Najmłodsze europejskie rozgrywki swój start zanotowały oficjalnie wczoraj meczami w Stambule oraz Guimaraes. Drugim strzelcem w fazie ligowej Lidze Konferencji został Krzysztof Piątek. Jednak już od dzisiaj będzie szansa na więcej polskich goli, zwłaszcza w ujęciu klubowym. Jagiellonia Białystok i Legia Warszawa będa reprezentować Polskę na arenie międzynarodowej, a celem w obu przypadkach jest przedłużenie gry do 2025. Dobra informacja jest taka, że polski akcent będzie także w finale, który 28 maja odbędzie się we Wrocławiu!
To dopiero czwarta edycja Ligi Konferencji, a już notuje pierwsze zmiany. W LKE podobnie, jak w dwóch pozostałych rozgrywkach pod egidą UEFA, również będzie rozgrywana faza ligowa z udziałem 36 klubów. To oznacza, że w tym roku wystartuje w nich rekordowa liczba aż 108 klubów, licząc wszystkie puchary. Wśród nich dwóch przedstawicieli Ekstraklasy. Nie ma co się oszukiwać, ale dzisiaj droga do Ligi Konferencji jest zdecydowanie najprostsza i w zasadzie obowiązkiem przynajmniej dla mistrza Polski. Jagiellonia Białystok, by dostać się do LKE musiała pokonać jedynie litewski Panevezys. Potem można było sobie pozwolić na wyraźne porażki z Bodo/Glimt oraz Ajaxem, a i tak skończyło się dodatkowymi sześcioma meczami. Czy będą kolejne? To się okaże za kilka tygodni, lecz trzeba przyznać, że zestaw przeciwników nie jest ekstremalnie trudny. Owszem zaczynają od mocnej Kopenhagi, która w tym roku kalendarzowym grała przecież z Manchesterem City w 1/8 finału Ligi Mistrzów, ale potem przeciwnicy znacznie bardziej w zasięgu mistrza Polski, o czym można przeczytać w zapowiedzi tego spotkania.
Trudniejszą drogę miała Legia Warszawa, która musiała pokonać jednego poważnego rywala – Brondby. Poza tym jednak trafiła na dwóch innych przeciwników będących kilka półek niżej – Carnaerfon z Walii oraz Dritę z Kosowa. Skoro jednak pokonali wicemistrza Danii, to z pozostałymi wstydem byłoby odpaść i również stołeczna ekipa jest w fazie ligowej. O ile finansowo i prestiżowo Liga Konferencji nijak się ma do Ligi Europ, nie wspominając o Lidze Mistrzów, o tyle tutaj jest jeden znaczący plus. Mowa o punktach rankingowych, które będzie znacznie łatwiej zdobywać.
11 debiutantów
Aż tyle drużyn po raz pierwszy w swojej historii znalazło się w fazie grupowej/ligowej europejskich rozgrywek. Wśród nich wspomniana Jagiellonia, ale są także bardziej znane ekipy, z większych lig. Mowa tutaj o debiutancie pucharowym z Niemiec – Heidenheim czy Cercle Brugge, które w dziwnych okolicznościach wyeliminowało Wisłę Kraków. Ponadto drużyny z różnych “dziwnych” geograficznie miejsc. Po raz pierwszy w historii fazy grupowej spotkamy kluby z Walii oraz Irlandii Północnej, a tak się stało za sprawą The New Saints oraz Larne. Co ciekawe ci ostatni w wyniku losowania trafią na spotkanie z sąsiadem z Irlandii – Shamrock Rovers. Względy polityczne będą tutaj zdecydowanie ciekawym podtekstem.
Po raz trzeci takiego zaszczytu dostąpił przedstawiciel ormiańskiej Premier League. Trzy lata temu w tych samych rozgrywkach znalazł się Alaszkiert Erewań, a rok później Pjunik Erewań. Teraz do tego grona dołącza FC Noah z miejscowości Armavir. Co ciekawe to jednocześnie najmłodszy klub w stawce, bowiem założony… siedem lat temu. Dodatkowo zostali pierwszym w klubem w krótkiej historii LKE, który przebrnął wszystkie cztery rundy kwalifikacji. Po drodze pokonali Shkendije Tetovo(Macedonia), Slieme Wanderers(Malta), a także AEK Ateny(!) i Rużomberok ze Słowacji. W nagrodę pojadą m.in. na Stamford Bridge i zagrają z Chelsea.
Grono debiutantów uzupełniają: cypryjskie Pafos, słoweńskie Celje, mołdawski Petrocub oraz serbski Borac Banja Luka. Ten ostatni klub mieści się na terenie Bośni i Hercegowiny, występując w tamtejszej lidze, ale Banja Luka to zdecydowanie serbskie tereny na mapie BiH. Warto dodać także, że Petrocub to drugi w historii klub reprezentujący Mołdawie w fazie grupowej/ligowej europejskich pucharów. Do tej pory jedynym był naddniestrzański Sheriff Tiraspol, któremu raz udało się dotrzeć do fazy grupowej Ligi Mistrzów, a poza tym regularnie grywał w Lidze Europy. Petrocub będzie miał okazje odwiedzić już niedługo Białystok, bowiem w drugiej kolejce zmierzy się z Jagiellonią.
Faworyci
Ani Liga Europy, ani Liga Konferencji nie będą przyjmować tzw. “spadkowiczów” z ważniejszych europejskich rozgrywek. Zatem 36-zespołowy skład będzie stały pod względem tego, kto może z tego grona zwyciężyć w rozgrywkach. Zdecydowanym faworytem będzie Chelsea, dla której start w takim pucharze to raczej przykry obowiązek, aniżeli szansa na europejskie trofeum. Z drugiej strony takiego pucharu jeszcze nie mają, więc warto powalczyć o zwycięstwo. Wśród największych konkurentów powinny być drużyny rozlosowane z pierwszego koszyka – FC Kopenhaga, Gent, Fiorentina czy Real Betis. Nie można lekceważyć niemieckiego Heidenheim czy Basaksehiru, bowiem dla Turków takie rozgrywki to idealna okazja, by się pokazać i w końcu zgarnąć trofeum do swojego kraju po długiej przerwie. Skoro w ostatniej edycji zrobił to grecki Olympiakos, to znaczy, że można. Zresztą przy okazji Grecji warto zahaczyć o Panathinaikos. Po wielu latach Koniczynki odradzają się, a ich piąty kozyk może być zdecydowanie mylący dla wielu. Czysto teoretycznie ich współczynnik był niższy od Petrocubu z Mołdawii czy Shamrock Rovers z Irlandii. Jednak siła tej drużyny powinna dać im zdecydowanie możliwości na grę w dalkiej fazie pucharowej.
Hitów jak na lekarstwo
Im niższa ranga rozgrywek, tym coraz trudniej znaleźć hity. Może to nawet niewłaściwe słowo dla takiej Ligi Konferencji. Jednak i tutaj można znaleźć interesujące mecze pod wieloma względami. Stąd na liście tylko kilka potyczek, które zasługują na takie miano. Głównie ze względów sportowych, ale w jednym przypadku były także polityczne i nie trzeba tłumaczyć nikomu o jakie spotkanie chodzi.
1. kolejka: Chelsea – Gent
2. kolejka: Larne (Irlandia Północna) – Shamrock Rovers (Irlandia)
2. kolejka: Panathinaikos – Chelsea
2. kolejka: Real Betis – FC Kopenhaga
3. kolejka: FC Kopenhaga – Basaksehir
4. kolejka: Heidenheim – Chelsea
5. kolejka: Basaksehir – Heidenheim
Ciekawe będą także geograficzne kwestie przy podróżowaniu. Astana raz zagra z walijskim The New Saints na wyjeździe, ale potem Chelsea oraz Vitoria Guimaraes będą musieli ruszyć daleko na wschód. Z kolei Kazachowie poza Wyspami, mają dwie podróże na Cypr, czyli praktycznie najlepiej jak mogło być dla nich. Od dalekiego lotu zaczyna Vikingur Reykjavik, który odwiedzi wspomniany Cypr – Omonia Nikozja. To jednak nie koniec dalekich wypraw, bo w 4. kolejce zajrzą do… Armenii. Z kolei FC Noah poza wylotem do Londynu, pozostałe wyjazdy ma w dość “cywilizowanych” lokalizacjach – Wiedeń i Baćka Topola w Serbii.