Poprzedni sezon był rewelacyjny dla zespołu Eddiego Howe’a. Nikt się nie spodziewał, że tak szybko zapukają do bram Ligi Mistrzów. W tej chwili wygląda to bardzo źle. W Lidze Mistrzów już ich nie ma. Newcastle od prawie dwóch miesięcy nie potrafi wygrać dwóch spotkań z rzędu. Kontuzje zbierają porządne żniwo, a liderom uciekła forma.
Newcastle przegrało dwa mecze z rzędu, jednak nie stało się to z żadnymi faworytami. Terminarz taki, że można było nadrobić trochę punktów do czołówki. Tak się przynajmniej wydawało… Dopiero co hat-trickiem załatwił ich ex-piłkarz – Chris Wood z Nottingham Forest. Przy czym jedna z jego bramek to jest kompromitacja całej formacji pomocy i obrony w ustawieniu. Elanga przebił się między trzema, podał piłkę pomiędzy trzema innymi, a Chris Wood, niczym doskonale dryblujący Neymar, zakręcił w głowie Danowi Burnowi. W zasadzie dwóch zawodników gości poradziło sobie z siódemką gospodarzy (bo jeszcze Dubravka). Wcześniej “Sroki” uległy też 0:1 na małym, kameralnym obiekcie Kenilworth Road. Sześć porażek na siedem spotkań to oznaka potężnego kryzysu (jedna po karnych w Pucharze Ligi).
Gdy się spojrzy na formę wyjazdową, to można się złapać za głowę. Ekipa Howe’a jest… druga najgorsza w lidze. Wygrała zaledwie jedno spotkanie – 24 września aż 8:0 z Sheffield United. Do dzisiaj pozostaje to ich jedynym ligowym zwycięstwem. W Champions League też 0/3, jednak to akurat da się zrozumieć przez wzgląd na samych mocnych rywali. Widać, że “Sroki” w ogóle nie radzą sobie z grą co trzy dni, a raczej wypada powiedzieć… nie radziły, bo europejska przygoda skończyła się na czwartym miejscu w grupie śmierci. Wspomnieniem pozostanie wspaniały mecz przeciwko Paris Saint-Germain. Wtedy wszystko wyglądało inaczej. Eddie Howe miał do dyspozycji wybieganego Sandro Tonaliego, który później został zawieszony za aferę hazardową. No i mógł liczyć na pierwszego bramkarza – Nicka Pope’a. Anglik pokazał, że jest fachowcem, gdy praktycznie sam zatrzymał Milan i wybronił 0:0.
To zespół o dwóch twarzach. Nie potrafi w żaden sposób wypośrodkować jakoś formy osiąganej na własnym stadionie i tej wyjazdowej. Jeżeli podejmuje kogoś na St James’ Park, to zwykle jest show. Przekonali się o tym: PSG, Aston Villa, Manchester City w Pucharze Ligi, Arsenal (choć w kontrowersyjnych okolicznościach), Chelsea i Manchester United. Sam bilans ligowy wynosi 8-0-2. To jedna z najmniej gościnnych drużyn. Bilans popsuła trochę świeżutka porażka z Nottingham Forest. Nie wiadomo co myśleć o tym wszystkim, jak to sobie w głowie ułożyć, bo Newcastle nie jest aż tak mocne, jak w meczach u siebie, ani też tak słabe, gdy jedzie w delegację. To też wymowne, że dokładnie rok temu Chris Wood strzelił gola dla “Srok”, pomagając w sensacyjnym wdrapaniu się na drugie miejsce w tabeli. Ten sam Chris Wood, który musiał ustąpić miejsca sprowadzonemu za 70 milionów fintów Isakowi, rok później strzela hat-tricka i pogrąża byłą drużynę.
Na Wilsona i Isaka nie można w 100% liczyć. Co chwilę jeden lub drugi wypada z gry, a to nie pozwala im osiągnąć regularności w zdobywaniu bramek. Isak ma przebłyski geniuszu, jednak nadal nie daje, ile oczekiwano. Wilson właśnie dochodzi do formy po kontuzji. Dan Burn zawsze był “klocowaty” i nieporadny, ale jakoś sobie radził na lewej stronie. Po kontuzji jednak wygląda nie najlepiej, a Anthony Elanga zrobił mu z brzydkiego słowa na “d” jesień średniowiecza. Kręcił nim, jak na karuzeli. Wyglądało to dla niego zawstydzająco. Pope w meczu z Manchesterem United doznał kontuzji barku i będzie pauzował przez kilka miesięcy. Martin Dubravka nie jest aż tak pewnym punktem, ma momenty zawahania, zwłaszcza przy wyjściach z bramki. Trzyma się bliżej linii. Takie zahwananie kosztowało na przykład stratę bramki z Tottenhamem. Chodzi o długą piłkę, którą rzucił Pedro Porro do Richarlisona. Ze Słowakiem w bramce “Sroki” przegrały sześć spotkań na siedem.
Żenująco wygląda też Kieran Trippier. Kapitan Newcastle z reguły napędzał akcje, kreował szanse i świetnie wyglądał, a z Evertonem zawalił dwie bramki, bo w głupi sposób stracił piłkę na własnej połowie. W innym spotkaniu Son Heung-min bawił się z nim na swojej stronie. Raz ośmieszył go trochę bardziej, raz trochę mniej. W obu sytuacjach Koreańczyk wyłożył piłkę na pewną bramkę – do Udogiego i Richarlisona. Trippier wypadł blado. Forma lidera jest odzwierciedleniem formy całej drużyny, w której nie ma kto wziąć na siebie odpowiedzialności. Czasami próbuje to robić Anthony Gordon, ale jest w tym nieregularny. Bruno Guimaraes ostatnio raczej zbiera kartki niż dobre występy. Harvey Barnes od dłuższego czasu jest niedostępny, a to świetna alternatywa na lewym skrzydle. Zimowe okienko transferowe to dobra okazja do poczynienia wzmocnień, żeby uratować sezon. Nie chodzi o to, by kupować za 200 milionów, ale by nie być więźniem zawodników bez formy, którzy za chwilę i tak muszą znowu wyjść na boisko.