Skip to main content

To był ostatni występ Artura Boruca. Sporo było szumu w sprawie cen biletów, oberwało się głównemu aktorowi tego widowiska. Sparing Legii Warszawa z Celtikiem Glasgow, czyli dwóch klubów bardzo bliskich Borucowi, ostatecznie nie okazał się taką klapą, jaką zapowiadano. 42-latek zagrał 45 minut w bramce Wojskowych.

Meczowi pożegnalnemu Artura Boruca towarzyszyły kontrowersje. Doskonale pasowało to do wizerunku doświadczonego bramkarza, ale nie było żadną zaplanowaną akcją. Bilety na ten mecz sprzedawały się bardzo kiepsko, a wszystko przez ich cenę. Jeśli ktoś chciał zobaczyć z bliska ostatni mecz króla Artura, to musiał zapłacić nawet ponad stówę. Wszystko w zależności od miejsca. Te droższe kosztowały nawet 130 zł. Koszt dla kibica był nawet większy niż w przypadku pójścia na mecz europejskich pucharów. Wszystko także przez oczekiwania finansowe samego bramkarza. Na niecały tydzień przed meczem Legia sprzedała jakieś trzy-cztery tysiące biletów, co przy 30-tysięcznej pojemności stadionu mogło oznaczać kompletną piłkarską klapę i niegodne pożegnanie legendy polskiej piłki, bohatera MŚ 2006 i Euro 2008.

Boruca za wymagania finansowe, co do tego meczu, krytykowała część kibiców, krytykował też Krzysztof Stanowski, a ten odpowiedział w swoim stylu: – Chciałbym tylko jedno wyjaśnić. Że tu nie ma ku*wa co wyjaśniać. Jak masz ochotę przyjść na mecz, to zapraszam serdecznie. A jeśli nie, to baw się dobrze w domu. Ostatecznie Legia wyszła z inicjatywą i obniżyła ceny o 20 złotych, a sam Boruc dwoił się i troił, zapraszając wszystkich na swoje pożegnanie. Udzielił na przykład bardzo obszernego wywiadu w “Przeglądzie Sportowym”. 15 tysięcy kibiców na Łazienkowskiej wyglądało już zdecydowanie lepiej i efektowniej. Nie było jakiejś wielkiej pompy, bo przecież zapełnione zostało pół stadionu, ale obeszło się bez ogromnej klapy. Wyszło całkiem przyjemne widowisko sportowe, połączone z sentymentalną otoczką. Zabrakło jednak jakiejś spektakularnej oprawy, która pewnie by się pojawiła, gdyby nie akcja z biletami.

Legia zremisowała z Celtikiem 2:2, a Boruc wpuścił w pierwszej połowie dwie bramki, jednak przy żadnej z nich nie miał szans. To był jego pierwszy występ od marca i czerwonej kartki z Wartą. Popisał się typową dla siebie obroną, którą przez lata nazywaliśmy “pajacykiem”. Właśnie w takim stylu zatrzymał strzał Jamesa Forresta. Zagrał 45 minut, a w drugiej połowie zastąpił go Kacper Tobiasz. W przerwie na boisku w ramach zapowiedzi walki pojawili się zawodnicy MMA Tomasz Sarara i Arkadiusz Wrzosek, którzy będą się pojedynkować na kolejnym KSW. Boruc bronił rzuty karne od osób, które wcześniej wylicytowały swoje strzały, płacąc na rzecz fundacji Legii. Jednego strzelał były pięściarz i kumpel bramkarza, Andrzej Fonfara. Legioniści po przerwie pokazali charakter, bo odrobili dwie bramki i zremisowali 2:2. Gole strzelili Maciej Rosołek i Josue. Szczególnie efektowna była bramka Portugalczyka.

Boruca upamiętniono na różne sposoby. Na meczu pojawili się przedstawiciele Celtiku, którzy odśpiewali słynną piosenkę “Holly Goallie”. Boruc słynął ze swojej nienawiści do Glasgow Rangers, dlatego też fani Celtiku tak go polubili. No i spędził tam przecież aż pięć lat. Boruc miał nawet zagrać kilka minut w barwach “The Bhoys”, ale goście byli raczej niechętni. Ponadto otrzymał też od ministra sportu Kamila Bortniczuka krzyż za zasługi dla sportu, uhonorowali go także przedstawiciele Legii i Celtiku, ale i Pogoni Siedlce, której to jest wychowankiem. Boruc wszedł jeszcze na boisko pod koniec meczu, przed 90. minutą, żeby ostatecznie się pożegnać. Piłkarze zrobili mu szpaler i go podrzucali. Bramkarz wziął mikrofon i zaczął dziękować fanom za przyjście, ale wówczas poleciały mu łzy. Uświadomił sobie, że to już koniec długiej kariery.

Related Articles