Skip to main content

Lata lecą, a kolejne polskie drużyny albo kompromitują się w kwalifikacjach do europejskich pucharów, albo zderzają się ze ścianą w postaci możnych lub ich uboższych pobratymców z czołowych lig Europy. Rokrocznie dziennikarze wypominają kolejne wpadki naszych klubów związane z utratą punktów rankingowych. A te, jak pokazuje obecny sezon, potrafią zrobić kolosalną różnicę.

Swego czasu w Polsce krążył mit o tym, że nawet reforma rozgrywek przeprowadzona przez UEFA kilka lat wstecz nie daje szans polskim zespołom na skuteczną walkę o fazę grupową europejskich pucharów. Ten został już obalony, natomiast wciąż tkwi przekonanie, że Liga Mistrzów jest czymś nieosiągalnym. Błąd. Do sukcesu, upragnionego piłkarskiego raju, dostępu do strumienia pieniędzy z UEFA, mierzenia się z piłkarską elitą Starego Kontynentu oraz zbudowania swojej historii i prestiżu naprawdę nie trzeba wiele. Elementami niezbędnymi do osiągnięcia tego celu są z pewnością konsekwencja i regularność.

Liga Mistrzów
Faktem jest, że droga do Ligi Mistrzów jest dla polskich klubów wyboista. W tegorocznej edycji najlepszej ligi na świecie nawet ranking najwyżej sklasyfikowanej polskiej drużyny – Lecha Poznań, wynik 19,000 – nie pozwoliłby na rozstawienie choćby w III rundzie kwalifikacji. Jest jednak jedno „ale”. Sam awans do tej fazy rywalizacji pozwalał z takim współczynnikiem klubowym na realne myślenie o grze w Lidze Europy, a także w przypadku niepowodzenia grę w fazie ligowej Ligi Konferencji. Przywołany wcześniej „Kolejorz” byłby w tym roku rozstawiony w rundzie play-off eliminacji do LE, z ogromnymi szansami na trafienie naprawdę przeciętnego lub słabego rywala w tejże.

Czas na najbardziej jaskrawe przykłady gromadzenia punktów rankingowych i czerpania z tego dalszych profitów w wymarzonych dla każdego europejskiego klubu rozgrywkach. Spoglądamy wyłącznie na kraje i zespoły, do których nasi przedstawiciele mogą lub powinni równać. Crvena zvezda Belgrad na swój udział w tegorocznej edycji Champions League zapracowała dobrymi występami w Lidze Europy. W sezonach 2020/2021 oraz 2021/2022 z powodzeniem radziła sobie w fazie grupowej dwukrotnie awansując do dalszych gier. 12 zwycięstw i 7 remisów na przestrzeni dwóch sezonów dało łącznie 25 punktów do rankingu. Tylko dwa sezony dawały Serbom realną szansę na rozstawienie w każdej rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzów.

Z zazdrością spoglądamy za naszą południową granicę, gdzie w Lidze Mistrzów zagrają aż dwie drużyny! Awans Sparty Praga, która z rankingiem 22,500 nie była rozstawiona w starciu ze szwedzkim Malmö (Szwedzi przejęli współczynnik PAOK-u Saloniki 37,000, ich ranking wynosi 18,500 – red.), nie jest jakąś olbrzymią niespodzianką. Prażanie dość regularnie punktują w europejskich rozgrywkach, a ich przykład doskonale pokazuje, że do budowania swojej pozycji rankingowej naprawdę wystarczały awanse i udział w fazach grupowych Ligi Europy. Przypadek Slovana to zbudowanie jeszcze wyższego rankingu (30,500), dzięki grze w… Lidze Konferencji. Tak, tak, osławiony Puchar Biedronki dał benefity nie tylko poznańskiemu Lechowi. Slovan również nie był rozstawiony, ale trafił na rywala – duński Midtjylland – z którym potrafił się uporać w dwumeczu. Słowacy również zagrają w piłkarskim raju.

Liga Europy
No dobrze, skoro do Ligi Mistrzów prowadzą jednak dość strome schody dla naszych ligowych „orłów” to może ścieżka z Pucharu Polski i gorsze losowanie mistrza kraju pozwala rywalizować w tzw. „drugiej lidze Europy”? Sprawdźmy na przykładzie „Kolejorza” – jego obecny współczynnik pozwala w tym sezonie na rozstawienie do samego końca kwalifikacji w tych rozgrywkach. Podobnie ranking Legii wynoszący 18,000. Właśnie dlatego przekleństwem tegorocznej kampanii był udział Jagiellonii i Wisły, które w zestawieniu klubów grających w eliminacjach do Ligi Europy legitymowały się najniższym wynikiem w swoich rundach.

Liga Europy naprawdę nie wymaga cudów rankingowych. Awans do tegorocznej fazy ligowej uzyskały wspomniany wcześniej PAOK, który przejmując niższy ranking Malmö po „spadku” z kwalifikacji Ligi Mistrzów wciąż był klubem rozstawionym w starciu z irlandzkim Shamrock Rovers. Targany od kilku lat różnymi kłopotami Anderlecht Bruksela, który przed laty był koszmarem Wisły, dziś legitymuje się dość mizernym współczynnikiem 14,500 i on także był rozstawionym zespołem w LE w starciu z białoruskim Dinamem Mińsk. Wynik belgijskiej drużyny jest o 0,5 punktu wyższy od… zdobyczy Lecha Poznań w jednym sezonie Ligi Konferencji przed dwoma laty! To naprawdę nie jest czarna magia!

Mało tego. Często oprócz rankingów i własnych umiejętności, trzeba liczyć na odrobinę szczęścia w losowaniu. Nierozstawiony Besiktas Stambuł ze współczynnikiem 12,000 poradził sobie w dwumeczu ze szwajcarskim Lugano, które stawiło czoła Turkom, ale nie było rywalem niezwykle wymagającym. Podobnie rzecz miała się ze „spadkowiczem” z Ligi Mistrzów RFS Ryga (8,000), który odprawił rozstawiony APOEL Nikozja po serii rzutów karnych. Najciekawszym przypadkiem jest szwedzki Elfsborg, który z rankingiem 4,300 rozpoczynał przygodę w Lidze Europy jako nierozstawiony klub od pierwszej rundy kwalifikacji. Podobnie jak Łotysze, także Szwedzi uzyskali promocje do fazy ligowej LE, dzięki skutecznie egzekwowanym „jedenastkom”.

Liga Konferencji
To rozgrywki wprost skrojone pod naprawdę niezbyt wymagający współczynnik punktów rankingowych. Tu można być ekipą rozstawioną posiadając jednocyfrowy ranking. Tak jak rywal krakowskiej Wisły – Cercle Brugge (9,760) było ostatnim zespołem, który posiadał przywilej dolosowania do pary teoretycznie słabszego przeciwnika. Co więcej, Belgowie przystępowali do gry na współczynniku wypracowanym przez ligowych rywali uczestniczących w ostatnich 5 latach w rozgrywkach europejskich. To przypadek nie posiadania rankingu tak jak Jagiellonia i Wisła.

Z względnie niskim rankingiem awansowały dalej rozstawione FK Astana (11,000) i Omonia Nikozaj (12,000). Osobnymi przypadkami były drużyny ze ścieżki mistrzowskiej Champions League. HJK Helsinki (11,500) i Vikingur Reykjavik (bazowo 4,000, przejęty ranking 10,000 po Florze Tallin) skorzystały z przywileju UEFA dla mistrzów krajów, które odpadają z kwalifikacji do najważniejszych rozgrywek na Starym Kontynencie. Prawdziwymi kopciuszkami w stawce będą jednak cypryjski Pafos (4,420) i ormiański Noah (2,125), które przebojem wdarły się do fazy ligowej Ligi Konferencji brnąc przez eliminacje od pierwszej rundy.

Kwalifikacje były jednak tylko gromadzeniem punktów do rankingu krajowego. Zdobyczy, która daje nikłe, ale jednak szanse, na rozstawienie w początkowych rundach Ligi Konferencji. Praca na własny rachunek od dwóch sezonów zaczyna się dopiero w fazie grupowej, obecnie ligowej. Dotarcie do ostatniej rundy eliminacji i awans do fazy ligowej gwarantuje zespołom 2,5 punktu do rankingu klubowego, bez względu na osiągane rezultaty w kwalifikacjach (np. komplet porażek w ścieżce mistrzowskiej LM daje 0 punktów, ale “spadek” z niej do LK to obligatoryjne 2,5 pkt). Każde zwycięstwo lub remis to dodatkowa zdobycz punktowa dla drużyny, ale punkty do rankingu klubowego dopisywane są dopiero po osiagnięciu skumulowanej liczby punktów powyżej gwarantowanych 2,5. „Legioniści” pracują zatem na spokojne kwalifikacje w kolejnych latach w przypadku udziału w europejskiej kampanii. Z kolei białostoczanie walczą o szansę dla siebie i innych w początkowych fazach kwalifikacji w przyszłych sezonach.

Zatem konsekwencja i regularność wspomniane na początku tekstu to jedynie podstawowe, acz niezbędne elementy końcowego sukcesu. Warunkiem koniecznym do budowania swojej pozycji w rankingu jest udział w fazie ligowej i zdobywanie w niej punktów. Dla polskich drużyn tylko tyle i aż tyle.

Related Articles