Skip to main content

Dzisiaj rozpoczynamy dwudniową przygodę z ćwierćfinałami Pucharu Polski. Na tym etapie, wśród ośmiu uczestników, tylko 3 drużyny to przedstawiciele Ekstraklasy. Na placu boju mamy także jednego pierwszoligowca, 3 zespoły z II ligi oraz rodzynka z trzeciej grupy III ligi. Ewentualny końcowy triumf reprezentanta niższej klasy rozgrywkowej byłby sensacją, która w przeszłości kilka razy miała miejsce.

Szanse na taki scenariusz nie są zbyt duże, bowiem podczas losowania wyłoniono tylko jedną parę kwalifikującą ligowego “kopciuszka” do półfinału. Zwycięzca wtorkowego meczu Pogoń Siedlce – Górnik Łęczna stanie przed niepowtarzalną szansą walki o udział w finale. Mniejsze szanse daje się pozostałym “ubogim krewnym” ekstraklasowych rywali. Trzecioligowa Lechia Zielona Góra spróbuje zatrzymać warszawską Legię, KKS Kalisz podejmie na własnym boisku Śląsk Wrocław, zaś wisienką na pucharowym torcie ma być starcie “możnych” swoich klas rozgrywkowych, czyli Motoru Lublin z Rakowem Częstochowa. Każdy z zespołów będący “Dawidem” w starciu z “Goliatem” liczy na powtórzenie jednej z historii sprzed lat i napisanie nowej, nieprawdopodobnej karty w historii Pucharu Polski.

Łącznie do finałów rozgrywek o krajowy puchar dochodziło 14 drużyn spoza najwyższej klasy rozgrywkowej. Jednak tylko cztery z nich odniosły końcowy triumf. Pierwszym, sensacyjnym zdobywcą Pucharu Polski spoza krajowej elity była Stal Rzeszów. “Stalowcy” w sezonie 1974/1975 równolegle walczyli o krajowy puchar oraz o awans do ówczesnej I ligi, czyli na najwyższy szczebel piłkarski nad Wisłą. W drodze do finału popularne “Żurawie” zostawiły w pokonanym polu Kolejarza Prokocim (3:0), Szombierki Bytom (2:1), ROW Rybnik (2:1), aktualnych wicemistrzów Polski – Stal Mielec (2:0) oraz Pogoń Szczecin (3:0). W finale Stal zagrała z rezerwami rybnickiego ROW-u, które po odprawieniu w poprzednich rundach Legii Warszawa, Lecha Poznań i Górnika Zabrze byli jeszcze większą sensacją niż rzeszowianie.

Finał Pucharu Polski w sezonie 1974/1975 rozgrywany na stadionie Cracovii nie był porywającym widowiskiem. Oba zespoły starały się przede wszystkim nie stracić gola i robiły to skutecznie. Regulaminowy czas gry nie przyniósł goli, dogrywka także. W serii rzutów karnych górą byli zawodnicy Stali. Okazały puchar był tylko częścią sukcesu. Nagrodą za zwycięstwo był również udział w rozgrywkach Pucharu Zdobywców Pucharów w nadchodzącym, nowym sezonie. W I rundzie “Żurawie” wylosowały drużynę Skeid Fotball z Oslo – jednokrotnego mistrza Norwegii i ośmiokrotnego zdobywcę krajowego pucharu. Rzeszowianie nie dali szans Skandynawom pokonując ich na wyjeździe 4:1 oraz wygrywając 4:0 na własnym boisku. W kolejnej rundzie Stal musiała uznać wyższość walijskiego Wrexham (0:2 i 1:1).

Osiem lat później ogromną sensację sprawiła trzecioligowa wówczas Lechia Gdańsk. Gdańszczanie po spadku z II ligi, obok zmagań pucharowych, toczyli zażarty bój o szybki powrót na zaplecze krajowej elity. Po zwycięstwie po dogrywce nad Startem Radziejów Kujawski 3:2 oraz wygranej nad Olimpią Elbląg 2:1 “Lechiści” trafili na ówczesnego mistrza Polski, wielki Widzew Łódź prowadzony przez trenera Leszka Jezierskiego. Ten sam Widzew, który od kilku sezonów błyszczał na europejskiej arenie. “Widzewiacy” nie docenili graczy Lechii, którzy w regulaminowym czasie gry zdołali doprowadzić do remisu 1:1. Nierozstrzygnięty wynik utrzymał się, aż do serii rzutów karnych, w której lepsi byli gdańszczanie.

W kolejnej rundzie Lechia trafiła na lidera tabeli I ligi, Śląsk Wrocław. Dziewięćdziesiąt minut nie przyniosło rozstrzygnięcia, a w dogrywce biało-zieloni trafili trzy razy pozbawiając wrocławian złudzeń. W ćwierćfinale gdańszczanie zmierzyli się z kolejnym przedstawicielem najwyższego szczebla, Zagłębiem Sosnowiec. Goście byli zespołem lepszym, ale piękny gol Marka Kowalczyka zapewnił Lechii wygraną 1:0. W półfinale rywalem gdańszczan był chorzowski Ruch. W sędziowanym przez Wita Żelazko spotkaniu nie brakowało kontrowersji – nieuznany gol Krzysztofa Gawary dla Ruchu i dyskusyjny rzut karny dla Lechii niewykorzystany przez Andrzeja Marchela. Sto dwadzieścia minut nie przyniosło rozstrzygnięcia. W karnych bohaterem został Tadeusz Fajfer. Golkiper Lechii zatrzymał dwa strzały i to zespół z Gdańska awansował do finału.

W walce o puchar na przeciw trzecioligowych “Lechistów” stanął drugoligowy Piast Gliwice. Szybki gol Krzysztofa Górskiego i bramka Marka Kowalczyka z 38. minuty dawały Lechii spory komfort, ale jeszcze przed przerwą rzut karny dla “Piastunek” na gola zamienił Ryszard Kałużyński. Ten sam zawodnik w 60. minucie sprokurował “wapno” dla gdańszczan zatrzymując ręką piłkę zmierzającą do bramki po strzale Jacka Grembockiego. Rzutu karnego nie wykorzystał Andrzej Salach, który nie trafił w bramkę. Lechia nerwowo, ale skutecznie walczyła o utrzymanie korzystnego wyniku. Ta sztuka im się udała. Pierwszy wielki sukces gdańskiego klubu zaowocował udziałem w Pucharze Zdobywców Pucharów. Los nie był jednak łaskawy dla świeżo upieczonego drugoligowca. Już w pierwszej rundzie Lechia trafiła na włoski Juventus. U siebie gdańszczanie przegrali po walce 2:3, ale w Italii dostali lekcję futbolu i wrócili do Polski z bagażem siedmiu goli. Wspaniałej przygody nikt im jednak nie odbierze.

W sezonie 1991/1992 rewelacją rozgrywek o Puchar Polski była drugoligowa Miedź Legnica. Legniczanie nie bez kłopotów dotarli do samego finału. Już w pierwszym spotkaniu o awansie “Miedzianki” decydowała skuteczniej wykonywana seria rzutów karnych w starciu z Ostrovią Ostrów Wielkopolski (1:1, karne 3:1). W kolejnej rundzie Miedź odprawiła z kwitkiem Stal Mielec, wygrywając 3:2 po hat-tricku Daniela Dylusia. Dyluś był również autorem awansu w spotkaniu 1/8 finału z Olimpią Poznań, zamieniając rzut karny na jedynego gola meczu. W ćwierćfinale legniczanie zmierzyli się w dwumeczu z Zawiszą Bydgoszcz. U siebie wygrali 2:1, w Bydgoszczy identyczny wynik dla gospodarzy skutkował dogrywką, w której Artur Wójcik zapewnił Miedzi awans do półfinału. Tam domowa wygrana 3:0 ze Stilonem Gorzów Wielkopolski sprawiła, że rewanż był jedynie formalnością (1:1).

W finale Miedź spotkała się z czołowym zespołem I ligi, Górnikiem Zabrze. Zabrzanie byli żądni trofeum, podrażnieni ligową porażką w ostatniej kolejce sezonu z Widzewem Łódź, która pozwoliła “Widzewiakom” przeskoczyć Ślązaków w tabeli i zająć miejsce premiowane udziałem w Pucharze UEFA. Spotkanie prowadzone przez sędziego Michała Listkiewicza, późniejszego prezesa PZPN, rozpoczęło się wyśmienicie dla Górnika, który już w 9. minucie objął prowadzenie po golu Piotra Jegora. Legniczanie zaciekle walczyli o każdy metr boiska i w końcówce doprowadzili do remisu dzięki bramce Dariusza Baziuka. O losach trofeum musiały zadecydować rzuty karne. W tych skuteczniejsi byli gracze Miedzi wygrywając 4:3. Sensacja stała się faktem.

Przygoda z Pucharem Zdobywców Pucharów, podobnie jak w przypadku Lechii, zakończyła się już w pierwszej rundzie. Legniczanie trafili na finalistę poprzedniej edycji rozgrywek, AS Monaco, prowadzone przez wchodzącego na trenerskie szczyty Arsene’a Wengera. Drugoligowcy błyskawicznie zostali sprowadzeni na ziemię, bowiem już w 2. minucie meczu rozgrywanego na stadionie Zagłębia w Lubinie, po asyście Jurgena Klinsmanna do bramki Miedzi trafił Youri Djorkaeff. W 28. minucie po faulu na Arturze Wójciku sędzia podyktował rzut karny dla zespołu z Legnicy. Strzał Grzegorza Kochanka złapał jednak Jean-Luc Ettori. W końcówce od wyższej porażki uratował Miedź bramkarz, Dariusz Płaczkiewicz, zbijając na słupek strzał Klinsmanna z rzutu karnego. W rewanżu padł bezbramkowy remis, który promował dalej drużynę z Francji. Piłkarze Monaco zostali jednak wygwizdani przez swoich kibiców, zaś Miedź wróciła do kraju z honorem.

Ostatnim drugoligowcem, który zdołał sięgnąć po Puchar Polski był Ruch Chorzów w sezonie 1995/1996. Chorzowianie, jako świeżo upieczony spadkowicz z I ligi dysponowali jednak mocniejszym składem od poprzedników, od początku sezonu otwarcie pałając żądzą awansu do krajowej elity. “Niebiescy” rozpoczęli rywalizację dopiero od IV rundy, ale los od razu skojarzył ich z Legią Warszawa, uczestnikiem piłkarskiej Ligi Mistrzów. Ruch nie przestraszył się mistrza Polski i wygrał 2:1 po golach Mirosława Bąka i Mariusza Śrutwy. W 1/8 finału chorzowianie nie dali szans Warcie Poznań zwyciężając 5:2. Hat-trickiem w tym meczu popisał się Śrutwa. Bardziej zacięty był ćwierćfinał z Rakowem Częstochowa wygrany 2:1. W półfinale znów błysnął Śrutwa – jego trzy gole zapewniły wygraną nad Pogonią Oleśnica 3:0 i awans do finału.

W finale rywalem chorzowian był GKS Bełchatów. Decydujący o losach trofeum mecz był ostatnim spotkaniem w karierze prowadzonym przez sędziego Listkiewicza. Dość bezbarwne spotkanie zostało rozstrzygnięte dopiero na 5 minut przed upływem regulaminowego czasu gry. Po strzale Dariusza Gęsiora rykoszetująca o mur piłka zmyliła bramkarza bełchatowian, Zbigniewa Millera i wpadła do siatki. Dzięki wygranej Ruch, już jako pierwszoligowiec, uzyskał możliwość gry w Pucharze Zdobywców Pucharów. Tam “Niebiescy” pokonali w rundzie wstępnej w dwumeczu walijskie Llansantffraid – w Walii padł remis 1:1, w rewanżu chorzowianie wygrali 5:0. W kolejnej rundzie chorzowski zespół trafił na słynną Benfikę Lizbona. Targani problemami finansowymi Portugalczycy z dość przeciętnym składem byli jednak o klasę lepsi od Ruchu. Wygrana Benfiki 5:1 w pierwszym spotkaniu przesądziła o losach dwumeczu. Bezbramkowy remis w rewanżu był marnym pocieszeniem dla “Niebieskich”.

Historia pokazuje, że czasem niemożliwe stawało się realne. Olbrzymie sukcesy maluczkich były jednak sporym brzemieniem dla współczynnika Polski w rankingu krajowym UEFA. Ale pięknych historii i niezapomnianych przygód nikt nie wykreśli z kart historii klubów oraz rozgrywek Pucharu Polski. Czy ktoś z pięciu “outsiderów” jest w stanie powtórzyć wyczynu Stali, Lechii, Miedzi czy Ruchu? Pierwszym, poważnym krokiem w drodze do chwały będą wtorkowe i środowe ćwierćfinały. Już nie możemy się doczekać.

Related Articles