Bartosz Frankowski i Tomasz Musiał mieli pracować na VAR w meczu eliminacji Ligi Mistrzów pomiędzy Dynamem Kijów a Rangersami. Tak się składa, że wicemistrzowie Ukrainy swoje domowe mecze rozgrywają w Lublinie, więc panowie nie mieli szczególnie dalekiej podróży do przebycia. Problem w tym, że to prawdopodobnie ich ostatnia służbowa podróż na mecz. Wszystko przez pijacką eskapadę tej dwójki.
A właściwie powinniśmy napisać – trójki. Bo razem z obydwoma sędziami międzynarodowymi po Lublinie „zawiany” chodził trzecia sędzia, Mikołaj Kostrzewa. To młody arbiter z Lublina, który niedawno awansował na szczebel Ekstraklasy jako sędzia asystent. Mówiło się o nim w środowisku, jako o jednym z najzdolniejszych, z czego wynikać miały szybkie awanse w sędziowskiej hierarchii. On być może jeszcze nie przegrał swojej kariery z chorągiewką – wprawdzie kara za pijacki incydent go nie ominie, ale w odróżnieniu od wspomnianej dwójki, on nie zrobił tego w dniu meczu, który miał sam sędziować. To jednak duża różnica.
Co się właściwie stało? Kostrzewa wraz z Frankowskim i Musiałem spacerowali w centrum Lublina, niosąc… znak drogowy. Wprawdzie było grubo po 1 w nocy, ale delikwentów oczywiście ktoś dojrzał i zawiadomił policję. Patrol pojawił się błyskawicznie. Panów przebadano alkomatem, a wyniki łatwo można było przewidzieć – trzeźwi ludzie nie chodzą po mieście we znakami drogowymi pod pachą. Musiał 1.8 promila, Frankowski 1.7, Kostrzewa 1.5. W tym momencie kariera dwóch pierwszych praktycznie się skończyła. Trafili na izbę wytrzeźwień, gdzie spędzili noc.
Gdyby opłata za ten specyficzny hotel wynosząca ponad 400 złotych była jedyną ceną, jaką panowie musieli zapłacić za swoją głupotę, w zasadzie nie byłoby o czym pisać. Ale wiadomo, że ani PZPN, ani tym bardziej UEFA, nie będą tutaj wyrozumiałe. Gdyby coś takiego zdarzyło się poza sezonem, albo chociaż nie w noc poprzedzającą ważny mecz eliminacji Champions League – może wtedy udałoby się przebłagać szefów, by skończyło się na upomnieniach lub karach finansowych. W tych okolicznościach łaski nie będzie – Frankowski i Musiał oczywiście nie pracowali jako „varowcy” na Arenie Lublin i zapewne już nigdy nie dostąpią tego zaszczytu. Rozwiązanie zawodowych kontraktów przez PZPN również wydaje się kwestią bardziej godzin niż dni. Zresztą, wątpliwości rozwiał komunikat na stronie internetowej PZPN.
– Kolegium Sędziów PZPN dokona szczegółowej analizy sytuacji w związku z doniesieniami dotyczącymi niewłaściwego zachowania dwóch sędziów Ekstraklasy, którzy mieli pracować przy meczu eliminacji Ligi Mistrzów pomiędzy Dynamem Kijów oraz Rangers FC. W przypadku potwierdzenia się informacji, Kolegium Sędziów zawnioskuje do Sekretarza Generalnego federacji o rozwiązanie kontraktów z sędziami – czytamy na stronie pzpn.pl.
43-letni Musiał był już blisko końca kariery z gwizdkiem. W perspektywie zostałoby mu pewnie jeszcze kilka lat na VAR. Frankowski był w świetnym momencie swojej kariery sędziowskiej. 38-latek wyznaczany był na coraz bardziej prestiżowe mecze. W zeszłym sezonie poprowadził np. dwa mecze Ligi Mistrzów, dwa kolejne w Lidze Europy i jeden w Lidze Konferencji. Niecały rok temu sędziował towarzyski mecz Niemcy – Turcja. Międzynarodowa kariera rozwijała się, w Ekstraklasie był pewniakiem. Jeden incydent z mocnym udziałem alkoholu przekreślił te dwie kariery. Jeśli któryś z panów wróci do sędziowania to na pewno nieprędko i zapewne nie na poziomie, na którym byli do feralnej nocy z poniedziałku na wtorek.
Kostrzewa pewnie się jeszcze wywinie. Może się spodziewać kary, ale zapewne mniej surowej. Jest też sporo młodszy od Musiała i Frankowskiego, więc być może jeszcze zobaczymy go pracującego przy Ekstraklasie. Starsi koledzy za kilka dni będą mogli rejestrować się w pośredniaku. Po ludzku można im współczuć, ale za głupotę trzeba płacić. A pijackie spacery w środku nocy w dniu meczu, którego stawką są grube miliony euro, to nic innego jak skrajna głupota.