Zatrudnienie Ange Postecoglou przez Tottenham było latem jedną z większych niespodzianek na trenerskim rynku. Australijczyk greckiego pochodzenia pokazuje jednak w pierwszych kolejkach, że zna się na swojej robocie. Jego Tottenham z bilansem 4-1-0 zajmuje pozycję wicelidera tabeli. Arsenal ma identyczny bilans i w niedzielne popołudnie będzie miał chrapkę na pokonanie derbowego rywala. Szykuje się kawał dobrego widowisko w północnym Londynie.
Kanonierzy w środku tygodnia rozgromili PSV 4:0, pokazując, że są w dobrej formie. W lidze jak do tej pory potknęli się tylko raz, ale remis z Fulham był mocno pechowy – to wicemistrzowie Anglii dyktowali warunki gry niemal przez całe spotkanie. Marząc o tytule mistrzowskim, Arsenal nie może gubić zbyt wielu punktów – w lidze jest przecież Manchester City i z góry można zakładać z dużą dozą pewności, że Citizens nie pogubią zbyt wielu oczek. Najlepszy dowód? Po pięciu kolejkach mają komplet.
W Tottenhamie chyba mało kto bierze pod uwagę walkę o mistrzostwo. Przypomnijmy, że Koguty zakończyły sezon 22/23 na 8. miejscu, bez kwalifikacji do europejskich pucharów. Mało tego – latem z klubu odeszła jego największa gwiazda, czyli Harry Kane. Kapitan reprezentacji Anglii postanowił wreszcie coś wygrać w swojej karierze i wybrał ofertę Bayernu Monachium. Nowy trener miał więc od razu trudne zadanie – poskładać drużynę i powalczyć przynajmniej o TOP 5, co w tym sezonie da Ligę Mistrzów.
Początek jest więc nadspodziewanie dobry. Spurs mają już na rozkładzie jednego rywala z Big Seven, a mowa o Manchesterze United. Jedyne punkty Postecoglou stracił na inaugurację, ale wyjazdowy remis z Brentford to żadna tragedia. W oczy rzuca się przede wszystkim ofensywne usposobienie „nowego” Tottenhamu – 13 goli w pierwszych pięciu meczach to dobry wynik. Dla porównania, Arsenal ma ich tylko 9. Już siedmiu graczy Spurs wpisało się na listę strzelców w meczach ligowych – trzykrotnie uczynił to Son, który zanotował hat-tricka w spotkaniu z Burnley.
Australijski menadżer Kogutów zna już smak Old Firm Derby, bo dwa ostatnie sezonu spędził na stanowisku trenera Celticu. Większość tych meczów wygrał. Teraz czeka go nowy etap w karierze i rywalizacja z Arsenalem o dominację w północnym Londynie. W poprzednim sezonie podopieczni Mikela Artety wygrali oba starcia z Tottenhamem (3:1 u siebie, 2:0 na wyjeździe), co zdarzyło się po raz pierwszy od wielu lat, a dokładniej od sezonu 2013/14. Przez wiele sezonów Kanonierzy mieli duży problem z wygrywaniem North London Derby, szczególnie tych wyjazdowych, a prawdziwym katem Arsenalu stał się Kane, który strzelił w derbach łącznie aż 14 goli! Póki co ten problem Arteta ma z głowy, o ile los figlarz nie skojarzy jego drużyny z Bayernem w fazie pucharowej Ligi Mistrzów.
Dwa słowa o personaliach. Ekipa gospodarzy przystąpi do niedzielnych derbów północnej części Londynu bez Thomasa Partey’a i prawdopodobnie również bez Gabriela Martinellego. W przypadku Brazylijczyka sprawa jest jednak jeszcze otwarta, jednak można przypuszczać, że nawet jeśli dostanie zielone światło na występ, to i tak w podstawie zagra ktoś inny – najpewniej Leandro Trossard.
W Tottenhamie na pewno nie zagrają kontuzjowani Ivan Perisić, Giovani Lo Celso, Bryan Gil, Ryan Sessegnon oraz Rodrigo Bentancur. Do większości tych absencji fani Spurs już się przyzwyczaili.
Choć goście podejdą do meczu wypoczęci, to jednak za faworyta uchodzi aktualny wicemistrz kraju i gospodarz tego starcia. Początek batalii w niedzielę o 15:00 czasu polskiego.