Skip to main content

Wszyscy czekają na środowe starcie Barcelony w Paryżu, ale dwie godziny wcześniej w Madrycie odbędzie się mecz, który może mieć ogromny wpływ na końcowy kształt tabeli ligi hiszpańskiej. Na Wanda Metropolitano przyjeżdża Athletic Club de Bilbao, by rozegrać zaległe spotkanie 18. kolejki.

Atletico jest w wygodnej sytuacji. Trzy punkty przewagi nad Barceloną i pięć nad Realem to niewielki, ale na ten moment wystarczający zapas. Oczywiście był on większy, ale wpadki z Celtą czy dwukrotnie Levante zmniejszyły trochę margines błędu Los Colchoneros. Ekipa Diego Simeone mocno może żałować niedzielnych derbów Madrytu, w których miała przez większą część meczu sporą przewagę. Tyle że zdołali strzelić ledwie jednego gola, co się zemściło w końcówce. Gdyby wygrali, mocno uciekliby lokalnemu rywalowi. Zamiast pięciu, byłoby osiem punktów i perspektywa meczu zaległego.

W porównaniu do dwóch pozostałych rywali w walce o mistrzostwo, Simeone ma naprawdę dobrą sytuację kadrową. W zasadzie jedynym odczuwalnym brakiem jest Jose Gimenez. Strata naprawdę spora, ale po drugiej stronie dzisiaj będzie nieco podobnie. Dlaczego? Zawieszenie Inigo Martineza. Środkowego obrońcy Athletiku nadal nie ma, po czerwonej kartce przeciwko Levante w lidze. Dwa mecze już odpokutował, a pozostały dwa kolejne. To oznacza pewny występ duet Unai Nunez i Yeray Alvarez.

Co ciekawe w ostatni weekend Marcelino upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. Dał odpocząć swoim najważniejszym zawodnikom. Dlatego na ławce zasiedli Yuri, Yeray, Berenguer, Muniain, Vesga, Williams i Raul Garcia. Mimo takich ogromnych osłabień oraz sensacyjnemu występowi Mikela Balenziagi na środku obrony, Baskowie wygrali 2:1 z Granadą. W ten sposób pozostali w grze o europejskie puchary przez ligę. Do tego jednak potrzebują zająć siódme miejsce, choć zapewne celem Los Leones będzie prędzej wygrana… dwóch finałów Pucharu Króla. Ten z Realem Sociedad w kontekście Ligi Europy nic nie da, ale ten z Barceloną daje automatycznie fazę grupową.

Jedni w górę, inni w dół
Gdyby oba zespoły spotkały się w styczniu, jak to było planowane, wówczas trudno byłoby sobie wyobrazić inne rozwiązanie niż wygrana Atletico. Dzisiaj Colchoneros nadal są faworytem i każde potknięcie kandydata do mistrzostwa będzie rozpatrywane jako niespodzianka. Tyle że ich dyspozycja nie jest już tak pewna. Remisy i porażki wkradły się w ostatnią dyspozycje drużyny Simeone. Licząc wszystkie rozgrywki, wygrali 1 z 5 ostatnich meczów lub jak kto woli 2 z 7, jeśli wydłużymy okres, na który patrzymy. W tym samym czasie Athletic wspiął się w górę ligowej tabeli i awansował do finału Pucharu Króla.

Warto jednak pamiętać, że Los Leones nie potrafią grać na wyjeździe z Atletico. Ostatnia wygrana w Madrycie? Jeszcze na Vicente Calderon. W 2011 roku Athletic Club pokonał gospodarzy 2:0 po golach… Gaizki Toquero. Jeden z najbardziej wyśmiewanych napastników w historii klubu zapewnił triumf nad ekipą, w której składzie byli wówczas Godin, Forlan, Aguero, Diego Costa czy De Gea! Po drugiej stronie byli jeszcze – traktowani jak swoi – Javi Martinez czy Fernando Llorente, a więc mowa o niezwykle odległych czasach, choć od tamtego meczu minęło 10 lat i 1,5 miesiąca.

Related Articles