Za nami półfinały Pucharu Polski, z których na Narodowy pojadą Pogoń Szczecin i Wisła Kraków. Pierwsi lada moment po wyeliminowaniu Jagiellonii, teraz muszą po raz drugi tej wiosny ruszyć do Poznania na mecz z Lechem. Z kolei wspomniana Jaga chce się szybko podnieść po półfinałowej porażce. Lekko nie będzie, gdyż mało czasu na regeneracje, a przed nimi trudny wyjazd do stolicy. To kolejny weekend, w który przybliżymy się do odpowiedzi na pytanie: “kto będzie mistrzem Polski” albo… sytuacja będzie jeszcze bardziej skomplikowana. W Częstochowie i Wrocławiu także z niecierpliwością oczekują na wyniki z Poznania i Warszawy!
Na sam początek rozkład jazdy na niedzielę w Ekstraklasie:
12:30 Widzew – Piast
15:00 Lech – Pogoń
17:30 Legia – Jagiellonia
Zajmijmy się dwoma meczami ligowej czołówki, które śmiało trzeba określić mianem hitów. Przed 27. kolejką nadal w najlepszej sytuacji jest Jagiellonia Białystok. Drużyna Adriana Siemieńca ma ten komfort, że bez względu na jej wynik przy Łazienkowskiej pozostanie na fotelu lidera przez następny tydzień. Cztery punkty przewagi nad Śląskiem, sześć nad Rakowem i Lechem czy siedem nad Legią i Pogonią to spory dystans. Oczywistym jest jednak, że sytuacja może się zmienić błyskawicznie. Tym bardziej że nastroje na Podlasiu nie mogły być dobre po środowej porażce. Jaga miała największą szansę na podwójną koronę w tym sezonie, ale jedna – ta teoretycznie mniej ważna – poszła w zapomnienie. Jak na złość odpadli dopiero po dogrywce, a to oznaczało dodatkowych 30 minut spędzonych na boisku.
Jaga ma jasny cel – wrócić na zwycięską ścieżkę. Trzy ostatnie mecze ligowe wygrane, a w nich bilans bramkowy 11:1! To oczywiście głównie efekt 6:0 nad ŁKS-em, ale 3:1 nad ówczesnym liderem Śląskiem także robiło wrażenie. Tym bardziej że już po pół godzinie na Podlasiu było 3:0 dla gospodarzy. Teraz wyjazd na znienawidzony przez kibiców teren. Pierwszy rewanż za poprzedni sezon już udało się wziąć. Jesienią Jaga wygrała przy Słonecznej 2:0. Żeby jednak rewanż był pełny, trzeba byłoby dołożyć trochę bramek także w stolicy. Przypomnijmy, że w ubiegłych rozgrywkach Legia wygrywała 5:2 w Białymstoku i 5:1 w Warszawie! Teraz ewentualne zwycięstwo oznaczałoby tak naprawdę autostradę w kierunku mistrzostwa. Tak mówiłaby tabela, tak mówi terminarz na końcówkę. Cracovia, Zagłębie, Pogoń, Stal, Korona, Piast i Warta – to rozkład jazdy dla białostoczan. W wielu aspektach wymarzony, bowiem sporo z tego grona już będzie grać o pietruszkę, a poza Pogonią to nie są drużyny z czołówki. Zresztą spotkanie z Portowcami odbędzie się w idealnym momencie dla Jagi… tuż przed finałem PP, na którym z pewnością szczecinianie będą skupieni.
Legia i Josue to nierozłączna para
Trudno w to uwierzyć, ale Legia po zwycięskiej inauguracji rundy 9 lutego w Chorzowie, nie wygrała przez ponad miesiąc. Dwie porażki z Molde, przegrana w Łodzi, a do tego remisy z Puszczą, Koroną i Pogonią. Łącznie sześć gier bez jakiejkolwiek wygranej. Dla takiego klubu to po prostu kompromitacja. Mimo tego nadal nie wypadli z gry o tytuł, chociaż nie będzie łatwo. Nie wypadli tym bardziej z rywalizacji o europejskie puchary. Swoje jednak zrobili tuż przed i tuż po przerwie reprezentacyjnej. 3:1 z Piastem i Górnikiem Zabrze poprawiło sytuacje w tabeli oraz nastroje przy Łazienkowskiej. Oczywiście spory udział w tych wygranych miał Josue. Portugalczyk znowu trafiał do bramki i znowu dał o sobie znać w pomeczowym wywiadzie. – Żeby zostać w jednym miejscu, musisz czuć szacunek od wszystkich ludzi. Czasami mam wrażenie, że niektórzy nie doceniają tego, co robię. Nie wiem, co mnie czeka. Jeśli odejdę z Legii, będę dumny z tego, co tu osiągnąłem. To nie zależy ode mnie, co będzie dalej. Na pewno będę grał w piłkę – powiedział w rozmowie z CANAL+ Sport po spotkaniu w Zabrzu. Kapitan Legii ma kontrakt do końca sezonu i z tych słów można odczytać zdecydowaną chęć negocjacji tej umowy. Nie od dzisiaj jednak wiadomo, że nowy kontrakt dla Portugalczyka wiązałby się z ogromnym wydatkiem finansowym i kominem płacowym dla stołecznej ekipy. Od wielu tygodni wielu ekspertów rozważa czy warto pozostawić Josue w klubie. Z jednej strony sportowo to zdecydowanie największa gwiazda, a z drugiej coraz więcej osób uważa, że Legia jest totalnie uzależniona od jego umiejętności oraz… humorków. Dodatkowo jego “wadą” jest wiek. Trudno opierać budowę zespołu o 34-letniego piłkarza. Wiadomo, że piłka nożna to sport zespołowy, ale przytomnie zauważył Robert Podoliński, że odkąd Josue jest w Legii, to ta nie wygrała jeszcze tytułu mistrzowskiego. Dzisiaj także się na to nie zanosi…
***
W kontekście Legii trzeba odnotować dwa dobre występy Marca Guala. Hiszpan trafił do Warszawy właśnie z Białegostoku, co oczywiście rok temu podgrzewało mocno atmosferę. Wiadomo, jakie stosunki panują pomiędzy kibicami obu klubów, zatem “ucieczka” każdego gracza Jagi do stolicy musi boleć kibiców z Podlasia. Dodatkowo, gdy w barwach Jagiellonii strzelił gola swojemu przyszłemu klubowi na Łazienkowskiej, postanowił… przeprosić kibiców Legii i nie świętować tamtego trafienia. Teraz sytuacja się zmieni, bowiem Gual jest po drugiej stronie barykady, a w meczach ze śląskimi ekipami dorzucał punkty do klasyfikacji kanadyjskiej. Najpierw dublet przeciwko Piastowi, gdzie potrafił ośmieszyć obronę gliwiczan, a później podobnie poczynił w Zabrzu, oddając finalnie piłkę Josue do pustej bramki. Być może to zapowiedź mocnej końcówki sezonu w wykonaniu Hiszpana, który jak do tej pory strzelił tylko 5 goli w lidze. To niecała 1/3 dorobku z ubiegłego sezonu i spory zawód po transferze do stolicy.
Sprawdzimy, ile trwało świętowanie…
Pogoń jest coraz bliższa tego, by w końcu zamknąć usta wszystkim tym, którzy od lat podśmiewywali się z braku tytułów w Szczecinie. Portowcy wydaje się, że wykonali najtrudniejsze zadania w Pucharze Polski. Wyeliminowali siódmego Górnika, czwartego Lecha, a teraz lidera Ekstraklasy. Reszta zrobiła za nich i w nagrodę na Narodowym przyjdzie się zmierzyć z pierwszoligową Wisłą Kraków. Pod żadnym pozorem nie będą mogli ich zlekceważyć, ale faworyt takiej potyczki może być tylko jeden. Tyle że Pogoń dzisiaj jest w nieco trudnym położeniu. Przed chwilą 120 rozegranych minut, po których mogli świętować awans do finału. Zbyt długie świętowanie byłoby jednak samobójstwem w kontekście następnych gier. Niedzielna wyprawa do Poznania to przecież mecz wcale nie mniej ważny. Pogoń nadal nie straciła szansy na tytuł czy ligowe podium, co byłoby kolejnym sukcesem. Stąd też Jens Gustafsson ma niełatwe zadanie. Poskromić myśli piłkarzy o finale, tylko przestawić się na ligowe granie. Łatwo nie będzie, ale Portowcy to drugi najlepszy wyjazdowicz ligi. W tej rundzie już wygrali we Wrocławiu, a przed chwilą zremisowali w Warszawie. Dodatkowym atutem psychologicznym mogą uznać fakt niedawnej wygranej w Poznaniu w 1/4 finału Pucharu Polski. Tam również potrzebowali dogrywki. Wtedy bohaterem był Joao Gamboa, a w ostatnią środę Fredrik Ulvestad. Dla Norwega to zresztą okazja na czwarty krajowy puchar w karierze! Wygrał taki z norweskim Aalesunds, szwedzkim Djurgardens oraz tureckim Sivassporem. Oczywiście asystę przy trafieniu Ulvestada zaliczył Kamil Grosicki, o którym pisałem w zapowiedzi półfinałów, że niemal w każdym spotkaniu dorzuca kolejne punkty do klasyfikacji kanadyjskiej.
Podtrzymać serię z tyłu
Są dwie informacje w kontekście Lecha Poznań. Dobra i zła. Dobra jest taka, że defensywa zespołu z Bułgarskiej prezentuje się solidnie, zwłaszcza od wyjazdu do Częstochowy. Zresztą wypad pod Jasną Górę to był jednostkowy przypadek w tej rundzie. Na siedem meczów zaliczyli pięć czystych kont, a jedynie Jagiellonia i Raków potrafili pokonać Bartosza Mrozka. O ile jedno trafienie lidera niewiele zmieniło(Lech wygrał 2:1), o tyle 0:4 u aktualnego jeszcze mistrza Polski musiało boleć i było zasłużonym rewanżem za pierwszy mecz w Poznaniu(4:1 dla Lecha). Pod tym względem zdecydowanie Lech lepiej wygląda wiosną, aniżeli jesienią, gdy średnia traconych goli była wyższa. Czas jednak przejść do gorszych informacji, a tą jest liczba strzelanych goli. Sześć sztuk w siedmiu meczach to wynik absolutnie nie do przyjęcia w przypadku kandydata do mistrzostwa Polski. Były trzy dublety – Zagłębie, Jagiellonia i Warta – ale w większej liczbie gier kończyli z pustym kontem strzeleckim – cztery razy! Na ich szczęście trzykrotnie skończyło się to bezbramkowymi remisami. Ale gdyby do tej statystyki dodać niedawny mecz Pucharu Polski z Pogonią Szczecin, to liczby wyglądałyby jeszcze gorzej. Wówczas mamy 6 goli w ośmiu meczach, a tak naprawdę trzy spotkania, gdy potrafili pokonać bramkarzy rywala i aż pięć bez jakiejkolwiek zdobyczy. Ciśnienie w Poznaniu rośnie z każdym tygodniem. Nie ma wątpliwości, że Mariusz Rumak to, co zyskał po pierwszych dwóch kolejkach już dawno temu stracił. Cały czas pojawiają się nowe doniesienia. Ostatnio Wojciech Wybranowski, dziennikarz polityczny oraz kibic Lecha wskazał, że wyniki to pokłosie stylu zarządzania przez Rumaka. W nim podobno nie brakuje… chamskich odzywek w kierunku piłkarzy, którym nie podoba się sposób komunikacji.
– To jest tak, że jak zespół nie wygrywa, to zawsze szuka się czegoś, żeby zaczepić. Jeżeli ktoś nie rozumie piłki, najczęściej uderza do dwóch rzeczy: przygotowanie fizyczne lub niesnaski w szatni. O to drugie proszę zapytać piłkarzy, bo to jest śmieszne, co się pojawia w mediach – szybko zbył temat sam zainteresowany na jednej z konferencji. – Piłkarze ze mną rozmawiają z uśmiechem na ten temat […]. Być może ja czegoś nie widzę, ale nie zauważyłem, żeby coś było innego, a szczególnie, jeśli ktoś wrzuca w moje słowa niecenzuralne słowa w usta. Nawet nie wiem, jak jest „Baran” po angielsku, a co dopiero jak obrazić piłkarzy. To jest bzdura – dodał zamykając temat. Ten jednak powraca, jak bumerang o czym niedawno wspominał także Manuel Arboleda. Były piłkarz Lecha w rozmowie z TVP Sport nie mógł uwierzyć, że Kolejorz ponownie zatrudnił tego szkoleniowca. Wg Kolumbijczyka to właśnie kwestie relacji w drużynie były głównym kłopotem Rumaka wtedy, czyli ponad dekadę temu.
***
Lechici będą mogli liczyć na bardzo duże wsparcie swoich kibiców. Już w czwartkowy wieczór klub informował, że jest bliski przebicia granicy 30 tysięcy zajętych miejsc. Zważywszy na fakt, że wiele osób kupuje wejściówki w ostatniej chwili, można spodziewać się wyniku bliskiego kompletu. Dla lechitów to powinno być idealną okazją, by przy dużej publice wygrać ważny mecz i upiec dwie pieczenie na jednym ogniu – 3pkt dla siebie i ucieczka przed Pogonią.