Skip to main content

Guardiola jednych zaskoczył bardziej, innych trochę mniej i postanowił przedłużyć już trzeci raz umowę z Manchesterem City – tym razem do 2027 roku. Na dzień dobry po przedłużeniu dostał jednak w papę od Tottenhamu – aż 0:4. To już piąta porażka z rzędu i największy kryzys sportowy w życiu trenerskim Pepa.

Pep Guardiola w Ekstraklasie? Tu nie ma żartów. Po takiej serii czułby już gorące krzesło pod tyłkiem. Maciej Bartoszek? Jacek Magiera? A może Piotr Tworek lub Piotr Stokowiec? Już nakręcałaby się giełda kolejnych nazwisk, a Guardiola nie mógłby w nocy zasnąć. Cóż, pewnie i tak nie może, bo zastanawia się co takiego dzieje się z jego zespołem. Phil Foden wygląda na takiego, który już tyle osiągnął, że nie chce mu się grać. Erling Haaland zdecydowanie więcej marnuje niż strzela. Kevin De Bruyne dopiero co wrócił po długiej kontuzji. Obrona musi sobie radzić bez lidera Rubena Diasa, a pomoc bez lidera Rodriego. Kontuzje jednak dotykają wszystkich. Real Madryt mimo fatalnych okoliczności kadrowych i utraty dwóch podstawowych stoperów wygrał Champions League. Głębia kadry cechuje wielkich mistrzów.

Tymczasem Manchester City ma tak naprawdę… wąską kołderkę. Taką, o którą musi się bić para w nocy przed snem. Wiele razy potrafił dobrze zatuszować braki. Podczas ciężkiej kontuzji De Bruyne przesuwał Bernardo Silvę do środka pola, robiąc z niego najlepszego piłkarza sezonu w klubie. Wymyślił nową rolę dla Johna Stonesa, który stał się w fazie ofensywnej dodatkowym pomocnikiem. Tworzył lewych obrońców z Fabiana Delpha czy Ołeksandra Zinczenki. Grał bez napastnika jeszcze przed erą Erlinga Haalanda. Z Ilkaya Gundogana zrobił mieszankę dziesiątki i dziewiątki, ale też w pewnym momencie defensywnego pomocnika, który musiał zastąpić Fernandinho i… dał radę. Dzięki temu City zdobyło mistrzostwo w sezonie 2018/19.

Teraz ma zawodników albo za słabych, albo już głodnych, albo takich bez formy. A reszta jest kontuzjowana. Nie ma nawet kim kryć braków. Na ławce z Tottenhamem zasiedli: Jacob Wright, James McAtee, Jahmai Simpson-Pusey i Nico O’Reilly. Ktoś tak sobie zorientowany może zapytać – a kto to jest? Kyle Walker jest cieniem własnego siebie. 34-latek nie nadaje się już na ten poziom. Przegrywa za dużo pojedynków, wyprzedzają go skrzydłowi. Kiedy posypało mu się życie prywatne, posypała się też jego forma. Nie ma Rubena Diasa, a bez niego środek obrony przecieka. John Stones nie potrafi ustabilizować formy, bo kiedy już wskoczył na obroty, to przytrafiła mu się kontuzja kostki. Pepowi wypadł ze składu Mateo Kovacić, jeden z tych, którzy nie zawodzą. Udanie zastępował Rodriego na szóstce. Ilkay Gundogan jest w fatalnej formie. Nie chodzi o same liczby, gdzie ma tylko jednego gola, ale o to, że znika w spotkaniach, a przy pressingu i odbiorach jest bezużyteczny. Barcelona zrobiła złoty deal.

Warto się też pochylić nad skrzydłowymi. Jakiś czas temu Manchester miał Riyada Mahreza, Raheema Sterlinga. To byli liderzy z krwi i kości. Różnicę potrafił też zrobić nawet Gabriel Jesus, któremu lepiej szło na skrzydle niż w ataku. Obecnie Jack Grealish kopie się po czole i nie umie okiwać zawodnika przed sobą, robiąc dryblingi w miejscu. Jak wypadł z kontuzją, to nikt tej straty nie zauważył. Savinho bywa efektowny, ale nie jest efektywny. Nie zdobył jeszcze ani jednej bramki i brakuje mu przełamania. Nie umie wziąć ciężaru gry na siebie. Jest jeszcze Jeremy Doku – on dryblingami robi różnicę. Tylko, że też jest w tej chwili niedostępny. Wszedł na końcówki z Bournemouth i Sportingiem, ale musiał grać nie do końca zdrowy, bo zabrakło go na ławce rezerwowych drugi mecz z rzędu.

Pep spędzi w Manchesterze City ponad dekadę. Pewnie sam się nie spodziewał, że tak bardzo zakocha się w tym klubie i poczuje taki komfort pracy, którego nie miał ani w Monachium, ani w Barcelonie. Tu mógł budować zespół tak, jak mu się podobało. Nie musiał walczyć z katalońskimi mediami ani słuchać opinii bawarskich legend, które wiele rzeczy wiedziały lepiej. Zaczął doceniać te warunki i chciał tu zostać dłużej. Podobało się w Manchesterze także jego rodzinie, a Guardiola taki komfort pracy ceni. Jeżeli są wyniki, to już w ogóle idealnie. W tej chwili wyników nie ma. Pepa czeka odbudowa zespołu po największym kryzysie w jego trenerskim życiu. Czegoś takiego jeszcze nie doświadczył i jest to dla niego nowość. Tak źle nie było. Już cztery porażki z rzędu to była u niego nowa statystyka, a teraz jest pięć.

Defensywa wygląda momentami jak ŁKS Łódź po wejściu do Ekstraklasy. Istnieje tylko teoretycznie. Przestrzenie do podania są ogromne. Tottenham zrobił z tego świetny użytek, bo jest odważnie grającą drużyną, która nie atakuje dwoma czy trzema piłkarzami, ale sześcioma. Często po przechwycie od razu miał przewagę. Formacje City jakby w ogóle nie czuły przestrzeni, nie współpracowały ze sobą. Każda nawet średnio udana dla rywala kontra to smród. Manchester City to w tej chwili zlepek piłkarzy kontuzjowanych, wracających po kontuzjach, tych bez formy oraz tych, którym może się już nie chcieć. Już w zeszłym sezonie Pep Guardiola miał pretensje do Stonesa i Grealisha, że nie wykazują dostatecznego zaangażowania i się rozleniwili. Teraz Phil Foden wygląda na takiego, któremu już się nie chce i potrzebuje jakiegoś wstrząsu. Haaland jest za to nieskuteczny.

Dużo rzeczy w zespole nie gra, a obnażył to Tottenham, który mógł wygrać nawet jeszcze więcej. Nic sobie nie robił z pressingu Manchesteru City, który nie jest tak zorganizowany, jak jeszcze jakiś czas temu. 0:4 to blamaż Pepa Guardioli. Tak źle jeszcze nie było, ale Guardiola przedłużeniem umowy zobowiązał się wyciągnąć zespół z kryzysu.

Related Articles