Naddniestrze to samozwańcza republika na terenie Mołdawii. Nie uznaje jej nikt poza Abchazją i Osetią Południową, czyli… państwami, których z kolei nie uznaje nikt poza Rosją. Teraz o Naddniestrzu zrobi się jednak głośno, jak nigdy do tej pory. Sheriff Tyraspol dokonał rzeczy historycznej – awansował do Champions League, bijąc w dwumeczu Dinamo Zagrzeb – 3:0 u siebie, i 0:0 w rewanżu. Tym samym jesienią do państwa-widmo przyjeżdżać będą największe marki europejskiego futbolu. To chyba dobry moment, by lepiej poznać i spróbować zrozumieć ten fenomen.
Naddniestrze to pas mołdawskiej ziemi o długości około 200 km i średniej szerokości około 12–15 km, obejmujący tereny po lewej stronie Dniestru, a także prawobrzeżne miasto Bendery. Całkowita powierzchnia tego quasi państwa to nieco ponad 4000 km2. Dane sprzed trzech lat informują, że mieszka tam około 469 tys. ludzi, ale realia są takie, że liczba prawdopodobnie z roku na rok maleje. Wielu ludzi, zwłaszcza młodych, za chlebem emigruje do bogatszych części Europy, w tym również do Polski. Dla przeciętnego Mołdawianina zarobki nad Wisłą to marzenie, jak dla Polaka pensja w Wielkiej Brytanii czy Niemczech. W dodatku na horyzoncie nie widać żadnych perspektyw. Naddniestrze to miejsce, gdzie czas jakby stanął w miejscu. Ludzie tęsknią do czasów Związku Radzieckiego. Ba, niektórzy wierzą, że ten jeszcze się odrodzi…
Właśnie Związek Radziecki jest kluczem, by zrozumieć trudną historię tego nieuznawanego państwa. Po rozpadzie ZSRR powstała Mołdawia, ale kraj nie był jednolity etnicznie. Tereny Naddniestrza zamieszkiwane były głównie przez Rosjan i Ukraińców. Szybko pojawiły się więc separatystyczne zapędy. Miały one także podłoże gospodarcze, bowiem 40% PKB Mołdawii generowało właśnie mocno uprzemysłowione Naddniestrze z hutami stali na czele. W grudniu 1991 roku wybuchł konflikt zbrojny, który rozstrzygnęła dopiero interwencja wojsk rosyjskich. Generał Lebied nie przebierał w słowach. – Jeżeli nie wstrzymacie działań wojennych, to jutro śniadanie zjem w Tyraspolu, obiad w Kiszyniowie, a kolację w Bukareszcie – zapowiedział. Mołdawia, wspierana przez Rumunię, musiała się poddać. W lipcu 1992 roku w Helsinkach podpisano rozejm na warunkach Rosji. Od tego momentu Naddniestrze, chociaż formalnie pozostaje częścią Mołdawii, de facto funkcjonuje jako osobne państwo. Ma swoją walutę, władze, podział administracyjny, tablice rejestracyjne, urzędy, flagę, hymn itd. Problem jedynie w tym, że praktycznie nikt państwowości Naddniestrza nie uznaje. By wyjechać poza granicę Mołdawii, potrzeba paszportu mołdawskiego, ukraińskiego albo rosyjskiego. Paradoksów i dziwactw, wynikających z tej zawiłej sytuacji, jest zresztą całe mnóstwo. Przykład? Płaci się tam rublami naddniestrzańskimi – pieniędzmi niewymienialnymi w żadnym innych miejscu na świecie. Tu ciekawostka – część monet wybito w Mennicy Polskiej. Wywołało to mały skandal dyplomatyczny, ale rzecznik mennicy tłumaczył, że było to czysto komercyjne zamówienie, w dodatku nie na monety, a tak zwane żetony handlowe, inaczej zwane „krążkami”. Od działań mennicy odciął się jednak polski MSZ.
Naddniestrze, tak jak cała Mołdawia, nie jest krajem bogatym. Ale jedna firma wybija się tutaj ponad wszystkie inne. To oczywiście Sheriff. Zresztą, powiedzieć o nim, że to tylko firma to spore niedopowiedzenie. To ogromny koncern, który opanował niemal wszelkie gałęzie gospodarki. Do Sheriffa należą m.in. naddniestrzańskie supermarkety, stacje benzynowe, sieć telefonii komórkowej, kasyna, kanał telewizyjny, wydawnictwo, agencja reklamowa, piekarnie, no i oczywiście klub piłkarski. Mówi się, że Naddniestrze to państwo Lenina i Sheriffa. Choć komunistyczną spuściznę Włodzimierza Iljicza widać na wielu płaszczyznach, a jego pomniki wciąż stoją w eksponowanych miejscach, to jednak obecnie rządzi przede wszystkim Sheriff. Ciężko znaleźć naddniestrzańską rodzinę, w której nikt nie pracuje, lub nie zna kogoś kto pracuje, w imperium z pięcioramienną złotą gwiazdą w logo.
Jak powstała potęga „szeryfa”? W 1991 roku Igor Smirnov wygrał wybory na prezydenta Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej. Szybko zawiązał spółkę z miejscowym biznesmenem, Viktorem Gushanem, byłym członkiem KGB. Początkowo dorabiali się na przemycie, spekulacji walutą, a także handlu autami. W ten sposób powstał Sheriff, który rokrocznie dzięki współpracy z najwyższą władzą Naddniestrza bogacił się i przejmował kolejne gałęzie gospodarki. Układ Smirnova i Gushana, tajemniczego prezesa Sheriffa, trwał przez 20 lat. Wtedy niespodziewanie Smirnov przegrywa wybory prezydenckie. Evgeny Shevchuk zdobywa władze, ale nie ma poparcia Sheriffa i przede wszystkim Rosji. Konflikt oligarchów trwa kilka lat. Wkrótce okazuje się, że bez zblatowania z Sheriffem rządzić się nie da. Brakuje pieniędzy nawet na wypłaty emerytur, a to poważny problem w starzejącym się społeczeństwie. Nic dziwnego, że kolejne wybory prezydenckie wygrywa popierany przez Sheriffa Vadim Krasnoselsky z partii Odnowa. Ta partia, będąca polityczną odnogą Sheriffa, ma na sztandarach niepodległość wobec Mołdawii i poddańczość wobec putinowskiej Rosji.
Nie brak opinii, że konsorcjum Gushana to typowa pralnia brudnych pieniędzy. Dzięki dziurawej granicy z Ukrainą Naddniestrze jest wymarzonym miejscem do organizowania przemytu narkotyków, broni, a nawet ludzi. Szeryf to ktoś, kto powinien stać na straży praworządności, ale tutaj, o ironio, jest symbolem ciemnych interesów, które są miejscową tajemnicą poliszynela. Mówi się, że budując swoją potęgę Gushan i jego wspólnik, Ilya Kazamali, nie patyczkowali się z konkurencją. Gdy trzeba było kogoś odesłać na tamten świat, po prostu to robili, a władza zapewniała im „glejt” do takich działań. Partnerstwo publiczno-prywatne po mołdawsku. Pardon, po naddniestrzańsku.
W 1997 roku rosnący w siłę Sheriff, będący wówczas jedynie agencją ochrony, powołuje do życia klub piłkarski z siedzibą w Tyraspolu, największym mieście nieuznawanego państwa. Już w pierwszym roku istnienia Sheriff wygrał mołdawską drugą ligę i awansował do najwyższej klasy rozgrywkowej. Rok później jako beniaminek zdobył Puchar Mołdawii. Pierwszy tytuł do Tyraspolu powędrował w sezonie 2000/01. Od tego czasu nowy potentat mołdawskiej ligi nie wygrał mistrzostwa… tylko dwukrotnie. W sezonie 2010/11 zajął 2. miejsce, oddając tytuł Dacii Kiszyniów, a cztery lata później skończył ligę za plecami Milsami Orgiejów i Dacii. Ot, dwa wypadki przy pracy.
Sheriff ma ogromną przewagę finansową nad resztą ligi, a to musi przekładać się na przewagę sportową. Dość powiedzieć, że w samą infrastrukturę wpompowano grubo ponad 200 mln dolarów. Ale baza to wizytówka tego klubu i chluba całego Naddniestrza. Mogą jej pozazdrościć wszystkie kluby Ekstraklasy. Są tu dwa stadiony – jeden na europejskie puchary, drugi na ligę. Trzecie boisko z trybunami i sztuczną nawierzchnią znajduje się pod balonem i umożliwia granie niezależnie od warunków atmosferycznych. Do tego dochodzi kilkanaście boisk treningowych, pięciogwiazdkowy hotel, spa, hala sportowa, korty tenisowe, a nawet przychodnia lekarska. Zawodnicy, którzy nie chcą mieszkać w centrum Tyraspola, mają do dyspozycji klubowe apartamenty na terenie ośrodka. A nieopodal stoi jedyny w kraju hipermarket Sheriffa. R
eszta to supermarkety.
Podczas gdy kluby ligi mołdawskiej są w stanie zaoferować swoim piłkarzom zarobki na poziomie 1000 dolarów miesięcznie, Sheriff przebija ich 30 albo 40-krotnie. Sprowadza sobie zawodników, o jakich reszta ligi może pomarzyć i oferuje im godziwe warunki. Nie tak dawno w Sheriffie grał przecież Ariel Borysiuk, a na wypożyczeniu z Crystal Palace pół roku spędził tam także Jarosław Jach. Zresztą, kibice w Polsce zapamiętali te nazwę już w 2017 roku, gdy Sheriff po dwóch remisach wyeliminował Legię w kwalifikacjach do Ligi Europy. Był to już czwarty awans tyraspolskiego giganta do fazy grupowej tych rozgrywek. W 2013 roku do Naddniestrza przyjeżdżał np. Tottenham. Klub stał się miejscowym towarem eksportowym. Drugim, obok koniaku Kvint.
Mimo wszystko piłkarzy z Europy nie tak łatwo zachęcić do gry w Tyraspolu. Opowiadał o tym Krzysztof Król, który również spędził w Sheriffie pół sezonu. W rozmowie z Super Expressem mówił, że poza klubową bazą nie było tam nic ciekawego. – Siedziałem całymi dniami w klubowym hotelu. Dookoła straszna bieda – mówił. Pokusą, by grać w klubie z szeryfowską odznaką w herbie są oczywiście spore pieniądze. Te kuszą przeważnie graczy z Afryki, Ameryki Południowej czy Bałkanów. Sheriff nie trzyma zawodników na siłę i gdy pojawiają się ciekawe oferty z lepszych klubów, po prostu robi interesy. To także wabik dla piłkarzy, którzy marzą o większych karierach, niż tylko gra gdzieś w samym środku postradzieckiej głuszy.
Piękny obiekt w Tyraspolu gościł przez pewien czas mecze narodowej kadry Mołdawii. Ale ten pomysł się nie sprawdził. Na mecze nie przychodził prawie nikt, a zdarzały się i takie paradoksy, że miejscowi fani w meczu młodzieżówek dopingowali… Rosję. Innym razem, w 2003 roku na stadion nie wpuszczono prezydenta Mołdawii! Kadra musiała więc wrócić do Kiszyniowa, gdzie frekwencja nie jest dużo większa, ale przynajmniej ci, którzy przychodzą, nie są nastawieni do drużyny narodowej wrogo. Futbol w Mołdawii jest bowiem mało popularny. Na mecze ligowe chodzi garstka ludzi, mimo że wstęp jest darmowy. W najwyższej klasie rozgrywkowej są kluby, które grają na boiskach rodem z polskiej A-klasy, obok pasących się krów i biegających kur. W takich warunkach o kolejne mistrzostwa kraju walczy przyszły uczestnik Ligi Mistrzów. Cała liga chce utrzeć nosa krezusom z Tyraspola, ale to straceńcza misja. Sheriff wygrał ubiegły sezon z bilansem 32-3-1. Jeszcze bardziej wymowny jest bilans bramkowy 116:7!
Bieżący sezon Sheriff rozpoczął od sensacyjnej porażki z Balti. Potem były dwa zwycięstwa i cztery przełożone mecze. Tutaj także miejscowa federacja robi wszystko, by pomóc eksportowej ekipie w walce o europejskie puchary. Na dalszy plan schodzi wzajemna niechęć Mołdawii i separatystycznego Naddniestrza. W końcu pod egidą UEFA Sheriff reprezentuje Mołdawię, a nie nieistniejące państwo.
I to boli mieszkańców lewobrzeżnej części Dniestru. Kolejne mistrzostwa ich klubu traktują jak policzki, wymierzane rokrocznie Kiszyniowowi. Jednak tylko uczestnictwo w zabawie najbogatszych, czyli Champions League, może zapewnić Naddniestrzu rozpoznawalność. O to przecież zabiegają. To środek do celu. Tym celem jest niepodległość. Taka pełna i uznawana przez wszystkich. Trudno przewidzieć, czy ten plan kiedykolwiek się ziści, ale plan szturmowania bram Ligi Mistrzów właśnie się zrealizował.