Strategia budowy Chelsea byłaby bardziej skuteczna w grze Monopoly, ale nie w klubie piłkarskim. Wagony zawodników do klubu przyjeżdżają, ale… potrzebują miejsca w kadrze, dlatego też w wagony trzeba zapakować innych. Skupmy się jednak na bramkarzach, gdzie najbardziej widoczna jest skala absurdu. Nie ma tu pewnej jedynki, a sprowadzani są kolejni z potencjałem.
Burdel w Chelsea rozpoczyna się od golkiperów, których formalnie jest aż… ośmiu. W 2018 roku sprowadzili tego, który miał okazać się zbawieniem na lata. Wyłożenie 71,6 mln funtów na klauzulę sprawiło, że Kepa Arizabalaga został najdroższym bramkarzem świata. Pobronił dwa sezony i kibice mieli go serdecznie dosyć. A mimo to… Kepa ciągle w klubie jest. Wsławił się głównie tym, że nie chciał zejść z boiska w finale Pucharu Ligi po czym… wpuścił szmatę w konkursie karnych od Sergio Aguero. Chelsea oczywiście przegrała finał, a hiszpański bramkarz stał się w Anglii pośmiewiskiem. Sezon później (2019/20) został jeszcze większym. Wpuszczał połowę strzałów, po których tylko bezradnie machał rękami. Frank Lampard stracił cierpliwość i postawił na starego Caballero, bo Kepa miał raptem 55% skutecznych obron. To dramatyczna statystyka, bo najlepszy w lidze Alisson Becker miał wtedy 83%.
Kepy powinno tu już nie być. Z Rennes sprowadzony został Edouard Mendy. Francuz stał się rewelacją. Zaczął wybraniać Chelsea mecze i przyczynił się zdecydowanie do zwycięstwa w finale Ligi Mistrzów. FIFA wybrała go najlepszym bramkarzem. Senegalczyk miał jednak pewien mankament, który dał się we znaki później – otóż wyłączało mu myślenie przy rozgrywaniu piłki. Zdarzało mu się zamyślić i podać nie tu gdzie trzeba i to dość często. Oddał w ten sposób gola z Leeds United, gdy zabrał mu piłkę Brenden Aaronson, sfaulował też Jarroda Bowena na karnego, postanawiając się z nim kiwać. Najgłośniejsza pomyłka to podanie do Karima Benzemy w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Wiele razy miał po prostu fuksa, jak w Superpucharze Europy, gdy po podobnym błędzie Gerard Moreno uderzył w słupek, dlatego aż tak się o tym nie mówiło. Pomyłek ogólnych też zaczął mieć coraz więcej. Wybiegał z bramki nie wiadomo po co. Stracił pewność siebie.
Od tego momentu Chelsea nie ma golkipera numer jeden. W sezonie 2022/23 Mendy nabawił się kontuzji, a potem wygryzł go ze składu… Kepa. Latem 2023 sprowadzeni zostali Robert Sanchez z Brighton za około 25 milionów funtów oraz Djordje Petrović z New England Revolution za 14 milionów funtów. Hiszpan nie przekonał. Zaliczył ledwie trzy czyste konta w 16 kolejkach – zrobił “wielbłąda” z Arsenalem, gdy przy stanie 2:0 podał do Declana Rice’a, a ten go przelobował. Wpuścił po cztery gole z Newcastle i Manchesterem City, czy też trzy z West Hamem. Często miało się wrażenie, że brakuje mu albo trochę centymetrów, albo ma opóźniony czas reakcji. Pojedyncze i bardzo efektowne parady na notę, jak dwie z Aston Villą (strzał Digne z daleka i wolej Zaniolo) nie miały odzwierciedlenia w całkowitym postrzeganiu tego bramkarza do momentu odniesienia kontuzji kolana z Evertonem. Miał 68% skutecznych obron. Wpuszczał to, co miał. Nie dawał nic ekstra.
Kontuzjowanego zastąpił Djordje Petrović i wydawało się, że miał on całkiem udane pół rundy. Zwłaszcza, że kiedy już Sanchez wrócił (na chwilę, bo potem znów wypadł z kontuzją), to grzał ławę w dwóch meczach, a Serb zachował miejsce w bramce. Jest on lubiany wśród kibiców i ma dobry PR. Suche statystyki Petrovicia są jednak brutalne. To przede wszystkim fatalne expected goals, które pokazuje, że wpuścił aż siedem bramek więcej niż powinien. Jest w tym aspekcie jednym z najgorszych bramkarzy w całej lidze. Zwłaszcza końcówka sezonu w jego wykonaniu to ogromny regres. Oczywiście, że swoje robili stoperzy – bardzo słaby Thiago Silva, popełniający błędy wychowanek Chalobah czy też Disasi z AS Monaco, który okazał się niewypałem, ale wydawało się, że Petrović bronił świetnie, gdy walczył o pozycję numer jeden, a gdy już ją sobie wywalczył to… spuścił z tonu.
Cóż, ani jeden, ani drugi bramkarz nie byli na tyle przekonujący, żeby Enzo Maresca powiedział: fajnie, nic nie robimy na tej pozycji. Otóż nie. Sprowadzony został Filip Jorgensen z Villarrealu za 20 milionów funtów, który jest po debiucie przeciwko Servette FC w Lidze Konferencji. Chelsea zagrała tam beznadziejnie, choć wygrała 2:0. Ze świetnej strony pokazał się Duńczyk. Obronił 8/8 strzałów, a fani “The Blues” domagają się, żeby to on strzegł bramki. Nic dziwnego. Rywal słabiutki, ale potrafił oddać mnóstwo strzałów i Jorgensen musiał na czyste konto solidnie zapracować. Jedynką jest ten, którego rok temu wygryzła obecna… trójka, czyli Petrović, a więc Robert Sanchez. To Hiszpan bronił w dwóch ligowych spotkaniach. No i Kovacić zdobył bramkę, której golkiper powinien zapobiec.
To skąd aż ośmiu bramkarzy?! Otóż Kepa został wypożyczony do Bournemouth i przedłożono z nim umowę do 2026, by nie odszedł za darmo, tylko by jakąś część pieniędzy odzyskać. Oficjalnie potwierdzono transfer Mike’a Pendersa z KRC Genk, za którego zapłacono prawie 20 mln funtów. Otrzymał kontrakt do 2032 roku. To ma być drugi Thibaut Courtois. Dwumetrowy 19-latek zagrał tylko dwa mecze w seniorskiej karierze i ma pozostać w Genk. Stracił miejsce w składzie po nieprzekonującym występie z Leuven, gdzie wpuścił trzy gole, a jednego ewidentnie zawalił przez złą komunikację z obrońcą. Po co taki transfer za tyle pieniędzy? Zapytajcie w Chelsea. Są jeszcze Marcus Betinelli oraz Lucas Bergstrom. Gabriel Slonina (20 lat) to ósmy, jednak on jest wypożyczony do FC Barnsley, a rok temu ogrywał się w lidze belgijskiej. Kto normalny trzyma w klubie tylu bramkarzy i do tego sprowadza jeszcze nowych? Chelsea nieśmiało podnosi rękę do góry…