Nastroje są znakomite, bo Polska od wczoraj jest liderem grupy C. Ale nic jeszcze nie jest przesądzone. Nawet jeśli pół kraju nad Wisłą budzi się dziś na kacu – również ze względu na Andrzejki – to i tak warto rzucić okiem na mundialowy line-up niedzieli i przeczytać naszą zapowiedź. Szykuje się dzień pełen wrażeń. I już przedostatni maraton.
GRUPA E: JAPONIA – KOSTARYKA (NIEDZIELA, 11:00)
Przystawka, która wcale nie musi być mało wyszukana. Już kilka spotkań o 11:00 dało nam dużo rozrywki. Tutaj sytuacja jest o tyle ciekawa, że Japonia jest autorem jednej z dwóch największych sensacji w pierwszej kolejce fazy grupowej, a Kostaryka doświadczyła najboleśniejszej klęski. Czy dziś nastąpi odkupienie Kostarykanów po haniebnym 0:7 z Hiszpanią?
Trudno cokolwiek wyrokować. Japończycy bronili się desperacko w meczu z Niemcami, a gdy los dał im okazje, strzelili dwie bramki i zabrali pełną pulę. Ale zachwyty grą Kraju Kwitnącej Wiśni byłyby nie na miejscu. Po prostu uśmiechnęło się do nich szczęście i potrafili ten uśmiech odwzajemnić. Wcale nie musi to oznaczać, że i w niedzielne południe (czasu polskiego) będzie tak różowo.
Fakty są jednak takie, że jeśli Samuraje pokonają Kostarykę, a w wieczornym meczu Niemcy nie zdołają wygrać z La Furia Roja, awans azjatyckiej ekipy do 1/8 finału stanie się faktem. W Rosji cztery lata temu też udało się awansować – wtedy kosztem Senegalu i Polski. Teraz powtórzyć ten sukces kosztem jednego z gigantów światowej piłki, byłoby wielkim wydarzeniem dla całego narodu japońskiego i wielkim osiągnięciem selekcjonera Hajime Moriyasu oraz jego podopiecznych. A sam selekcjoner zasłużył w meczu z Niemcami na najwyższe słowa uznania – wpuścił na boju z ławki Takumę Asano i Kaoru Mitomę, którzy odmienili losy meczu. Dodatkowo ten pierwszy strzelił zwycięską bramkę.
Kostaryka grała w Japonią w przeszłości czterokrotnie i ani razu nie wygrała (1 remis, 3 porażki). Tym samym nie za wiele wskazuje dziś na sukces ekipy z Ameryki Środkowej. Mundiale z 1990 roku (1/8 finału) i 2014 roku (ćwierćfinał) są busolą dla tego niedużego państewka, ale trudno liczyć na powtórzenie sukcesu, gdy zaczyna się lania 0:7.
GRUPA F: BELGIA – MAROKO (NIEDZIELA, 14:00)
Belgia w pierwszej kolejce była autorem bodaj najbrzydszej, albo najmniej zasłużonej wygranej. Kanada grała otwarty, ładny dla oka, ofensywny futbol, w dodatku została ograbiona z rzutu karnego, a Czerwone Diabły z dużym doświadczeniem w piłce międzynarodowej wykorzystały swoją jedyną okazję. Na turnieju najważniejszy jest wynik, więc łatwo rozgrzeszyć Roberto Martineza i jego ludzi.
Ciekawe, jak będzie to wyglądać w meczu z Maroko, które dla wielu może być czarnym koniem Czarnego Lądu. Marokańczycy mają mocno „europejski” skład, a gwiazdy takie jak Achraf Hakimi czy Hakim Ziyech mogą spowodować mocniejsze bicie serca u obrońców drużyny przeciwnej. Marokańczycy zaczęli od bezbramkowego remisu z wicemistrzami świata – Chorwatami. Ten wynik, jak każdy remis w fazie grupowej, tylko komplikuje sytuację i niemal zapewnia nam dramaturgię w ostatniej kolejce.
Obie reprezentacje grały ze sobą trzykrotnie, w tym raz na mundialu. W 1994 roku Czerwone Diabły pokonały Lwy Atlasu 1:0. Pięć lat później wygrały też w sparingu 4:0. Maroko „zrewanżowało się” w meczu towarzyskim w 2008 roku, wygrywając 4:1.
Reprezentacja Maroko nie przegrała żadnego z ośmiu ostatnich meczów i na pewno nie uklęknie przed brązowymi medalistami poprzedniego czempionatu. Co nam z tego wyjdzie? Sami jesteśmy ciekawi. Dziś raczej nie warto postawić na Familiadę i Złotopolskich, zwłaszcza że tych drugich od dawna już nie emitują.
GRUPA F: CHORWACJA – KANADA (NIEDZIELA, 17:00)
Zostajemy w grupie F, by zobaczyć na co stać Chorwację i Kanadę w ich drugim występie. Pierwszy był rozczarowujący, bo wicemistrzowie świata nie potrafi wykreować zbyt wielu szans i po męczącym meczu zremisowali 0:0 z Maroko. Kanadyjczycy zagrali zaś olśniewająca, oddali 22 strzały, mieli rzut karny i należał im się drugi, ale na koniec wrócili do hotelu z pustymi rękami. Chorwaci już wiedzą, że nie mogą lekceważyć ekipy spod znaku klonowego liścia, bo ta młoda drużyna to nie tylko zalążek czegoś z myślą o 2026 roku. To już teraz gotowy twór, mogący urywać punkty wielkim teamom.
Chorwacja nigdy nie wcześniej nie grała z Kanadą. Dziś napisze się więc pierwszy wers rozdziału o tej futbolowej rywalizacji. Wers niezwykle ważny, bo porażka z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie dla kogoś oznaczać pewne albo prawie pewne odpadnięcie z turnieju.
Historia może napisać się na naszych oczach również w inny sposób – wystarczy, że Kanadyjczycy strzelą gola. Będzie to pierwszy gol tej reprezentacji w historii uczestnictwa w finałach. W 1986 roku się nie udało, a teraz The Canucks grają w mistrzostwach po raz drugi. Przed nimi piąte spotkanie na mundialach – to chyba dobry moment, by wreszcie dać swoim fanom radość.
Doświadczona i zaawansowana wiekowa Hrvatska jest tutaj faworytem. Młodość wyszumiała się w meczu z Belgią, a potem przekonała się o tym, że futbol była niesprawiedliwy i nie wybacza nieskuteczności. Ciekawe tylko, czy podopieczni Zlatko Dalicia oddadzą rywalom pole i pozwolą pohasać, czy też będą od początku narzucali swoje warunki, świadomi że brak zwycięstwa może być brzemienny w skutkach.
GRUPA E: HISZPANIA – NIEMCY (NIEDZIELA, 20:00)
Creme de la crème niedzieli, a być może całej fazy grupowej. Z perspektywy Niemców – mecz o życie. Z perspektywy La Furia Roja – szansa na szybkie zapewnienie sobie 1/8 finału i przy okazji „utopienie” jednego z konkurentów do medalu.
O tym co Hiszpanie zrobili Kostaryce można rozpisywać się w samych superlatywach. To była maszynka, której marnie grający jako zespół Kostarykanie nie mogli powstrzymać. Piłka chodziła od nogi do nogi, a na dodatek nie było problemów ze skutecznością, choć od wielu lat hiszpański futbol nie doczekał się „dziewiątki”, którą mógłby się chwalić całemu światu. Nie trzeba mieć jednak Roberta Lewandowskiego, Harry’ego Kane’a czy Romelu Lukaku by zdobywać gole.
Wiadomo jednak, że skala trudności po lekkiej, łatwej i przyjemnej inauguracji idzie w górę. Dziś naprzeciwko stają Niemcy, którzy w pierwszym meczu naprawdę zrobili sobie pod górkę. Od początku grali ładnie i rozmachem, kreując finalnie jeden z najwyższych współczynników xG na tych mistrzostwach. Cóż jednak z tego, skoro to Japonia zadała dwa ciosy i odwróciła losy meczu? Flicki-taka okazała się bezużyteczna, a drugie z rzędu pożegnanie z mundialem po fazie grupowej zawisło nad głowami naszych sąsiadów jak miecz Damoklesa.
Fanów Die Mannschaft niepokoić może też ostatni bezpośredni mecz z Hiszpanią. Dwa lata temu w meczu Ligi Narodów La Furia Roja zrobiła z Niemców miazgę, wygrywając 6:0. To najwyższy wynik w historii bardzo wyrównanej rywalizacji obu tych krajów. Dziś pojedynek nr 26 – do tej pory 9 razy wygrywali Niemcy, 8 razy Hiszpanie i do tego padło 8 remisów. Gdyby liczyć wyłącznie mundiale, przed nami mecz nr 4. W 1966 RFN pokonało Hiszpanię 2:1. Taki sam wynik padł 16 lat później. W 1994 zanotowany został remis 1:1, ale obie drużyny awansowały dalej.
Kto dziś będzie górą? Mistrzowie świata z 2010 roku czy triumfatorzy mundialu z 2014? W obu reprezentacjach pozostało już bardzo niewielu zawodników z tych zwycięskich turniejów. Idzie młodość. Pedri czy Gavi to złote dzieci nowego pokolenia w Hiszpanii, ale i Niemcy mają swoich wonderkidów, z Jamalem Musialą na czele.
Dużo dobrej piłki widzieliśmy już na tym mundialu, ale po tym spotkaniu obiecujemy sobie szczególnie dużo. U wielu ewentualna porażka Niemców wywołała schadenfreude, ale nam chodzi po prostu o dobry futbol, dający rozrywkę w trudnych czasach schyłkowego (oby) kaczyzmu.