Przez wiele lat Barcelona z Realem. Czasem Atletico wymieniało którąś z tych ekip w walce o mistrzostwo kraju. Dzisiaj najbliżej Sevilli do tego, by włączyć się do walki o tytuł, który wszyscy już rozdali Realowi Madryt. Za nami połowa sezonu w Hiszpanii. Rozgrywek, które przyniosły sporo ciekawych rozstrzygnięć.
Odzyskać tytuł
Nie ma wątpliwości, kto jest głównym faworytem do mistrzostwa. Real Madryt ma w swoich szeregach dwóch najlepszych – obecnie – piłkarzy LaLiga. Karim Benzema i Vinicius Junior, bo o nich mowa to duet, jakiego nie posiada żaden inny trener, niż Carlo Ancelotti. Zresztą w zespole Królewskich niemal wszystko pasuje do siebie. Tercet Modrić, Kroos i Casemiro jest coraz starszy, ale jakość pozostaje na niesamowitym poziomie. Dodatkowo wszyscy martwiący się o środek defensywy, nie mieli racji. Nikt już nie pamięta o duecie Varane-Ramos. Teraz każdy na Santiago Bernabeu jest fantem Edera Militao i Davida Alaby. Pomijając ostatni błąd Brazylijczyka, na ogół to skała w zespole Królewskich.
Co prawda końcówka 2021 i początek 2022 to wpadki z Cadizem i Getafe, to jednak mówimy o zespole, który po prostu potrafi wygrywać z każdym. W dodatku pokonali całą czołówkę w tym sezonie. Niektórych u siebie, innych na wyjeździe i nie mieli z tym większych kłopotów. Na dzisiaj trudno sobie wyobrazić innego mistrza Hiszpanii w maju 2022, niż Real Madryt.
Sewillski duet
Takiego podium w połowie sezonu nie było dawno temu. Dwie drużyny z miasta Sewilla to ewenement. Oczywiście obecność Sevilli można wytłumaczyć. To w końcu jeden z głównych kandydatów do czwartego miejsca od kilku lat. Teraz jednak są zaledwie pięć punktów za Realem i mają jedno spotkanie rozegrane mniej. Jako jedyni trzymają kontakt z liderem. Dodatkowo Julen Lopetegui ma do dyspozycji najlepszą defensywę ligi. Wśród nich króluje Yassine Bounou, czyli Bono w bramce. Gol puszczony, co 144 minuty to najlepszy wynik w lidze. Dla przykładu świetnie dysponowany Thibaut Courtois puszcza gola częściej, bowiem co 117 minut! Dodajmy do tego 9 czystych kont w siedemnastu rozegranych spotkaniach.
Sevilla może nie jest najefektowniejsza, nie ma skutecznego En-Nesyriego w ataku, ale nadal jest niezwykle skuteczna i efektywna. Dodatkowo przed nimi sprzyjający terminarz ligowy. Getafe, Valencia, Celta, Osauna, Elche, Espanyol i dopiero pod koniec lutego derby z Betisem. Krótko mówiąc ideealna sytuacja do tego, by długo utrzymać się w walce o tytuł.
Zaskakująco dobrze spisuje się ich lokalny rywal. Real Betis jest trzeci i mówimy o jednym z efektowniej grających zespołów w lidze. W ich składzie dodatkowo Juanmi, czyli pierwszy grajek, który od wielu kolejek wbił się pomiędzy duet Benzema i Vinicius w klasyfikacji strzelców. Juanmi zgarnął tytuł najlepszego zawodnika w grudniu, choć paradoksalnie więcej goli strzelił w… listopadzie: 3 do 4. Koniec roku i początek nowego nie najlepszy dla Verdiblancos. Polegli w Bilbao, polegli u siebie z Celtą. To jednak nadal ekipa, która w tym sezonie zdecydowanie może się podobać. Przed chwilą ograli Barcelonę na Camp Nou, rozbili Real Sociedad u siebie. Przy okazji to ekipa, w której nie brakuje klasowych graczy. Juanmi to paradoksalnie najmniej znane nazwisko z ofensywy. Są przecież Willian Jose, Canales, Fekir, a za nimi choćby Guardado. Oczywiście coraz mniej minut zalicza Joaquin, ale to zdecydowanie kluczowa postać w kontekście szatni i całego zespołu Manuela Pellegriniego.
Nieoczekiwany kryzys
Miała być obrona mistrzowskiego tytułu i walka o Ligę Mistrzów. Wydawało się, że Atletico jest jeszcze silniejsze. Tymczasem przyszedł największy kryzys od lat. Los Colchoneros dzisiaj są zaledwie punkt nad Barceloną. Nadal nie da się ich oglądać. Pojawił się jednak poważny kłopot. Defensywa przestała pracować, jak należy. Jan Oblak do tej pory niemal nieomylny, teraz skuteczność obron na poziomie nieco ponad 50%! To katastrofa dla Diego Simeone, mimo że przecież Słoweniec nie popełnia wielkich błędów. Cały ubiegły mistrzowski sezon to 25 straconych goli, a w obecnym już na półmetku 22 razy wyciągał piłkę z siatki. Zdecydowanie zbyt wiele.
Nadal Joao Felix jest schowany do szafy. Portugalczyk ma pojedyncze przebłyski, jak ten z Granadą. Jednak trudno doszukiwać się pozytywów z obecnego sezonu Rojiblancos. Rok kończyli katastrofalnie. W końcu w grudniu polegli cztery razy. O ile porażki na Bernabeu czy Ramon Sanchez Pizjuan można zrozumieć, o tyle wpadki z Mallorką u siebie czy Granadą na wyjeździe już nie bardzo. Na dzisiaj raczej nikt nie myśli na Wanda Metropolitano o mistrzostwie. Tutaj celem będzie TOP4, z naciskiem na ligowe podium.
Rewolucja po barcelońsku
Jeśli ktoś oczekiwał niewielkich zmian na Camp Nou, ten się mocno przejechał. Odejście Leo Messiego już było wielką zmianą. Rewolucje rozpoczęło odejście największej gwiazdy klubu. Ronald Koeman długo nie wytrwał na stanowisku, a jego miejsce zajął Xavi. Były gwiazdor od kilku lat uczył się trenerskiego fachu na Bliskim Wschodzie. Pierwsza praca w Europie to od razu rzucenie na głęboką wodę. Lekko nie jest, gdyż Barcelona przeżywa spory kryzys. Nie tylko brak funduszy, ale także brak klasowych piłkarzy. Tych Xavi sobie chce… wychować. Szerokimi garściami bierze z La Masii i klubowych rezerw. Swoje szansę dostali już: Ilias, Abde, Alvaro Sanz, Estanis Pedrola. Wcześniej przecież debiutowali choćby Gavi i Nico Gonzalez. Krótko mówiąc dawno tylu młodzieżowców nie dostało szans w Barcelonie.
To wymuszone szansę, ale w wielu przypadkach klub może na nich naprawdę wiele zyskać. Tacy zawodnicy jak Gavi, Nico, dołączając ich do Pedriego i Ansu Fatiego mogą stanowić trzon klubu w najbliższych latach. Najstarszy z tego grona Nico Gonzalez dopiero przecież ukończył 20 lat! Krótko mówiąc są jakieś powody do optymizmu, a wśród nich nowy transfer – Ferran Torres. Ten skończy 22 lata w tym roku, a wśród kolegów będzie graczem ze sporym doświadczeniem.
Madrycka niespodzianka
Numerem jeden wśród największych zaskoczeń jest Rayo Vallecano. Wrócili do LaLiga po kilku latach nieobecności i robią to z przytupem. Stadion nadal ten sam, obskurne Estadio Vallecas. Syf dookoła obiektu niech nikogo nie zgubi. Mówimy o najlepszej domowej drużynie ligi. W meczach u siebie zgarnęli 25 na 27 możliwych punktów! Z ich gorącego terenu, tylko Celta Vigo wywiozła bezbramkowy remis. Poza tym ogrywali Barcelonę i siedmiu innych rywali. Głównie tych z drugiej połowy tabeli, ale to nadal robi ogromne wrażenie. Tym razem, że tylko trzy razy tracili gole! Na wyjazdach tak wesoło nie jest, gdyż tylko z Bilbao wywieźli komplet punktów. Raz na 10 delegacji…
Świetnie w ofensywie spisują się takie nazwiska jak Alvaro Garcia czy… Radamel Falcao. Kolumbijczyk strzelił już 5 goli w tym sezonie. Sporo jednak minut stracił przez kontuzję. Młody już nie jest, w końcu za miesiąc stuknie mu 36 wiosen. Nieco młodszy od niego Oscar Trejo to największa gwiazda zespołu. Argentyńczyk w kwietniu skończy 34 lata, a przeżywa drugą młodość. W tym momencie ma 3 gole i 8 asyst, czyli w klasyfikacji kanadyjskiej zgarnął tyle samo punktów, co przez… dwa poprzednie całe sezony na zapleczu LaLiga!
Różne losy Basków
Początek sezonu zdecydowanie należał do Realu Sociedad. Txurri-Urdin nawet prowadzili w ligowej tabeli. Kapitalnie punktowali, w dodatku świetnie prezentowali się w defensywie. Jedna z najszczelniejszych linii obronnych była wyróżnikiem drużyny Imanola Alguacila. Dzisiaj, co prawda tracą tylko trzy punkty do podium, będąc na siódmym miejscu. Jednak kłopotem jest forma zespołu. W ostatnich tygodniach próżno szukać ich zwycięstw w lidze. Tylko jedna wygrana w siedmiu spotkaniach, do tego dwa remisy i aż cztery porażki. Generalnie dobra passa się skończyła, nie strzelają goli, a rywale coraz łatwiej mają ze strzelaniem goli przeciwko drużynie z San Sebastian.
Tylko trzy punkty mniej mają ich sąsiedzi z Bilbao. Athletic Club przez długi czas był uosobieniem drużyny, której nie dało się oglądać. W ostatnich tygodniach jednak te mecze zaczęły być zjadliwe. Było 3:2 z Betisem, było 1:2 z Realem Madryt po kapitalnym widowisku i teraz 3:1 pokonali Osasunę. Hat-trickiem popisał się Oihan Sancet, który zdecydowanie złapał formę. W najbliższych tygodniach okaże się czy faktycznie złapali formę. Terminarz ligowy zdecydowanie sprzyjający: Alaves, Rayo, Espayol, Mallorca, Real Sociedad, Barcelona, Levante. Powinni trochę punktów nałapać!
Trzecia i ostatnia baskijska ekipa, jest w strefie spadkowej. Alaves zgarnęło 16 punktów i strzeliło 16 goli. Chociaż uczciwiej byłoby powiedzieć, że zrobił to głównie Joselu. 10 goli i 2 asysty to wynik kapitalny, ale jednocześnie szokujący. Trudno bowiem znaleźć gdziekolwiek indziej w poważnych ligach klub, w którym jeden gracz ma udział przy 75% trafień zespołu. Jeśli Joselu dozna kontuzji albo przestanie strzelać, szansę na utrzymanie drużyny z Vitorii będą żadne. Od niedawna prowadzi ich nowy trener – Jose Luis Mendilibar – i jego w tym głowa, jak zmniejszyć uzależnienie od jednego piłkarza.
Quique odmienił
Fatalny początek sezonu zanotowało Getafe. Czwarty madrycki zespół jednak miał nosa do zmian. Juana Gonzaleza wymienił Quique Sanchez Flores. Pierwszy szkoleniowiec zdobył zaledwie jeden punkt w ośmiu meczach. Notabene zgarnął go w ostatnim swoim spotkaniu…
QSF wszedł i Los Azulones zaczęli normalnie punktować. Na pierwsze zwycięstwo czekał cztery spotkania. Od tamtej pory w ośmiu meczach tylko raz przgrali – z Villarrealem. Aż cztery wygrane, w tym ta najbardziej cenna, z Realem Madryt 1:0 na Coliseum Alfonso Perez. W międzyczasie polegli aż 0:5 z trzecioligowym Atletico Baleares w Pucharze Króla. To jedyny minus w dotychczasowej pracy Sanchesa Floresa, który wyciągnął zespół z ostatniego miejsca i z dwupunktową przewagą zostawił nad strefą spadkową.
Walencja idzie w dół
Przez wiele lat przyzwyczailiśmy się do dwóch walenckich klubów w LaLiga. O ile Valencia, mimo kłopotów, jest w środku tabeli, o tyle Levante obrało kurs w kierunku drugiej ligi. W połowie sezonu na ich koncie ledwie 8 punktów. To wynik dwukrotnie słabszy od otwierającego strefę spadkową Alaves i 17. Elche. Największym kłopotem Granotas jest przede wszystkim defensywa. W ataku gole wpadają, ale w obronie wszystko przecieka. 41 straconych bramek to wynik katastrofalny.