Skip to main content

Starcie Portugalia vs Urugwaj zakończyło pewien mundialowy schemat. Nie będzie już meczów o godzinie 11:00 polskiego czasu. Dziewiąty dzień mundialu przyniósł nam dwa bardzo efektowne spotkania, a Szwajcarzy prawie urwali punkt Brazylii. Oto krótkie podsumowanie.

Kamerun – Serbia 3:3
Jak na ten moment – najbardziej szalony mecz mundialu. I to także z uwagi na background. Andre Onana to wielka gwiazda reprezentacji Kamerunu. Bramkarz, który gra bardzo odważnie, daleko od bramki i taki jest styl jego gry. I właśnie o to starł się z selekcjonerem Rigobertem Songiem. Ten oczekiwał od zawodnika, by bez powodu nie wychodził z bramki i bardziej skupił się na bronieniu niż rozgrywaniu. W negocjacjach uczestniczył nawet Samuel Eto’o, a więc legenda reprezentacji i prezes rodzimej federacji piłkarskiej. Onana pozostał wierny swoim ideałom, nie chciał się podporządkować, odmówił gry takim stylem i został odsunięty od składu. W bramce stanął więc Devis Epassy. Onana miał pakować walizki i wracać do domu, ale ostatecznie pozostał w hotelu. Kamerun od lat bardziej słynie na mundialach z awantur. W 2014 roku Benjamin Moukandjo i Benoit Assou-Ekotto w żenującym stylu prawie pobili się na boisku. Wtedy zresztą piłkarze kłócili się z federacją o pieniądze i zagrozili, że nie wezmą udziału w turnieju.

Tym razem znów pojawił się kłopot dyscyplinarny, ale przynajmniej udało się przełamać fatalną passę i to po niesamowitym come backu. Kamerun przegrał aż osiem meczów z rzędu na mundialach, licząc od 0:2 z Niemcami jeszcze w 2002 roku. Wszystko wskazywało, że teraz będzie porażka numer dziewięć. Serbowie mieli wszystko, żeby spokojnie kontrolować mecz już do końca, prowadząc 3:1. Kamerun leżał już praktycznie na deskach. Miało się wrażenie, że prędzej będzie tutaj powiększenie przewagi. A tu dwa szybkie gole w 63. i 66. minucie. Bohaterem zespołu z Afryki został Vincent Aboubakar, który dwa razy idealnie wkleił się w defensywę Serbów. Tego pojedynku nie ma sensu opisywać akcja po akcji, bo działo się tyle, że starczyłoby na pięć akapitów. W pewnym momencie wyglądało to, jak kumple, którzy poszli sobie na orlik i pieprzą defensywę, na boisku jest mnóstwo miejsca, każde podanie przechodzi, więc robią sobie efektowne akcje.

28 strzałów, w tym 15 celnych. Sam Aleksandar Mitrović miał aż siedem okazji i prezentował mizerną skuteczność. Gdyby miał lepiej ustawiony celownik, to już wcześniej byłoby po meczu. Zmarnował dwie lub trzy doskonałe okazje.

TOP – Vincent Aboubakar. Wszedł na boisko w 55. minucie, a 11 minut później miał już na koncie gola i asystę. Dwa razy trzeba było odmierzać jego pozycję przy pomocy specjalnego systemu. Okazało się, że wkleił się idealnie w linię, dzięki czemu popędził w jednej akcji sam na sam z Milinkoviciem-Saviciem i popisał się lobem. Tam zresztą sam myślał, że będzie spalony. Później tak samo pokazał się na pozycję i wystawił piłkę Choupo-Motingowi. Zremisował przegrany mecz.

FLOP – Nikola Milenković. Zawodnik Fiorentiny wyglądał fatalnie. Dwa razy to właśnie on złamał na prawej stronie linię spalonego przy wysoko grającej obronie, dzięki czemu Aboubakar miał mnóstwo miejsca. W trzy minuty dwa razy ten sam błąd. W końcówce łatwo objechany przez N’Koudou. Przegrał większość bezpośrednich pojedynków.

Korea Południowa – Ghana 2:3
Nie zdążyliśmy się pozbierać po rollercoasterze, a tu ktoś wręczył nam do ręki bilet na kolejny. Koreańczycy także popisali się come backiem i odrobili dwie bramki identycznie, jak Kamerun – w trzy minuty. Tyle tylko, że na końcu to Ghana cieszyła się ze zwycięstwa. Zespół z Afryki był po prostu bardziej wyrachowany, z chłodną głową kończył swoje okazje. W całym spotkaniu było tu aż 29 strzałów, z czego 22 koreańskich. Aż 10 z nich zostało jednak zablokowanych przez obrońców Ghany, którzy w końcówce rzucali się ofiarnie przeciwnikom pod nogi.

Ghana do przerwy prowadziła 2:0, oddając dwa strzały celne. Pierwszy gol padł w trochę kontrowersyjnych okolicznościach, bo piłka w zamieszaniu podbramkowym spadła Andre Ayewowi na rękę, potem jeszcze dotknął ją lekko jeden z obrońców koreańskich, a najlepiej odnalazł się tam Mohammed Salisu z Southampton. VAR z Tomaszem Kwiatkowskim na czele uznał jednak, że bramkę należy zaliczyć. Kluczowe znaczenie miało to, że gola nie strzelił sam Ayew. Dopiero po przerwie Korea Południowa zrobiła użytek z posiadania piłki i wreszcie pojawiły się jakieś konkrety. Cho Gue-Sung to autor dubletu i to… z główki. A wcale nie musiało się na tym skończyć, bo oddał w sumie aż sześć strzałów i śmiało mógł mieć nawet hat-tricka.

Korea Południowa grała lepiej i wydawało się, że pójdą po więcej. Po raz drugi tego dnia logika przebiegu meczu okazała się błędna i to Mohammed Kudus został bohaterem Ghany. Heung-Min Son zalał się łzami po meczu, a jeden z członków sztabu Ghany (jakiś debil) popisał się kompletnym brakiem wyczucia i podszedł sobie zrobić z nim selfie. Brawo. Teraz czeka ich wielki rewanż za rękę Luisa Suareza z 2010 roku. Pikanterii dodaje fakt, że ten zawodnik nadal jest w składzie Urugwaju.

TOP – Mohammed Salisu. Równie dobrze mógłby być tu jego imiennik, zawodnik Ajaksu. Ale chyba bardziej imponujący był Salisu. Co prawda zawalił przy jednym golu, ale też sam jednego strzelił. Oprócz tego był liderem defensywy Ghany, która w końcówce broniła się w swojej szesnastce. Miał aż dziewięć wybić, trzy bloki i cztery wygrane główki. To on wyprowadzał też piłkę ze środka defensywy.

FLOP – Kim Seung-Gyu. No niestety, wpuścił wszystkie trzy strzały. Ten trzeci – Kudusa – wcale nie był tak precyzyjny. Przy golu numer jeden Kudusa też się zawahał i wrócił do bramki. Przyspawany do linii, Partey prawie strzelił mu gola… z metra po rożnym. Słabiuteńki był też Tariq Lamptey, objeżdżany na prawej stronie, jak junior. Stracił też piłkę przy pierwszym golu Korei. Ma jednak szczęście, że wygrał mecz, to nie został flopem.

Brazylia – Szwajcaria 1:0
Szwajcarzy długo grali bardzo dobrze i skutecznie rozpracowywali atuty dużo silniejszych Canarinhos. I to na tym skupili się w pierwszej połowie, samemu się pod bramkę Alissona w ogóle nie zapędzając. 0:0 wzięliby z pocałowaniem ręki i było to widać. Jedną bardzo dobrą okazję miał Vinicius Junior i to tyle. Uderzył nieczysto i Sommer nie miał problemu z interwencją. Brazylijczycy próbowali, ale trudno im było przebić się przez czerwone zasieki. W drugiej połowie był nawet moment, w którym postanowili zaskoczyć i to oni niespodziewanie przejęli inicjatywę. Wcześniej kompletnie niewidocznie z przodu, tym razem próbowali atakować. Ich pomysłem w tym meczu było głównie szukanie Embolo.

Pierwsza sekwencja błędów po stronie Szwajcarów od razu skończyła się golem. Każdy z ich graczy przegrał po kolei bezpośredni pojedynek z brazylijskim odpowiednikiem. Skrzydłowy Realu Madryt uderzył po długim rogu, ale okazało się, że we wcześniejszej fazie akcji Richarlison wracał z pozycji spalonej. Szwajcarzy mieli szczęście. I tak jednak stracili bramkę, ale nie popełnili przy niej błędu. Po prostu kunszt Casemiro, który trochę niespodziewanie znalazł się w polu karnym, a potem bez zastanowienia uderzył z woleja. Akanji był całkiem blisko, ale piłkarz United trafił idealnie w tempie. Sommer nie miał żadnych szans. Brazylijczycy cierpieli, nie mieli dużo z gry, ale przepchnęli ten mecz na swoją korzyść. Tak też trzeba umieć. Dzięki temu są już pewni awansu do 1/8 finału.

TOP – Alex Sandro. Nie do przejścia. Widoczny z przodu i z tyłu. Wygrał aż 10 bezpośrednich pojedynków na 11. Ciągle odbierał komuś piłkę. Bardzo aktywny na swojej stronie. Posłał jedno kluczowe podanie.

FLOPFabian Rieder. Niewidoczny. Najdłużej go było widać chyba wtedy, gdy został ukarany żółtą kartką. W ogóle nie próbował robić przewagi. Pomagał najczęściej w defensywie, ale głównie faulował. W całym spotkaniu miał tylko osiem celnych podań. Trener zmienił go jako pierwszego.

Portugalia – Urugwaj 2:0
Mamy trzy drużyny, które po dwóch kolejkach wiedzą już, że mają zagwarantowany mecz w fazie play-off. Francja, Brazylia, a wieczorem dołączyła także Portugalia, wygrywając w hitowym pojedynku z Urugwajem. Z jednej strony Bruno Fernandes, Bernardo Silva, Joao Cancelo czy Cristiano Ronaldo, a z drugiej Edinson Cavani, Rodrigo Bentancur, Darwin Nunez, czy przede wszystkim będący w doskonałej formie Fede Valverde. Portugalczycy byli po prostu lepsi i skuteczniejsi. A przede wszystkim mieli w drużynie Bruno Fernandesa, który ma na koncie dublet, a w końcówce był nawet bliski hat-tricka. Żeby tego było mało, to nie ograniczył się tylko do kreowania. W pewnym momencie na ekranie pojawiła się statystyka, że gracz United spowodował u przeciwników najwięcej strat piłki. Zasuwał więc także w pressingu i defensywie.

Nie można też powiedzieć, żeby Urugwaj został jakoś rozklepany, bo byłoby to nieucziwe. Mieli swoje bardzo dobre okazje – Maximiliano Gomez trafił w słupek (już przy 0:1), a Bentancur przegrał pojedynek sam na sam z Costą po świetnej indywidualnej akcji, kiedy to przedryblował trzech przeciwników. To było jeszcze przy stanie 0:0 i mogło ustawić dalszą część spotkania. Fede Valverde w 79. minucie też przegrał pojedynek z Costą, choć gdyby odwrócił się w lewo, to miał tam lepiej ustawionych Gomeza i Suareza. Całość zamknął dość dziwny karny. Gimenez upadał na murawę i piłka trafiła w jego rękę przy interwencji. Pewnie zaważyło to, że gdyby nie dotknięcie ręką, to Bruno Fernandes posłałby mu idealną “lochę” i wyszedł sam na sam z bramkarzem. Zawodnik United podszedł do jedenastki i wykorzystał ją ze swoim dobrze znanym podskokiem. D

TOP – Bruno Fernandes. Na koncie dublet, a mógłby być hat-trick. Pod koniec trafił w słupek, raz też nie zauważył go na drugiej stronie Joao Felix. Zawodnik United nieźle się wtedy wściekł. Lider zespołu, który pracował – jak mówi klasyk – “zarówno w owenzywie, jak i w dewenzywie”.

FLOP – Darwin Nunez. Nic nie zdziałał. Nie wywalczył nawet żadnego stałego fragmentu. Oddał jeden strzał celny. Nie podejmował żadnych pojedynków, przegrywał nawet główki. Występ do zapomnienia. Nie widać było nawet, żeby się choć trochę starał. Skutecznie wyłączony. Groźniejszy był Gomez, który wszedł za niego na 20 minut.

Related Articles