Legia przegrywała na wyjeździe z Molde 0:3 po niecałych dwóch kwadransach. Wszystko wyglądało jak koszmar wicemistrzów Polski. Tymczasem po przerwie ekipa Kosty Runjaicia strzeliła dwa gole i dziś wszystko jest jeszcze sprawą otwartą. Pora na rewanż przy Łazienkowskiej 3.
Stawką jest oczywiście 1/8 finału Ligi Konferencji. Nasze apetyty tak naprawdę rozbudził rok temu Lech, który dotarł do ćwierćfinału, a tam trochę postraszył Fiorentinę. Jednak Legii do ćwierćfinału jeszcze daleko – trzeba dziś wyeliminować Molde, a potem kolejnego rywala, którego ewentualnie poznamy jutro.
Na pewno kluczem będzie zagrać lepiej niż w poprzednich meczach tej rundy, bo trzeba przyznać, że Legia rozkręca się powoli – delikatnie mówiąc. Wymęczone zwycięstwo z Ruchem Chorzów, porażka w Norwegii, a następnie zaledwie remis 1:1 z Puszczą Niepołomice przy Ł3. To dorobek Legii w trzech „wiosennych” meczach. Szału nie ma. I można zadawać sobie pytanie, czy to pokłosie utraty dwóch ważnych ogniw, bo w zimowym okienku Legię opuścili Ernest Muci i Bartosz Slisz. Obaj jesienią odgrywali naprawdę istotną rolę w meczach Legii w Europie, choć Muci często nie był nawet podstawowym wyborem Runjaicia.
Antybohaterem meczu z Molde został Kacper Tobiasz, który przy dwóch bramkach mógł (a raczej powinien) zachować się lepiej. Rodzi się pytanie, czy Tobiasz pozostanie „jedynką”, bo już w rundzie jesiennej zdarzały mu się kiepskie występy. Nie brak opinii, że to po prostu mocno przereklamowany zawodnik. Legia bardzo chciała zarobić na kolejnym młodym bramkarzu, ale wygląda na to, że może być ciężko spieniężyć Tobiasza, bo ten nie robi sobie pozytywnej prasy takimi występami jak przed tygodniem. Na swoją szansę czeka Dominik Hładun.
Legia może i jest w słabej formie, ale niewątpliwie jest już w rytmie meczowym. Molde jest na zupełnie innym etapie, bo liga norweska rozpoczyna się dopiero z początkiem kwietnia. Mecz z Legią na swojej sztucznej murawie był dla Molde pierwszym meczem o stawkę w 2024 roku. To może mieć spore znaczenie, gdy przyjdzie zagrać na wyjeździe, na naturalnej trawie i przy ogłuszającym dopingu miejscowej publiczności.
A trzeba pamiętać, że Legia jesienią przy Łazienkowskiej 3 rozgrywała kapitalne mecze w Europie. Pokonała 3:2 Ordabasy, po rzutach karnych pokonała Midtjylland, ograła też Aston Villę, Zrinjski Mostar i AZ Alkmaar w grupie. Łazienkowską zdobyła za to Austria Wiedeń, ale Legia odrobiła straty w rewanżu i awansowała. Czy i dziś zadziała magia własnego stadionu?
Pozytywem dla sympatyków stołecznej ekipy jest fakt, że nikt nie pauzuje za kartki i nie ma żadnych nowych urazów. W ekipie gości z powodu żółtych kartek nie zagra Kristian Eriksen.
Kiedy Legia po raz ostatni wygrała dwumecz w europejskich pucharach na wiosnę? Trzeba się cofać niestety aż do początku lat 90’ poprzedniego stulecia i czasów Wojciecha Kowalczyka. Wtedy warszawska drużyna eliminowała zmierzającą po mistrzostwo Włoch Sampdorię Genua, by w półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów zatrzymać się na legendarnym Manchesterze United. Czerwone Diabły potem zdobyły to trofeum. Przez wiele lat to był zresztą w ogóle ostatni triumf polskiego klubu na wiosnę w pucharach – rok temu tę beznadziejną serię przerwał Lech Poznań. Dziś za ciosem może pójść Legia. I oby tak było! Początek spotkania o 21:00.