Zakończyliśmy Ligę Narodów. Utrzymujemy się w elicie, wyprzedzając słabą Bośnię i Hercegowinę. Wrześniowe, październikowe i listopadowe mecze kadry Jerzego Brzęczka były poletkiem do wielu dyskusji na temat przyszłości reprezentacji. Powinniśmy być już po Euro 2020, ale z wiadomych względów turniej odbędzie się latem przyszłego roku. Wciąż więcej jest niepokojów i trosk niż radości. I nie brak głosów, że z Jerzym Brzęczkiem na stanowisku selekcjonera daleko nie zajedziemy.
Zaczęło się od wrześniowej porażki w Amsterdamie po bardzo słabym meczu, w którym Holendrzy niepodzielnie dominowali na boisku. Wynik 0:1 był nieco mylący, bo Polacy zagrozili bramce Oranje raz (strzał Piątka), a gospodarze pod naszą bramką gościli wielokrotnie. Tak czy owak – porażka w marnym stylu i niefortunna wypowiedź selekcjonera o tym, że jest zadowolony z realizacji niektórych założeń taktycznych – to wszystko wywołało pierwszą burzę. Brzęczek wyratował się zwycięstwem w Bośni. Po marnym meczu, ale trzy punkty zameldowały się na koncie biało-czerwonych.
Październikowa przerwa reprezentacyjna była zdecydowanie najlepszym momentem Brzęczka i jego drużyny. Nie tylko tej jesieni, ale tak w ogóle – kiedykolwiek. Efektowne zwycięstwo z Finami w sparingu, potem 0:0 z Włochami u siebie i pewna wygrana z Bośnią, także u siebie. Zameldowaliśmy się na czele grupy i choć terminarz wskazywał na to, że będzie ciężko, to jednak pojawiła się nawet szansa na finały Ligi Narodów. Mecze z Finlandią i Bośnią były naprawdę udane, a ten z Włochami nie był beznadziejny. Goście mieli więcej z gry, ale trudno było mówić o miażdżącej przewadze. Odgryzaliśmy się. Mimo ogólnej krytyki za książkę Małgorzaty Domagalik, nad głową Brzęczka zaświeciło słońce. Pojawił się optymizm.
Ten optymizm szybko został zmieciony. O ile po wygranej z Ukrainą trudno było się czepiać, bo to w końcu wygrana z silnym rywalem, to wątpliwości rodził styl. Tak naprawdę Ukraińcy byli o klasę lepsi, ale oni swoich szans nie wykorzystali, a do tego sprezentowali nam na srebrnej tacy gola na 1:0. Brzęczek miał szczęście – wciąż była szansa na rozstawienie w pierwszym koszyku podczas losowania grup eliminacji MŚ 2022. No i przed nami były decydujące mecze Ligi Narodów.
Te mamy na świeżo. Nie ma co kopać leżącego. Z Włochami byliśmy beznadziejni w każdym aspekcie. Z Holandią u siebie może i było ciut lepiej, ale chyba długo wynik przesłaniał nam realną ocenę, tymczasem na prowadzenie 1:0 zasługiwaliśmy mniej więcej tak, jak Zbigniew Stonoga na tytuł dżentelmena roku. Holendrzy dawali popis nieskuteczności (dokładnie tak jak wcześniej Ukraińcy i Włosi), ale w końcu zdołali przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Im to już nic nie dało, bo Włosi pokonując Bośnię wygrali grupę. Dla nas znaczenie też nie było za dużo – zajmując 3. miejsce utrzymujemy się w pierwszej dywizji, z której spadają Bośniacy. Szansa na pierwszy koszyk przepadła już w Reggio Emilia.
Gdyby rywale zachowali więcej zimnej krwi w bramkowych sytuacjach to z listopadowego trójmeczu wyjechalibyśmy z bagażem około 10, może 12 straconych bramek. Oczywiście – mamy świetnych bramkarzy, którzy w każdym z tych spotkań dali coś od siebie. Ale wożenie się na formie Szczęsnego czy Fabiańskiego to na dłuższą metę droga donikąd.
Kadra Brzęczka odnosi wyniki takie jak miejsce naszego futbolu w europejskiej hierarchii. Dość pewnie (choć często po marnych meczach) pokonuje zespoły słabsze i przegrywa praktycznie każdy z zespołami silniejszymi, całkowicie oddając im pole. Za Adama Nawałki potrafiliśmy jak równy z równym powalczyć z Niemcami czy Portugalią. Tutaj na takie "kokosy" się nie zapowiada. Jesteśmy do bólu przewidywalni jeśli chodzi o wynik, ale i o jakość gry.
Czy to czas zagrać va banque i rozstać się z "Guardiolą z Truskolasów"? Na to pytanie nie znamy odpowiedzi. Wydaje się jednak, że Zbigniew Boniek niczego takiego w planach nie ma. No chyba, że prawdą okaże się, że dość współpracy z trenerem mają sami piłkarze. Jeśli ci się zbuntują, mogą wymusić na prezesie zmianę. Ale na dziś to raczej scenariusz science-fiction. Brzęczek utrzymał się w Lidze Narodów, zrobił awans na Euro, więc zrealizował postawione przed nim cele. I jakby nie patrzeć takie są fakty.