnio najlepszej opinii i niszczył swoją legendę. Najpierw głośno było o jego zdradach i zrujnowaniu małżeństwa z Shakirą, później zaczął grać na katastrofalnym poziomie i zawalił ważny mecz z Interem.
To już nie był ten Gerard Pique. Xavi nie korzystał z niego na początku sezonu. Trener Barcelony, a w przeszłości kumpel ze składu, musiał myśleć o interesie klubu. Do gry miał lepszych stoperów – Erica Garcię, Ronalda Araujo, Andreasa Christensena, czy Julesa Kounde. Wszyscy byli w hierarchii nad Pique, który siedział na ławce rezerwowych. Musiał jednak zagrać, gdy posypała się cała formacja defensywna. Xavi nie mógł skorzystać z kilku obrońców. Na środku defensywy grał nawet Marcos Alonso. Parę stoperów z konieczności w ważnym meczu Ligi Mistrzów stworzyli Pique razem z Garcią. I tamto 3:3 z Interem absolutnie naznaczyło 35-latka. Dał się zapamiętać z sytuacji, kiedy podniósł ręce i pokazywał, że wszystko ma pod kontrolą, a Barella wyskoczył mu zza pleców i strzelił gola. Wyglądało to komicznie i z miejsca stało się viralem internetowym. Pique zawalił przy każdym z trzech trafień Interu. Grał dramatycznie, nie nadążał, nie był skoncentrowany.
Barcelonie do mundialu pozostały jeszcze dwa spotkania – z Almerią i Osasuną. Ten pierwszy odbędzie się już dzisiaj na Camp Nou i ma być ostatnim meczem dla Gerarda. Xavi powinien dać szansę staremu kumplowi, żeby pożegnał się z publicznością. Gerard Pique od jakiegoś czasu był kulą u nogi. Sportowo niewiele dawał, a obciążał budżet olbrzymią pensją, jeszcze z czasów poprzedniego prezydenta. Obrońca zdał sobie sprawę, że nie chce dać się zapamiętać jako ten, który odcinał kupony i kasował za to mnóstwo forsy. Dlatego zrezygnował z 1,5 roku kontraktu, co oznacza uwolnienie około 30-40 milionów euro. Pewnie i tak byłyby różnego rodzaju kombinacje, żeby mu nie płacić takiego szmalu, ale sam wyręczył zarząd i zachował się bardzo uprzejmie w stosunku do klubu. Otrzyma jedynie zaległą pensję, którą odroczył do tej pory.
Może sobie pozwolić na odpuszczenie tylu milionów, bo jest milionerem i biznesmenem. W ostatnich latach bardziej skupiał się na tych działaniach niż na profesjonalnej grze w piłkę. Wszystkich na świecie zaskoczyła jego decyzja o zakończeniu kariery. Wszystkich, ale nie… Laportę. Podobno tylko prezydent miał wiedzieć, że piłkarz zamierza zawiesić buty na kołku, a nie wiedzieli nawet koledzy z drużyny. Ostatnie występy nie mogą przekreślić jego okazałego dorobku. W końcu to mistrz świata, mistrz Europy, czterokrotny zwycięzca Ligi Mistrzów, ośmiokrotny zwycięzca ligi hiszpańskiej, nie mówiąc już o licznych nagrodach indywidualnych. Prawdopodobnie liczba jego występów, razem z tym ostatnim, zatrzyma się na 616. To piąte miejsce w historii Barcelony. Więcej mają tylko: Iniesta (674), Busquets (694), Xavi (767) i Messi (778). Pique do ukochanego klubu wrócił w 2008 roku i przez długie lata utrzymywał wysoką formę. Był jednym z symboli wielkiej Barcelony.
Pique był uwielbiany przez fanów Barcy również dlatego, że regularnie wbijał szpileczki w znienawidzony Real Madryt, utożsamiał się z Katalonią. Zasłynął pokazaniem na palcach słynnej manity, czyli piątki, jakiej wrzuciła Realowi Barca Guardioli. Kilka lat temu powiedział, że odejdzie, jeśli zauważy, że nie dojeżdża już poziomem do kolegów. Mecz z Interem go w tej kwestii uświadomił. Na to wszystko nałożyły się też kłopoty w życiu prywatnym. Zaczęło się już w poprzednim sezonie, kiedy wyciekły jego taśmy rozmów z prezesem Rubialesem. Chodziło o kilkuletni kontrakt na Superpuchar Hiszpanii rozgrywany w Arabii Saudyjskiej. Później był już szeroko omawiany rozpad małżeństwa i zdrady, jakich miał się dopuścić. Od zawodnika kochanego, stał się tym wytykanym palcami, wygwizdywanym. Dlatego rezygnacja z półtorarocznego kontraktu to podanie ręki klubowi i kibicom. W pożegnalnym filmiku mówi, że on tu jeszcze wróci i spogląda w stronę loży honorowej. Wymowne.