Liga Mistrzów po wielu latach funkcjonowania w końcu stała się… ligą z prawdziwego zdarzenia. Faza grupowa przeszła do historii, a od tego roku będzie faza ligowa z wielką tabelą na 36 uczestników. Osiem, a nie sześć kolejek w pierwszej części rozgrywek to kolejna zmiana. Novum jest także skład, gdzie będzie aż pięciu debiutantów. Co ciekawe czterech z nich to przedstawiciele lig TOP5!
Swoje pierwsze występy w Champions League zanotują Aston Villa, Bologna, Stade Brestois, Girona oraz Slovan Bratysława. W tym gronie najlepiej pod względem historii pucharowej wyglądają oczywiście przedstawiciele Premier League. The Villans wygrali przecież Puchar Europy w sezonie 1981/1982, ale to było jeszcze kilkanaście lat przed powstaniem Ligi Mistrzów. Od wielu wielu lat brakowało ich na najważniejszych piłkarskich salonach. Przecież kilka lat temu spędzili nawet trzy sezony w Championship, z której wydostali się zajmując piąte miejsce w rozgrywkach 2018/2019 i wygrywając baraże na Wembley. Chwilę później jednak zdecydowanie poszli w górę w hierarchii angielskiej piłki wracając niejako do historii. Już w sezonie 2022/2023 zajęli siódme miejsce, co było przepustką do Europy. Wtedy trafili do Ligi Konferencji, w której dwukrotnie mieli okazje mierzyć się z Legią Warszawa i nawet… przegrać przy Łazienkowskiej. Plany były duże – ze zwycięstwem włącznie – ale ich przygoda nieoczekiwanie zakończyła się na Olympiakosie Pireus w półfinale. Równolegle jednak zajęli czwarte miejsce w Premier League, co pozwoliło na pierwszy w historii start w najbardziej prestiżowych rozgrywkach klubowych na świecie. Poprzedni udział w Pucharze Europy i ostatni jak dotąd, miał miejsce w sezonie 1982/1983, gdy dotarli do 1/4 finału przegrywając z Juventusem. Co ciekawe, gdyby pokonali Włochów, wówczas trafiliby na… Widzew Łódź, który chwilę wcześniej ograł Liverpool. Tyle że droga do ćwierćfinału wówczas nie była zbyt długa, bowiem wcześniej ekipa z Birmignham ograła Besiktas i Dinamo Bukareszt. To ledwie cztery mecze, a dzisiaj trzeba takich rozegrać 10 lub 12 w zależności od osiąganych wyników!
Villa ubiegły sezon zakończyła jako się rzekło na czwartym miejscu z dorobkiem 68 punktów. Oczywiście nie byli w stanie rywalizować z Manchesterem City, Arsenalem czy Liverpoolem, ale wciąż byli przed Tottenhamem, Chelsea, Newcastle czy Manchesterem United. Dokonali czegoś, co przez wiele lat było nie do pomyślenia. Unai Emery po raz kolejny pokazuje, że jeśli nie jest w klubach z pierwszych stron gazet, to zdecydowanie jest w stanie dać najwyższy poziom pracy i wyników. Swoją drogą wrażenie zrobiły także transfery klubu w dwie strony. Aston Villa wydała bagatela 176 milionów euro, ale w tym samym czasie zgarnęła… 145 milionów w europejskiej walucie wg portalu Transfermarkt.
Najbardziej oczekiwany debiutant przez Polaków
Bez wątpienia mowa o włoskim przedstawicielu. Bologna sensacyjnie zajęła w ubiegłym sezonie piąte miejsce, w przypadku Serie A zakończyło się awansem do Ligi Mistrzów. Wyprzedzili przecież oba stołeczne kluby, Fiorentinę czy byłego mistrza z Neapolu. Ogromny udział w tym sukcesie miał przede wszystkim Łukasz Skorupski. Bramkarz reprezentacji Polski od wielu lat jest podstawowym bramkarzem kolejnych klubów Serie A i pokazuje swój kunszt bez względu na przeciwnika. Mimo tego trudno było się spodziewać, że dostąpi w takim zespole szansy gry w Lidze Mistrzów. Tymczasem ekipa Thiago Motty zaszokowała całe calcio. Dobre występy kopciuszka mogą cieszyć, ale potem zaczyna się cała masa utrudnień. Skoro wiele osób tam zaskoczyło, to chętnych na ich pozyskanie nie brakuje. Riccardo Calafiori wybrał Arsenal, Joshua Zirkzee Manchester United, a klub na tym duecie zebrał niemal 90 milionów euro! Wydaje się jednak, że najbardziej bolesną stratą było odejście trenera. Thiago Motta wybrał Juventus i trudno mu się dziwić. Tam będzie regularnie walczył o najwyższe cele, a w Bolonii dotarł do sufitu, który musiał przebijać ze swoją drużyną. Początek nowych rozgrywek pod wodzą Vincenzo Italiano nie jest łatwy. Trzy remisy – Udinese, Empoli, Como – raczej nikogo nie zadowalają. Gdy zagrali z kimś mocniejszym – Napoli – skończyło się 0:3 na wyjeździe. Niestety albo i stety, udziału w tym nie miał praktycznie Kacper Urbański. Na początku sezonu 20-latek z Polski leczył kontuzje, a szansę dostał dopiero tuż przed przerwą reprezentacyjną, gdy zagrał 9 minut przeciwko Empoli.
Dla klubu z Bolonii to powrót do europejskich pucharów po długiej, ponad dwudziestoletniej, przerwie. Ostatni poważny start miał miejsce w sezonie 1999/2000 w Pucharze UEFA, gdzie wyeliminowali Zenit, Anderlecht, ale ich drogę przerwało Galatasaray w III rundzie. Sezon wcześniej dotarli jednak aż do półfinału, gdzie lepsza – bramkami na wyjeździe – okazała się Marsylia. To był zdecydowanie największy pucharowy sukces ekipy z Emilii-Romanii. Wcześniej w sezonie 1990/1991 byli w ćwierćfinale, gdzie odpadli ze Sportingiem. Co ciekawe wówczas ich przygoda rozpoczęła się od dwóch wygranych po 1:0 z… Zagłębiem Lubin. To zresztą jeden z trzech dwumeczów przeciwko polskim klubom. Wspomniany sukces z sezonu 98/99 rozpoczął się od batalii Pucharze Intertoto. Tam pokonali National Bukareszt, Sampdorię, a w finale o przepustkę do Pucharu UEFA Ruch Chorzów – 1:0 i 2:0. Cztery lata później ich drogę w kierunku tych samych rozgrywek przecięło angielskie Fulham. W zamierzchłych czasach, czyli sezonie 1974/1975 odpadli w drugiej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów z Gwardią Warszawa po rzutach karnych.
Pierwszy raz w Europie
Jeśli ktoś w ostatnich kilkunastu latach przerywał dominacje i duopol Realu Madryt z Barceloną, to było Atletico. Bywały sezony, w których długo na szczycie trzymały się kluby pokroju Sevilli czy Realu Sociedad. Finalnie jednak nie wytrzymywały wyścigu i leciały w okolice czwartego miejsca. Girona nie dość, że zaczynała ze znacznie niższego pułapu, to długo była równorzędnym konkurentem dla Realu Madryt, przy okazji dystansując lokalnego rywala – Barcelonę, z którą notabene dwukrotnie wygrali w ubiegłym sezonie. Finalnie drużyna Michela zajęła świetne trzecie miejsce, a ich zawodnik Artem Dowbyk zgarnął koronę króla strzelców – 24 gole. Paradoks tego wszystkiego polegał na tym, że nikt się nie spodziewał takiego wystrzału Blanc i Vermell. Jeszcze w trakcie sezonu rozpoczęły się starania, by klub mógł grać mecze w Lidze Mistrzów na swoim obiekcie Montilivi. Powstał także kłopot natury proceduralnej, czyli kwestie właścicielskie. Girona należy do City Football Group, czyli konglomeratu, którego główną częścią jest Manchester City. Finalnie wszystko się udało, dzięki czemu kataloński klub już jutro zagra z PSG na Parc des Princes, a za dwa tygodnie będzie mieć okazje gościć Feyenoord. Oczywiście już w innym składzie personalnym, niż w ubiegłym sezonie. Nie obyło się bez sporych strat. Dowbyk wylądował w Romie, Aleix Garcia w Bayerze Leverkusen, a wypożyczenia zakończyły się w przypadku Savinho, Yana Couto czy Erica Garcii. Klub zarobił ponad 50 milionów euro, co zestawiając z zarobkami Aston Villi można skwitować śmiechem. Podobnie, jak kwoty wydawane przez hiszpański klub przed Ligą Mistrzów. To łącznie nieco ponad 40 milionów euro, z czego niemal połowa poszła na Yasera Asprille z Watfordu.
Warto dodać, że zarówno Girona, jak i Stade Brestois to nie tylko debiutanci w Lidze Mistrzów, ale debiutanci w europejskich pucharach. Ani jedni, ani drudzy nie mieli do tej pory okazji reprezentować swoich lig na arenie międzynarodowej. Trudno się dziwić, skoro przed poprzednim sezonem, dla Girony najlepszym wynikiem było dwukrotnie 10. miejsce w LaLiga, w której łącznie spędzili wtedy trzy sezony. Teraz są na starcie piątego podejścia do tych rozgrywek.
***
Innym anonimem na poziomie Ligi Mistrzów jest Stade Brestois. Największym sukcesem w historii Les Pirates jest właśnie trzecie miejsce w ubiegłym sezonie Ligue1. Na rywalizacje z PSG nie mieli szans, ale samo zdystansowanie Lille, Nicei, Lyonu, Lens, Marsylii czy lokalnego rywala z Rennes to już ogromny sukces. Ekipa z Bretanii raczej przez wiele lat uchodziła za tą będącą w cieniu Rennes, Nantes czy nawet Lorient. Tymczasem to właśnie na Stade Francis-Le Ble będzie można wysłuchać hymn Ligi Mistrzów. Kameralny obiekt, niczym Montilivi w Gironie zacznie trochę mało prestiżowo, bo na dzień dobry przyjedzie do nich Sturm Graz. Potem jednak będzie lepiej, a tej jesieni na północno-wschodnie rubieże Francji przyjedzie Bayer Leverkusen, a przede wszystkim Real Madryt.
Zdecydowana większość kadry drużyny Erica Roya pozostała w klubie. Jednak nie udało się zatrzymać wszystkich. Jeremy Le Douaron wybrał Palermo i był najdrożej sprzedanym piłkarzem – 4 miliony euro. Jednak najbardziej odczuwalnymi brakami będą Steve Mounie(Augsburg) oraz Lilian Brassier(Marsylia). Skończyło się także wypożyczenie Martina Satriano z Interu, który teraz wybrał RC Lens. Swoją drogą widać, że Brest to nie jest żaden nowobogacki krezus. Wydał na transfery nieco ponad 12 milionów euro, co dla klubów z końca tabeli Premier League byłoby kwotą rzucaną ot tak, na jednego średniej klasy piłkarza. Tutaj klub zasilili Mama Balde z Lyonu(4,5 miliona), Kamory Doumbia z Reims(4) czy Ludovic Ajorque z Mainz. Dwaj pierwsi wskoczyli do TOP5 najdroższych transferów w historii klubu. Numerem jeden nadal są Mounie i Franck Honorat, którzy przyszli w sezonie 2020/2021 za… 5 milionów euro. Swoją drogą klub pozyskał też mnóstwo zawodników na zasadzie wypożyczeń. Widać więc, że to nie pieniądze, a jedynie świetna praca klubu, trenera, jego sztabu oraz piłkarzy przyniosła możliwość gry w Lidze Mistrzów, co tylko może cieszyć. To pewien powiew romantyzmu w piłce nożnej w najbardziej komercyjnych rozgrywkach na świecie.
Czwarty słowacki rodzynek
Niestety, po raz kolejny możemy z zazdrością patrzeć na naszych południowych sąsiadów. Do występów czeskich zespołów w Lidze Mistrzów już przywykliśmy. Jednak dla Słowaków nadal nie jest to coś, co się dzieje regularnie. Z drugiej strony częściej od nas. My w XXI wieku tylko raz za sprawą Legii Warszawa mieliśmy okazje oglądać zmagania przedstawiciela Ekstraklasy w grupie Champions League. Słowacy mają historycznie czwarty występ, a tylko w tym stuleciu to będzie trzeci raz. Pierwszym słowackim klubem w fazie grupowej były w 1997 roku 1. FC Koszyce, które sensacyjnie wyeliminowały po drodze Spartak Moskwa. W grupie przegrali wzystkie mecze z Manchesterem United, Juventusem i Feyenoordem, ale przynajmniej dwie bramki zdobyli przeciwko włoskiej ekipie. Na kolejnego przedstawiciela Słowacy czekali do 2005 roku, gdy nie istniejąca już Artmedia Petrżalka w eliminacjach zbiła Celtic Glasgow(5:0 u siebie), a potem pokonała jeszcze Partizan Belgrad. W grupie zajęli trzecie miejsce, notując remisy z Rangersami(dwukrotnie) czy Porto, które także pokonali w drugim meczu! To była jedna z największych sensacji tych rozgrywek, od momentu ich powstania. Pięć lat później awans do fazy grupowej wywalczyła Żilina, która w fazie play-off pokonała w prestiżowym dwumeczu Spartę Praga. Pokonanie czeskiej ekipy to zawsze dla Słowaków powód do dumy, a tutaj dawał jeszcze przepustkę do grupy. Tam jednak było podobnie, jak w przypadku koszyckiej drużyny – sześć porażek. Najboleśniejsze okazało się 0:7 od Olympique Marsylia!
Od tamtej pory najbliższy awansu był w 2014 roku Slovan Bratysława, który w play-offach wyraźnie musiał uznać wyższość BATE Borysow. Później były spore kłopoty z przechodzeniem wcześniejszych rund. Obecny mistrz kraju przecież w 2019 i 2020 roku skompromitował się w pierwszych rundach, odpadając odpowiednio z czarnogórską Sutjeską Niksić i farerskim KI! O porażki z Youngs Boys czy Ferencvarosem w drugich rundach trudno mieć pretensje, a już ubiegłoroczna trzecia runda była pewnym powiewem optymizmu. Teraz jednak zrobili kapitalny wynik. Nie mieli ultra trudnej drogi, lecz awansowali. Najpierw macedońska Struga, potem kolejny bałkański rywal – Celje ze Słowenii. APOEL Nikozja to już przeciwnik, który wydawał się być faworytem. Takowym było duńskie Midtjylland z Adamem Buksą w składzie. Tutaj kapitalna końcówka rewanżu w Bratysławie – wyciągnęli z 1:2 na 3:2 pozwoliła na premierowy występ w Lidze Mistrzów. Po tym klub chciał ściągnąć Blaża Kramera z Legii Warszawa, ale Słoweniec… nie zdecydował się na ten krok. Jego strata i nie zagra sobie ani z Manchesterem City, ani Bayernem, Milanem czy Atletico, bo takie drużyny do gry m.in. wylosowali Słowacy.
Trenerem Slovana jest legendarny Vladimir Weiss, którego chyba każdy kibic kojarzy chociażby z wielu potyczek naszych reprezentacji. Paru “starych Słowaków” też odnajdziemy w składzie. Juraj Kucka, Vladimir Weiss junior, Robert Mak to przecież piłkarze, którzy zrobili ciekawą karierę, jak na słowackie warunki. Musiał się oczywiście pojawić polski akcent, czyli Alen Mustafić, który przed chwilą był wypożyczony do Śląska Wrocław, a teraz będzie miał szansę na grę w Lidze Mistrzów.
***
Już dzisiaj do debiutanckiej rywalizacji przystąpi Aston Villa. Jutro to samo uczynią Bologna, Girona oraz Slovan, a dopiero w czwartkowy wieczór pierwszy występ zaliczy Stade Brestois.