Polska młodzieżówka nie zagra na mistrzostwach Europy w Gruzji i Rumunii w przyszłym roku. Żeby dostać się do samego barażu, potrzebowała pokonać Niemców w Łodzi. Kozłowski, Skóraś, Karbownik i reszta ekipy zaprezentowali się naprawdę nieźle, ale i tak to Niemcy wygrali 2:1 i do barażów wszedł Izrael.
Sytuacja przed meczem U-21 była prosta: trzeba było pokonać pewnych już awansu Niemców. Wszystko to dzięki sensacyjnej wygranej Łotwy z Izraelem. Dzięki temu w ostatnim meczu pojawiła się jeszcze szansa. Polacy mieli dwa punkty więcej niż Izrael i musieli po prostu pokonać sąsiadów. Izrael mierzył się w ostatniej kolejce z San Marino i chyba nikt o zdrowych zmysłach nie zakładał że ci podarują nam w prezencie awans. Tym bardziej, że w całych eliminacjach nie strzelili nawet gola. Izrael wygrał dość skromnie, bo tylko 2:0, ale miał już załatwioną sprawę po 14 minutach. Polska w swoim meczu nie pękła, wiedząc o co toczy się walka. Szczególnie imponujący był intensywny pressing w pierwszej połowie. Nasi zawodnicy podchodzili bardzo wysoko i atakowali Niemców już pod ich bramką, nie dając spokojnie rozgrywać piłki. To dawało efekt, bo ci często wybijali na pałę, byle dalej. W pierwszej połowie nasi młodzieżowcy mieli więcej klarownych okazji. Już w 11. minucie nieczysto w piłkę trafił Kozłowski, a powinien przymierzyć lepiej z 14-15 metrów i trochę się podpalił. Trzy celne strzały oddał też pracujący na szpicy Bartosz Białek. To na niego postawił Maciej Stolarczyk kosztem Adriana Benedyczaka.
Nie pożałował tego polski selekcjoner, bo piłkarz Wolfsburga się wyróżniał. Nawet sam wypracowywał sobie szanse. Raz wręcz ośmieszył przy linii Bellę-Kotchapa z Bochum, wygrał z nim pojedynek, pobiegł najpierw wzdłuż jednej linii, potem wzdłuż drugiej i próbował zaskoczyć bramkarza z ostrego kąta. W innej akcji otrzymał podanie od Kozłowskiego i trochę zabrakło mu dynamiki, żeby popędzić szybciej sam na sam, ale zdołał oddać strzał, choć tym razem za lekki. W sytuacji, w której zdobył bramkę, zachował się jak rasowy cwaniak. Najpierw udał przed obrońcą, że idzie na dalszy słupek, zrobił krok, żeby po chwili wyprzedzić Malicka Thiawa i wykorzystać dośrodkowanie Kacpra Kozłowskiego. Polski zespół miał na koncie kilka świetnych okazji, a remisował do przerwy tylko 1:1. Dodajmy, że remisował po fatalnym błędzie, jaki popełnił w obronie Mosór, bo wyraźnie “obciął się” przy wybiciu głową, a z tego skorzystał Moukoko. A kiedy okazję miał sam Mosór chwilę później, to znów nieczysto trafił głową, tym razem pod bramką rywali.
Jest jeszcze jedna duża kontrowersja – w pierwszej połowie jak psu buda należał nam się rzut karny za zagranie ręką jednego z Niemców. Piłka już leciała na głowę Sebastiana Walukiewicza, ale właśnie ręką strącił ją jeden z rywali i w ten sposób z dużym prawdopodobieństwem uratował zespół przed stratą gola. Niestety VAR-u w tym meczu nie było. W drugiej połowie idealną okazję zmarnował Michał Skóraś, który trafił w poprzeczkę. Nie było przed nim nikogo oprócz bramkarza, dostał na nogę ciasteczko-cudeńko, ale tego nie wykorzystał. Co dało się zauważyć – Polacy po raz kolejny zrobili świetną akcję po agresywnym odbiorze i to na połowie rywali. Niemcy także mieli swoje okazje, gdy na przykład piłkę z linii wybijał Białek. Nie można powiedzieć, żeby oddali dwa strzały, bo tak nie było. Jednak my swoje też mieliśmy. W 62. minucie świetnie uderzył Skóraś, ale zabrakło delikatnie większego dokręcenia piłki i byłoby prawdziwe golazo.
Doskonałą szansę zmarnował też Mariusz Fornalczyk, ale sędzia boczny pokazał spalonego. Z jednej strony całe szczęście, bo mielibyśmy duży skandal… Przypominamy – nie było VAR-u, a powtórki pokazały, że Fornalczyk wyszedł do dośrodkowania z idealnej pozycji. Niemcom też arbiter namieszał, nie uznając bramki, kiedy Moukoko niby przyjął sobie piłkę ręką. Mocno naciągana interpretacja… Co się odwlecze to nie uciecze i ten wielki talent, który swego czasu bił rekordy bramkowe w juniorach Borussii Dortmund, trafił wreszcie na 2:1. W końcówce jeszcze Łukasz Poręba zaliczył strzał w poprzeczkę, ale nawet gol na 2:2 nic by tutaj nie dał. Polski zespół zaprezentował się bardzo dobrze, grał odważnie, próbował różnych metod, ale zabrakło po prostu skuteczności. To nie tak, że Niemcy byli zdecydowanie lepsi. Niedosyt – to dobre słowo na podsumowanie.