W tabeli za cały sezon to mecz ligowej czołówki. Gdyby zerknąć jedynie na punkty z 2024 roku, wówczas byłby to zwykły ligowy mecz. Śląsk Wrocław przyjeżdża do Warszawy, a jego cel jest niezmienny: powrót na fotel lidera. Z kolei stołeczna ekipa w drugim meczu pod wodzą Goncalo Feio chciałaby wskoczyć na ten moment przynajmniej do strefy europejskich pucharów. Punktować trzeba, bowiem czołówka tak się rozleniwiła, że za ich plecami znalazł się rozpędzony Górnik Zabrze z ochotą na “coś więcej”, niż “tylko” dogonienie dotychczasowych pretendentów do mistrzostwa i europejskich pucharów 2024/2025.
Śląsk na drugim, Legia na szóstym miejscu w tabeli całego sezonu. Jednak liczby w 2024 roku wyglądają bardzo przeciętnie. Wrocławianie zdobyli ledwie 9 punktów, co daje zatrważającą średnią punktu na każde 90 minut, które rozegrali od lutego! Gdyby tworzyć na tym podstawie ligową tabelę, byliby na granicy strefy spadkowej, razem z Koroną Kielce i Puszczą Niepłomice… Dodatkowym kłopotem jest skuteczność wrocławian, a raczej jej brak. 7 goli to wynik na poziomie Ruchu, lepszy jedynie od Warty Poznań. Jednocześnie to po prostu wstyd, by wicelider ligi strzelał przez kilka miesięcy mniej niż jednego gola na mecz. Zwłaszcza mając w składzie nadal lidera klasyfikacji strzelców Erika Exposito. Hiszpan wiosną trafił tylko dwukrotnie do bramki rywali, ale teraz wraca po zawieszeniu za kartki.
Legia jest na szóstym miejscu, ale też nie osiąga wyników o jakich w Warszawie się mówi. 14 punktów w dziewięciu grach to ledwie 1,56 na spotkanie. Tyle że pod tym względem niewiele się to różni od liczb osiąganych w perspektywie całych rozgrywek. 46 “oczek” po 28. kolejkach daje 1,64 na mecz. Gdyby patrzeć na tabelę, wówczas delikatnym faworytem Śląsk Wrocław. Tym bardziej że ekipa z Dolnego Śląska jest najlepszym wyjazdowiczem w tym sezonie, zdobywając 25 punktów poza domem. Taki sam wynik u siebie daje im z kolei zaledwie ósmą lokatę w tabeli meczów domowych. Tuż za Legią, która przy Łazienkowskiej zgarnęła 26 “oczek”, ale wygrała zaledwie połowę meczów: 7-5-2.
Rewanż za jesień
Teraz gramy 21 kwietnia, a poprzednie spotkanie tych ekip miało miejsce dokładnie sześć miesięcy wcześniej – 21 października. Wówczas przy pełnym obiekcie Tarczyński Arena Śląsk zagrał w drugiej połowie koncert. Pierwszych 45 minut nie dało się oglądać, ale druga połowa to popis ówczesnego lidera Ekstraklasy. Bardzo szybko bramkę zdobył Petr Schwarz. Jednak gwiazdą numer jeden tamtego popołudnia na Dolnym Śląsku był Piotr Samiec-Talar. Przez długi czas przeżywał we Wrocławiu to, co obecnie w stolicy Maciej Rosołek. Także wychowanek, także wiele lat bez większego echa przechodziły jego występy. W tym sezonie Samiec-Talar to był/jest jeden z liderów ofensywy wrocławian. Wtedy zanotował dwie asysty, do których dorzucił także gola. Erik Exposito trafił dwukrotnie i skończyło się pogromem Legii 4:0. Swoją drogą wszystko odbyło się kilka dni przed… wyjazdowym zwycięstwem Legii w Mostarze, które było kluczem do wyjścia z grupy Ligi Konferencji.
Legioniści jednak dobrze zapamiętali tamto spotkanie i z wielką chęcią zrewanżują się wrocławianom. Tym bardziej że ponownie przy Łazienkowskiej spotkanie tych drużyn ma spory ciężar gatunkowy. W maju 2023 wygrana Legii 3:1 nic nie dała, bo grała o pietruszkę, ale mogła… zrzucić Śląska do I ligi. Wrocławian uratowała jednak wygrana Cracovii nad Wisłą Płock, dzięki czemu pozostali w Ekstraklasie, a rok później mogą być jej mistrzem.
Kiedy zadziała nowa miotła?
To pytanie zadają sobie kibice w Warszawie. Goncalo Feio półtorej tygodnia temu zajął miejsce Kosty Runjaicia na stanowisku pierwszego szkoleniowca stołecznych. Dla Portugalczyka to powrót po wielu latach na Łazienkowską, o czym zresztą pisałem przy okazji zapowiedzi poprzedniego meczu warszawian – z Rakowem. Zaczęło się jednak od remisu, który nikogo w stolicy nie zadowolił. Tym bardziej że był nieco podobny do tego, po którym wyleciał poprzedni trener. Z Jagiellonią Legia prowadziła 1:0, ale za bardzo się cofnęła, co ukarał Jesus Imaz. Tutaj dwa punkty zabrał Ante Crnac. Nowemu szkoleniowcowi dostało się po głowie za… ten sam skład i te same zmiany, jakie robił poprzednik. Maciej Rosołek to “ulubiony” cel fanów Legii. Nieco mniej, chociaż niesłusznie, dostaje się największemu niewypałowi transferowemu Gilowi Diasowi. To właśnie ten Portugalczyk nie doskoczył do Frana Tudora przy dośrodkowaniu akcji bramkowej.
Z jednej strony Goncalo Feio potrzebuje czasu, by wprowadzić swoje zasady taktyczne do gry Legii. Mówił o tym jego były asystent, a obecnie pierwszy trener Motoru Lublin, Mateusz Stolarski. To właśnie czas jest największym wrogiem Portugalczyka na ławce trenerskiej legionistów. Do końca przecież sześć kolejek, a sytuacja jak była trudna, tak się nie zmieniła ani o jotę względem poprzedniego tygodnia. Nawet w optymistycznym scenariuszu, czytaj: wygranej Pogoni w Pucharze Polski, Legia musi awansować przynajmniej na czwarte miejsce, by grać w europejskich pucharach w kolejnym sezonie. To cel minimum, by ponownie nie wypaść poza najcenniejsze rozgrywki dla klubów z czołówki. Oczywiście w Warszawie zawsze są maksymalistami i chcieliby jeszcze powalczyć o mistrzostwo. Do odrobienia sześć, a patrząc przez pryzmat bezpośredniego pojedynku, nawet siedem punktów do Jagiellonii. Żeby jednak patrzeć w górę trzeba wygrywać mecze bezpośrednie z drużynami po drodze. Z Rakowem się nie udało, teraz czas na Śląsk Wrocław pogrążony w dość sporym wiosennym marazmie.
– Przed każdym meczem będziemy pracować nad taktyką, i przed każdym będziemy chcieli się przygotować kompleksowo – nad każdą strukturą, czyli jak mamy atakować, jak się bronić, na jakiej wysokości i wiedzieć, jakie są najmocniejsze strony rywala, by je zniwelować lub zneutralizować. Przed każdym spotkaniem będziemy też pracować nad stałymi fragmentami, bo to ważny element gry. Cieszy mnie duży poziom determinacji na treningu, jest wiara w nas. Chcemy grać jak najszybciej, by pokazać naszą zespołową tożsamość. Z takim nastawieniem wyjdziemy w niedzielę na murawę – powiedział przed spotkaniem Goncalo Feio.
Drugi komplet w sezonie
Jesienią na Tarczyński Arena wrocławianie pochwalili się kompletem widzów. Wtedy niemal 40 tysięcy widzów oglądało mecz Śląska z Legią. Teraz oczywiście o takiej frekwencji nie ma mowy, ze względu na pojemność stadionu w Warszawie. Swoją drogą to ciekawy przypadek, że w tej samej kolejce odbędzie spotkanie Ruch – Widzew. Na Śląskim obejrzy go prawdopodobnie 50 tysięcy widzów i podobnie, jak w pierwszym meczu będzie to komplet. Krótko mówiąc 12. i 28. kolejka to jedyne takie przypadki w tym sezonie, gdy dwie pary meczów będą miały komplet na jednym i drugim stadionie!
Przy tej okazji warto jeszcze dodać ostatni wywiad prezesa Śląska Wrocław dla Kanału Sportowego. – Teraz zmienia się też spojrzenie ludzi we Wrocławiu, bo oni nie pamiętają tego. Jest troszeczkę taka krótkowzroczność. Jednak myślą o tym dlaczego nie wygrywamy i teraz zamiast po 30 tysięcy na meczach Śląska jest 17, 18 czy 20. To jest taki moment, kiedy drużyna potrzebuje tego wsparcia. Mnie jako prezesowi, który robi wszystko żeby było dobre zarządzanie w tym klubie i żeby była frekwencja na trybunach jest trochę przykro, że właśnie w takich momentach kiedy ta drużyna potrzebuje dodatkowego bodźca bo coś jednak nie idzie to my nie do końca możemy liczyć na takie wsparcie – powiedział Patryk Załęczny, co nie do końca spodobało się fanom na Dolnym Śląsku. Trudno się dziwić, skoro nadal frekwencja na meczach wrocławian musi robić wrażenie. A to że nawet 20 tysięcy nie wygląda spektakularnie na ogromnym stadionie to już inna bajka. W liczbach bezwzględnych to przecież trzeci wynik w lidze, chociaż wiadomo, że mogłoby to inaczej wyglądać, gdyby Widzew miał stadion dostosowany do swoich potrzeb, a Ruch od początku sezonu grał na Śląskim.
Kolejny raz wszystkie bilety na trybuny zwykłe zostały wyprzedane! 🔥🔥🔥 #LEGŚLĄ
W sprzedaży pozostają bilety Premium. Mogą także pojawić się pojedyncze wejściówki ze zwolnionych rezerwacji. #ChodźNaLegię ➡️ https://t.co/HlxxXZWwM9 pic.twitter.com/t5ccbkHDz4
— Legia Warszawa 🏆 (@LegiaWarszawa) April 18, 2024
Ślizgają się na jesieni
Tak trzeba nazwać sytuacje Śląska Wrocław. Jesień 2023 to średnia punktowa 2,16, a wiosna 2024 to zaledwie 1,00. Różnica 1,16 pkt na każde 90 minut to po prostu przepaść. W perspektywie rozegrania piętnastu meczów całej rundy to 17-18 punktów mniej dla Śląska! Liczby nie kłamią i ukazują, że we Wrocławiu jest spory kłopot. Jako się rzekło Śląsk jest nadal najlepszym wyjazdowiczem w Ekstraklasie. Szkopuł w tym, że w obecnym roku kalendarzowym zdobyli poza domem ledwie dwa punkty w czterech meczach. Mowa o remisach w Poznaniu i Gliwicach. Do tego porażki w Białymstoku i Zabrzu. Oczywiście można powiedzieć, że terminarz nie sprzyja, ale o tym było wiadomo już na początku rundy. Zresztą WKS przed sobą ma jeszcze wyprawę nie tylko do Warszawy, ale także do Częstochowy w ostatniej kolejce. Za dwa tygodnie odwiedzą ŁKS, gdzie być może odbędzie się ostatnia szansa na utrzymanie jakimś cudem Ekstraklasy.
Oczywiście Śląska nie dało się oglądać jesienią, ale były z tego punkty. Jasnym jest, że kibice potrafią wybaczyć nudniejszą, mniej spektakularną grę, jeśli zespół wygrywa i punktuje na miarę oczekiwań. Wrocławianie punktowali zdecydowanie ponad stan, a teraz… bilans idzie w kierunku zera, ale jeszcze daleko mu do tego. Gdyby ktoś we Wrocławiu powiedział, że po 28. kolejkach tego sezonu Śląsk będzie wiceliderem, wówczas nikt by takiej osoby przed rozgrywkami nie wziął na poważnie. Tym bardziej po sezonie, gdy Wojskowi cudem się utrzymali w Ekstraklasie. Z drugiej strony po takiej jesieni, brak mistrzostwa, a już brak pucharów bardziej, byłby żałowany jako zmarnowana niepowtarzalna – przynajmnie na jakiś czas – szansa.
Pierwsze klubowe urodziny
Jacek Magiera pracuje w roli trenera już dekadę. Zaczynał w akademii Legii, gdzie m.in. dotarł do rezerw warszawskiego klubu. To właśnie tam, w znacznie spokojniejszym miejscu, świętował ponad rok pracy w jednym klubie. Tyle że na poziomie pierwszych drużyn klubowych dopiero podczas niedzielnego meczu w Warszawie będzie mógł oficjalnie świętować przepracowanie w jednym klubie całego roku kalendarzowego. Mimo pozycji w tabeli, pół żartem można było powiedzieć, że ostatnie tygodnie były sporym niebezpieczeństwem dla “Magica”. Dlaczego? Z pierwszego zespołu Legii został zwolniony na… 11 dni przed rocznicą jego zatrudnienia. Przy pierwszym podejściu do Śląska Wrocław zabrakło z kolei… 14 dni. Teraz już nikt nie zabierze tortu i świeczki z “jedynką” wychowankowi Rakowa Częstochowa. Swoje grzechy Magiera ma, jak każdy trener. Styl gry nie należy dzisiaj do widowiskowych, ponadto dość lekką ręką zrezygnował z możliwości rozwoju Karola Borysa, wybierając zamiast niego, średniej jakości środkowych pomocników. Po raz kolejny zamiast artystów, polska piłka sięgnęła po solidnych wyrobników “na tu i teraz”. Być może się to opłaci w postaci mistrzostwa albo medalu na koniec sezonu i udziału w pucharach na kolejny sezon. Pytanie czy nie odbije się czkawką w przypadku kolejnych młodych zdolnych, którzy mogą mieć spore wątpliwości czy Śląsk to najlepsze miejsce do rozwoju.
***
Początek niedzielnego meczu o godzinie 17:30. Mecz poprowadzi Szymon Marciniak.