Skip to main content

Dla jednych szansa na pierwszy finał w historii, a w dalszej kolejności na pierwsze trofeum. Drudzy już tym roku po jeden puchar, a konkretniej Superpuchar sięgnęli. Przed nimi zaległy finał za rok ubiegły i być może szansa na… potrójną koronę bez mistrzostwa kraju ani europejskiego pucharu. W tych niezwykłych okolicznościach Levante zagra z Athletikiem o miano rywala Barcelony w finale Pucharu Króla 2020/2021.

W ostatnich tygodniach jedni i drudzy spotykają się niezwykle często. W połowie lutego pierwszy mecz między tymi ekipami na San Mames zakończył się remisem 1:1. Ogromną przewagę mieli Baskowie, ale byli kompletnie nieskuteczni. Wobec tego od pierwszej minuty rewanżu to Levante wirtualnie będzie w finale, bowiem ich promuje 0:0.

Ostatni piątek to kolejne spotkanie, tym razem na Ciutat de Valencia i… znowu remis 1:1. Sam mecz raczej nie zachwycił, ale najważniejsze wydarzenie miało miejsce tuż po jego zakończeniu. Sergio Leon położył rękę na twarzy Inigo Martineza, a ten "sprzedał mu liścia". Skończyło się czerwoną kartką dla Baska. Kłopot w tym, że federacja zasądziła… aż cztery mecze kary.
 

 

Jedyny brak
To właśnie jedyne brakujące ogniwo wśród gości, chociaż do Walencji Marcelino zabrał wszystkich pilkarzy pierwszej drużyny. Inigo także wsiadł do samolotu.Klub odwołał się od decyzji związku i zawnioskował o ewentualne zawieszenie kary do czasu ponownego rozpatrzenia sytuacji. Szansę raczej iluzoryczne i na 99% Marcelino będzie zmuszony do Unaia Nuneza oraz Yeraya Alvareza na środku obrony w najbliższych meczach.

Kara wywołała spore oburzenie w Bilbao i trudno się dziwić. Nie tak dawno temu w meczu Athletic – Barcelona w ramach finału Superpucharu Leo Messi uderzył Asiera Villalibre i też dostał czerwoną kartkę, tyle że jego przewinienie wyceniono na dwa spotkania pauzy. Co ciekawe w obu przypadkach sędziowie decyzje o czerwonych kartkach – dla Messiego i Inigo – motywowali w protokołach użyciem "nadmiernej siły" przy uderzeniu.

Powrót Bardhiego
Po stronie gospodarzy do kadry meczowej Levante wrócił Enis Bardhi. Macedończyk w tym sezonie opuścił już bardzo dużo meczów z powodu kontuzji, więc jego liczby nie powalają na kolana. Trzeba jednak przyznać, że w odpowiednim momencie potrafi niezwykle użyteczny. To on asystował przy zwycięskim golu Rogera przeciwko Realowi i to on dał punkt w zremisowanym meczu z Atletico swoim golem. Przede wszystkim Bardhi to stałe fragmenty gry na mistrzowskim poziomie. Dośrodkowania i strzały, które potrafią zrobić krzywdę rywalowi.

Kapitan z nowym kontraktem
Jose Luis Morales, kapitan i największa gwiazda Levante przed chwilą przedłużył kontrakt z Granotas do końca sezonu 2022/2023. To oznacza, że prawdopodobnie zakończy karierę w Levante, bowiem wówczas będzie miał 36 lat. Przed meczem udzielił lokalnemu dziennikowi Superdeporte wywiadu, w którym stwierdził, że po pierwszym meczu szansę rozkładają się 51% – 49% na korzyść Levante. Jednocześnie na pytanie o to, kto wygrałby wyścig na 100 metrów, on czy De Frutos, nieco wymijająco zasłaniał się… różnicą wieku. Tych dwóch graczy dzieli 10 lat, ale Morales to nadal ekspres, który potrafi uciekać nawet najlepszym obrońcom w LaLiga.
 

Trzeba przyznać, że obaj są częścią kapitalnego ofensywnego tercetu. Do Moralesa i de Frutosa dorzucamy Rogera Martiego i otrzymujemy ekipę, której nie powstydziłoby się wiele klubów znacznie bogatszych. Patrząc na wszystkie rozgrywki ich liczby robią spore wrażenie – Morales 12 goli i 5 asyst, Roger 11 goli i 2 asysty, de Frutos 3 gole i 10 asyst! Dla porównania żaden z graczy Athletiku nie strzelił 10 goli, nie zaliczył 10 asyst, a jedynie dwójka – Inaki Williams i Iker Munian – może pochwalić się dwucyfrową liczbą punktów w klasyfikacji kanadyjskiej.

Pierwszy finał
Levante to klub, który we wrześniu tego roku będzie obchodził 112. urodziny, czyli jest ledwie 11 lat młodszy od swojego rywala. Tyle że w kategorii sukcesy przepaść między tymi ekipami jest ogromna. Athletic nie dość, że zdobył trochę mistrzostw, to jest jednym z trzech klubów, które najczęściej sięgały po Puchar Króla – 23 razy, a przecież za dwa miesiące może mieć o dwie sztuki więcej!

Levante nigdy nie dostało się do finału. Dość powiedzieć, że największym sukcesem ostatni lat były dwa ćwierćfinały krajowego pucharu, 6. miejsce w lidze czy 1/8 finału Ligi Europy. Najdalej w krajowym pucharze Levante dostało się do półfinału z roku 1935. Wówczas mowa o była o Copa del Presidente de la Republica de Futbol. Wtedy walencka ekipa odpadła z Sabadell. Dwie rundy wcześniej odpadł Athletic Club de Bilbao, który przegrał z Realem Betis. Co ciekawe w obecnej edycji Baskowie również zmierzyli się z Verdiblancos, z tą różnicą, że pokonali ekipę z Andaluzji.

Related Articles