Skip to main content

Szachtar Donieck, Dynamo Kijów, Sunderland, Schalke, reprezentacja Kanady. Momentami w głowie się kręciło od tych medialnych i najczęściej wyssanych z palca rewelacji, że Marek Papszun miałby objąć jakiś słynny i wielki klub. Zatoczył koło po całym świecie i… wrócił do dobrze sobie znanej Częstochowy.

Marek Papszun mógłby być dziś selekcjonerem reprezentacji Polski, ponieważ opinia publiczna stała za jego kandydaturą po zwolnieniu Fernando Santosa. Saga trwała. Osobą decyzyjną był jednak prezes PZPN Cezary Kulesza, który wybrał po starej znajomości Michała Probierza. Było to duże rozczarowanie dla świeżo upieczonego mistrza Polski. Na taką szansę czekał. Po to zrezygnował, żeby właśnie taka oferta się na stole pojawiła. Pewna formuła w Częstochowie się wyczerpała, osiągnął tu wszystko. Krzysztof Stanowski w programie “Stan Futbolu” powiedział, że Papszunowi nie podobało się zaciśnięcie pasa na rynku transferowym. Michał Świerczewski chciał na rynku działać skromniej i efektywniej. Nie chodziło o to, że trener miał już na stole jakąś kuszącą ofertę. Łączono go na przykład z Legią Warszawa, ale on odmówił. Przez cały sezon 2023/24 pozostał bez trenerskiej pracy. Udzielał się co najwyżej w studiu telewizyjnym “TVP Sport”.

Marek Papszun to Raków, a Raków to Marek Papszun. To on budował ten klub i tym samym swój trenerski wizerunek. Chwilę przed objęciem przez niego zespołu miała miejsce druzgocąca klęska, która pogrzebała na stanowisku Przemysława Cecherza. Był to wynik aż 1:8 z GKS-em Tychy. Kom-pro-mi-ta-cja. Tyszanie oddali dziewięć strzałów celnych, a osiem z nich wpadło do siatki. Właściciel Michał Świerczewski czuł upokorzenie. Kajał się w specjalnym oświadczeniu klubowym i powiedział, że na kolejny mecz można sobie wejść za złotówkę. Raków przegrał tyle jako zespół znajdujący się na trzeciej pozycji w II lidze. To wtedy wjechał Marek Papszun, nauczyciel. Człowiek, którego sukcesem było wówczas wywalczenie awansu z III ligi do II ligi z Legionovią Legionowo. Nie wygrał pierwszego meczu, drugiego, trzeciego, czwartego… wygrał co prawda piąty, ale potem szóstego i siódmego też nie. Awans się ulotnił. Nie był to wymarzony początek, a raczej bardzo trudny.

Potem jednak odpalił petardy. Wydobył klub z drugiej ligi. Na mocy spójnej wizji z właścicielem Michałem Świerczewskim oraz dużej decyzyjności w rządzeniu klubem udało mu się wejść do I ligi, a potem po dwóch sezonach do Ekstraklasy. Będąc jeszcze pierwszoligowcem dotarł do półfinału Pucharu Polski, eliminując po drodze Legię Warszawa, i Lecha Poznań. Pokazał w ten sposób, że jest w stanie rywalizować z największymi klubami w Polsce. Jako beniaminek zajął w Ekstraklasie 10. miejsce. Raków zaliczał zatem błyskawiczny progres. Stawiał kolejne kroki w rozwoju. Przy tym emanował spokojem, nie podejmował gwałtownych ruchów. Marek Papszun cały czas budował i miał w tym pełne poparcie właściciela, który doskonale widział komu zaufał. Przy tym niestety Papszun był trudnym do współpracy człowiekiem i miał problem z dobraniem sobie odpowiedniego asystenta. Sukces wymaga jednak poświęceń. Rządził twardą ręką.

Raków zaczął zachwycać. Dwa razy został wicemistrzem Polski, by wreszcie na koniec sięgnąć po upragniony tytuł. To było zwieńczenie pracy Marka Papszuna. Wcześniej zdobył bowiem dwa Puchary Polski i dwa Superpuchary Polski. Co zatem więcej mógł osiągnąć? Ano sukces w Europie. Tego opinia publiczna nie rozumiała. Awansował przecież – jako mistrz kraju – do eliminacji w Lidze Mistrzów, a później oddał team w inne ręce. Akurat tak się złożyło, że europejska przygoda była w przypadku Dawida Szwargi tym, za co można mieć do niego najmniejsze pretensje. Awansował do grupy Ligi Europy, czyli tej drugiej co do prestiżu europejskich rozgrywek. Tam co prawda zebrał lekcję futbolu od Atalanty, ale pokaźna suma euro na konto wpłynęła – to prawie 10 mln euro. Raków europejskie zmagania zakończył na 14 meczach – ośmiu w eliminacjach Ligi Mistrzów i sześciu w fazie grupowej Ligi Europy.

Marek Papszun wraca do doskonale sobie znanego miejsca. Jego celem jest odbudowanie ekipy, która nie potrafiła przez kilka miesięcy wygrać dwóch meczów z rzędu w Ekstraklasie. To wręcz żałosne, gdy chcesz walczyć o mistrza. Papszun potrafił w sezonie 2022/23 wygrywać mecz za meczem, dopisywać kolejne zwycięstwa. Najlepsza seria trwała aż siedem spotkań. Raków pod jego wodzą był bardzo wyrachowany, opierał swoją grę na aktywnych wahadłowych – zwłaszcza Franie Tudorze. Brakowało mu co prawda zawsze napastnika, ale Ivi Lopez robił doskonałą robotę, grając za plecami Gutkovskisa czy Fabiana Piaseckiego. To głównie za sprawą jego indywidualnych umiejętności Raków zdobywał wiele bramek. Słynął raczej z sumienności i rzetelności w defensywie, tracił mało bramek. Przez trzy lata, gdy Raków był wicemistrzem lub mistrzem, tylko cztery zespoły potrafiły strzelić Rakowowi trzy gole – Lechia Gdańsk, KAA Gent, Cracovia i Legia Warszawa. Drużynie Dawida Szwargi cztery zespoły strzeliły minimum trzy gole (a nawet i po cztery) aż czterokrotnie i to w ciągu roku.

To nie był udany projekt. Niby właściciel zapewniał, że Szwarga ma pełne poparcie, a potem przychodził taki mecz jak porażka 0:3 z Pucharze Polski z Piastem Gliwice, gdy puszczał tweeta w emocjach, że “staliśmy się ligowym średniakiem” albo później 1:2 z Radomiakiem w Ekstraklasie. Cierpliwość się skończyła, dlatego czas na związek, który doskonale się sprawdzał i ciekawie będzie ten powrót obserwować.

Related Articles