Skip to main content

Gdy Legia jechała do Alkmaar, miała za sobą porażkę w Białymstoku, która przerwała serię 10 meczów bez przegranej. Teraz jednak sytuacja warszawskiego zespołu nie jest już tak kolorowa. Ekipa Kosty Runjaicia właśnie zanotowała czwartą porażkę z rzędu i ewidentnie w ostatnich tygodniach wpadła w dołek.

Trudny terminarz nie ułatwia wyjścia z dołka
Przed sobotnim meczem ze Śląskiem pisaliśmy, że ostatni raz Legia Warszawa przegrała trzy mecze z rzędu w kwietniu 2022 roku. Teraz czas odnaleźć serię czterech porażek, po tym jak Legioniści dostali lanie na Dolnym Śląsku. Takie serie przydarzyły się jesienią 2021, gdy Legia grała w fazie grupowej Ligi Europy, a jednocześnie okupowała ostatnią pozycję w Ekstraklasie. Po wygranej 1:0 nad Leicester, przyszła seria czterech porażek w… październiku. Wtedy Legioniści polegli z Lechią, Lechem, Napoli oraz Piastem, a całość zatrzymali w Pucharze Polski ze Świtem Skolwin. Jednak po chwili przyszła kolejna seria – pięciu porażek(Pogoń, Napoli, Stal Mielec, Górnik Zabrze i Leicester). Oby tym razem reprezentant Ekstraklasy nie śrubował swojego “rekordu” w rozgrywkach europejskich.

Nie ma jednak wątpliwości, że Legia wygląda znacznie gorzej, niż to miało miejsce jeszcze kilka tygodni temu. W Holandii nie byli faworytem i trudno mieć pretensje o porażkę z takim rywalem, chociaż była okazja na remis, skoro przeciwnik grał przez niemal pół godziny w osłabieniu. Ponadto przegrywali ze ścisłą czołówką ligi – Jagiellonia, Raków oraz Śląsk. Źle natomiast wygląda kwestia traconych bramek, o czym poniżej. Do tego dochodzi mało strzelanych goli. Jak wcześniej Legia imponowała bardzo ofensywnym podejściem i pójściem na wymianę ciosów, tak teraz brakuje tego. Nadal tracą gole, ale przestali strzelać. Owszem widoczny był brak Josue we Wrocławiu, który przecież grał tylko 29 minut w Białymstoku oraz 45 przeciwko mistrzowi kraju. Generalnie jednak widać, jakby nieco mniej ofensywne nastawienie zespołu, który potrafił zepchnąć do głębokiej defensywy Aston Ville przy Łazienkowskiej.

Terminarz nie ułatwiał punktowania, ale teraz Legia musi po prostu wyjść z marazmu i zacząć punktować i wygrywać wszędzie.

Zrinjski (wyjazd)
Stal Mielec (dom)
GKS Tychy (w)
Radomiak (w)
Zrinjski (d)
Lech (d)

To zestaw, który czeka Legionistów przed przerwą na reprezentacje. Wydaje się, że celem minimum będą ligowe wygrane nad Stalą i Radomiakiem, dodatkowe 4 pkt w Europie, przepustka do kolejnej rundy Pucharu Polski, tak by przed spotkaniem z Lechem Poznań być w znacznie lepszych nastrojach, niż dzisiaj.

Częste zmiany w obronie
Na ciekawą kwestie zwrócił uwagę portal Legia.net przed meczem ze Zrinjskim. Od popwrotu z wrześniowej przerwy reprezentacyjnej, Legia rozegrała siedem meczów i ani razu nie udało się powtórzyć w kolejnym meczu trójki obrońców. Najczęściej występującym tercetem był: Pankov, Jędrzejczyk i Ribeiro, który pojawiał się w meczach z Piastem, Górnikiem Zabrze oraz w Alkmaar. Natomiast zestawienie zaproponowane przez Runjaicia we Wrocławiu: Pankov, Augustyniak i Ribeiro to trzeci taki przypadek w całym sezonie. Poprzedni raz dochodziło do niego w meczach z ŁKS-em(21 lipca) oraz domowej potyczce z Austrią Wiedeń(10 sierpnia). Jednak jak widać od tamtego czasu minęły odpowiednio trzy i dwa miesiące, co pokazuje jakim roszadom podlega newralgiczna linia formacji warszawian. – Oczywiście stabilizacja pomaga, jest łatwiej, ale bez przesady. Zgranie jest ważne, ale biorąc pod uwagę ostatnie mecze i to jak broni zespół Legii, to jest to najmniejszy problem. Ta trójka ma za sobą wiele wspólnych treningów i powinna wiedzieć jak i kto się zachowuje w poszczególnych sytuacjach. Natomiast w meczu ze Śląskiem widzieliśmy brak trzymania linii spalonego czy brak asekuracji a to jest absolutna podstawa, wymagana w każdym zespole ekstraklasy, a co dopiero w Legii – skomentował tę kwestie Igor Lewczuk, dla wspomnianego portalu Legia.net.

Już kiedyś grali…
Dla Legionistów to nie będą pierwsze potyczki ze Zrinjskim Mostar. Stołeczna ekipa dokładnie siedem lat temu miała okazje mierzyć się z aktualnym i ówczesnym mistrzem Bośni i Hercegowiny. Wtedy jednak chodziło o dwumecz w ramach II rundy eliminacji do Ligi Mistrzów. Pierwsze spotkanie odbyło się także na terenie Bośni. 12 lipca 2016 roku w paskudnym upale Legioniści wywieźli remis 1:1. Wtedy to był niezły wynik, zwłaszcza patrząc na warunki atmosferyczne panujące na Bałkanach latem. Tydzień później w Warszawie ekipa Besnika Hasiego wygrała 2:0. Wszystkie trzy trafienia dla stołecznej ekipy zaliczył Nemanja Nikolić. Węgier był świeżo po zdobyciu korony króla strzelców w sezonie 2015/2016, gdy ustrzelił 28 goli, do których dorzucił sześć bramek w Pucharze Polski i dwie sztuki w Lidze Europy. To on także był jedną z najważniejszych postaci tamtejszej Legii, która jako pierwsza i – jak dotąd – jedyna spośród polskich ekip w XXI wieku zakwalifikowała się do fazy grupowej Ligi Mistrzów.

To właśnie Nikolić strzelił 5 z 7 goli w eliminacjach. Warto przypomnieć, że Wojskowi wtedy mieli mnóstwo szczęścia w losowaniu, gdyż z mocniejszymi przeciwnikami trudno byłoby awansować. Zwłaszcza, gdy przypomnimy sobie to, jak drużyna za kadencji Hasiego wyglądała. Ledwo przepchnięty dwumecz z AS Trencin(1:0 na Słowacji i 0:0 w Warszawie), a później ogromne męczarnie z irlandzkim Dundalk – 2:0 w Dublinie i 1:1 w Warszawie. Jednak dwumecz ze Zrinjskim był punktem wyjścia do tego, co było później, czyli widowiskowa faza grupowa LM.

Najsłabszy, ale wcale nie słaby przeciwnik
Gdyby John McGinn nie strzelił gola w 94. minucie meczu w Birmingham, wówczas Zrinjski byłyby samotnym liderem grupy E Ligi Konferencji Europy. Jednak finalnie Aston Villa wygrała 1:0 i odrobiła stracone punkty w Warszawie. Tyle że Zrinjski po raz drugi w tej fazie grupowej pokazał, że nie jest i nie będzie chłopcem do bicia. Za takowego mógł uchodzić po losowaniu i po 45. minutach pierwszego meczu z AZ Alkmaar u siebie. Wtedy Holendrzy zgodnie z planem prowadzili 3:0 i wydawało się, że bez kłopotu wywiozą z malowniczego Mostaru komplet punktów. W drugiej połowie na boisku jednak zobaczyliśmy Zvonimira Kozulja, który odmienił losy meczu. Niespełna 30-latek odmienił losy meczu, strzelając gola na 1:3 i dając sygnał do odrabiania strat. Straty odrobili z nawiązką, a były gracz polskich klubów trafił także na 4:3 dając pierwszy komplet punktów w historii bośniackich występów w fazach grupowych europejskich pucharów.

Przypomnijmy, że Kożulj był zawodnikiem trzech polskich klubów, chociaż zagrał… tylko dla jednego. Przez dwa sezony – 2018/2019 i 2019/2020 – reprezentował barwy Pogoni Szczecin, dla której w pierwszym roku aż 9 razy trafiał do bramki rywali. Zimą 2022 trafił do Bruk-Bet Termaliki Nieciecza, ale traf chciał, że dwa tygodnie po podpisaniu doznał kontuzji kolana i tyle było z jego grania w Niecieczy. Niemal dokładnie rok później podpisał kontrakt z Sandecją Nowy Sącz i miał tam zostać przez 1,5-roku. W kwietniu jednak rozwiązał umowę za porozumieniem stron i dopiero dwa miesiące później wrócił do Mostaru, gdzie rozpoczynał swoją karierę.

Trafił do klubu nieprzypadkowego. Zrinjski w minionym sezonie zdobył podwójną koronę w Bośni. Oczywiście to nie jest liga pokroju ani chorwackiej, ani serbskiej, gdzie występują uznane firmy na europejskiej arenie. Jednak 20 punktów przewagi nad wicemistrzem czy pokonanie lokalnego rywala – Veleżu – w finale pucharu musiało zrobić wrażenie. Latem rozpoczęli eliminacje Ligi Mistrzów od dwumeczu z ormiańskim Urartu, które ograli dopiero po rzutach karnych u siebie, gdzie wcześniej przegrali 2:3(1:0 wygrana na wyjeździe). Rundę później zabrakło im jednej bramki do dogrywki ze Slovanem Bratysława i oznaczało to “spadek” do Ligi Europy. Tam jednak szybko rozprawili się z islandzkim Breidablikiem(6:2 w domu i 0:1 na wyjeździe), co oznaczało w praktyce pierwszą fazę grupową dla Bośni w historii. Finalnie trafili do Ligi Konferencji po minimalnie przegranym dwumeczu z LASK Linz, z którym nawet udało się w rewanżu doprowadzić od remisu przez chwilę.

Kadrowo
W Legii przde wszystkim do składu wraca Josue, który odpoczywał przez zawieszenie za kartki. Teraz w wyjazdowym meczu w Mostarze zabraknie z kolei Tomasa Pekharta, a powód to kwestie stomatologiczne i zabieg, który przeszedł w tym tygodniu. Poza tym trudno mówić o niespodziankach w kadrze meczowej, bowiem pozostałe nieobecności to albo zawodnicy nie będący w zainteresowaniu trenera, albo dłuższe kontuzje.

Po stronie gości kłopoty ostatnio mieli wspomniany Kożulj oraz Mario Ticinović, ale prawdopodobnie obaj będą gotowi w 100% na czwartkowy wieczór.

***

Początek meczu w Mostarze o godzinie 21:00.

Related Articles