Dzień ósmy to dzień niespodzianek. Przede wszystkim zaskoczyła reprezentacja Kostaryki, która podniosła się po oberwaniu 0:7 od Hiszpanów. Faworytem nie było też Maroko. Wieczorem obejrzeliśmy za to wielki hit Hiszpania – Niemcy.
Japonia – Kostaryka 0:1
Keylor Navas w klubowej karierze rzadko miał okazję wyciągać piłkę z siatki siedem razy w jednym meczu. Przed Hiszpanami stało się tak tylko raz, kiedy jeszcze bronił barw Levante. Kto mógł mu tyle wbić? Oczywiście Leo Messi z kolegami. Z Hiszpanią Kostarykanie byli kompletnie bezradni, biegali tylko za piłką, każdy z nich był wolniejszy od swojego odpowiednika. Chyba nikt nie zrobił tak fatalnego wrażenia w pierwszej kolejce. To duża sztuka podnieść się po takim blamażu i szczelnie zorganizować defensywę, która się wcześniej ośmieszyła. A Japończycy? Zupełnie przeciwnie. Zszokowała cały świat, kiedy podniosła się po fatalnej pierwszej połowie z Niemcami. Faworyt był raczej oczywisty, każdy normalny stawiałby tu na Japonię.
Pierwsza połowa jakby się nie odbyła. Kto zaspał na 11:00 albo nie mógł oglądać od początku, nie miał czego żałować. W drugiej już po 25 sekundach wydarzyło się więcej, niż w całej pierwszej. Navas popisał się bardzo efektowną paradą, którą zrobił trochę pod publiczkę. Samurajowie w ogóle nie przypominali tej samej walczącej z Niemcami drużyny, która imponowała zaangażowaniem. Tu jakby zlekceważyli słabego rywala, a to się zemściło. Wystarczyła jedna akcja, skumulowanie błędów Yoshidy, Mority, a na koniec bramkarza Gondy i Kostaryka strzeliła na 1:0 gola z przypadku. Golkiper, który był bohaterem meczu z Niemcami, tym razem się nie popisał. Za szybko się wybił albo po prostu trochę pokracznie rzucił i wpuścił takiego trochę “flaka” od Keyshera Fullera. W końcówce jeszcze jedną interwencją popisał się Keylor Navas i Kostaryka zdobyła niespodziewane trzy punkty. Niemcy, widząc ten wynik, mogli zaklaskać uszami. Japonia totalnie zawaliła sprawę. Najlepiej spisali się fani, którzy znowu zostawili po sobie porządek
TOP – Joel Campbell. Momentami i niektórymi udanymi dryblingami przypominał tego zawodnika z mundialu 2014. Brał sporo na siebie, próbował kiwać, wchodzić w pojedynki i często dawał oddech swojej defensywie, bo to na nim Japończycy zrobili pięć fauli. Na nim żółtą kartkę zarobił Yamane. Pracował też bardzo dużo w odbiorze piłki, notując ich aż pięć. Wspomagał lewą stronę obrony.
FLOP – Schuichi Gonda. Po prostu nie można wpuścić takiego strzału… jedynego celnego w meczu, dodajmy.
Belgia – Maroko 0:2
Niespodzianka, ale… czy na pewno? Kevin de Bruyne z rozbrajającą szczerością powiedział w wywiadzie, że Belgowie są już po prostu starzy na sukces w Katarze, a swoją najlepszą okazję mieli cztery lata temu. Większość jest już po trzydziestce i prime ich formy minął. Było to widać na tle Marokańczyków. Jedynym, który nadążał za tym tempem był najmłodszy w drużynie Amadou Onana. On gwarantował walkę w środku pola. W Maroko grają zawodnicy z takich klubów, jak Chelsea, Bayern, PSG czy Sevilla. Czy to zatem aż tak wielka sensacja? No nie. Bardziej spodziewane zejście ze sceny graczy już wiekowych. Oczywiście i tak Belgowie byli faworytami i mieli większe indywidualności, bardziej znane nazwiska, ale robienie z Marokańczyków w tym starciu jakiegoś Kopciuszka jest przesadą.
Zagadką była nieobecność golkipera Sevilli. Yassine Bounou zaśpiewał hymn i… zniknął. Mateusz Borek i wielu innych komentatorów na świecie miało go w swoim protokole meczowym, widziało przy prezentacji i hymnach, a polski komentator dopiero po 20 minutach zorientował się, że broni Munir, były gracz choćby Malagi, grajacy obecnie w lidze saudyjskiej. Komentatorzy BBC byli jeszcze lepsi, bo zauważyli to po… 38 minutach. BeIN Sports poinformowało, że bramkarz Sevilli cierpiał na zawroty głowy podczas rozgrzewki i zachował się odpowiedzialnie, ustępując miejsca rezerwowemu. Pierwsza połowa w wykonaniu Belgów wcale nie była taka zła. Byli dużo aktywniejsi niż w pierwszym spotkaniu mundialu, podejmowali próby, zdominowali swoich przeciwników. Urywać się próbował Batshuayi. To jednak Lwy Atlasy zdobyły pierwszą bramkę i to po stałym fragmencie. Tyle tylko, że Saiss przeszkadzał Courtoisowi w interwencji, a co ważniejsze – był na pozycji spalonej. Nie miało znaczenia, że nie dotknął piłki, ale to, że uczestniczył w akcji. Gola więc anulowano.
W drugiej połowie Marokańczycy byli już dużo lepsi, a w akcji bramkowej zrobili… to samo, co wcześniej! Dośrodkowywał tym razem Abdelhamid Sabiri, a Saiss po raz kolejny przeszkadzał i chyba nie dotknął piłki. Tym razem jednak nie był na pozycji spalonej i mógł aktywnie uczestniczyć w akcji. Kontra Zakarii Aboukhlala w doliczonym czasie podsumowała ten mecz. Walid Regragui zrobił takie zmiany, które wygrały mu mecz. Najlepsze, że obu strzelców wprowadziłza niezadowolonych ze zmiany – Boufala i Hakimiego. Belgowie marokańskiego pochodzenia tak się ucieszyli po wygranej, że zaczęli demolować centrum Brukseli… podpalać hulajnogi, demolować witryny sklepowe.
TOP – Ruben Saiss. Skała na środku defensywy. Aż 11 razy wybijał piłkę, wygrał wszystkie główki. Przy stałych fragmentach dla Maroka dwa razy sprawił, że Courtois popełnił błąd. Raz Belga uratował spalony, ale za drugim razem Saiss znów nabiegł w stronę bramkarza i drugi raz w taki sam sposób go załatwił. Tym razem jednak delikatnie dotknął piłkę i to jemu został zaliczony gol. Gdyby jednak nie dotknął, a tylko “postraszył” Courtoisa, to i tak by wpadło.
FLOP – Thibaut Courtois. No niestety, zdarza się też najlepszemu bramkarzowi świata, ale dwa razy popełnił identyczny błąd. Ktoś go musiał dobrze przeanalizować, że ma problem, gdy ktoś przebiega na linii strzału.
Chorwacja – Kanada 4:1
Starcie doświadczonych wyjadaczy z młodymi wilczkami. Kanada to drugi kraj, który oficjalnie wyleciał z turnieju w Katarze. Chorwaci brutalnie wyjaśnili ofensywne zapędy radośnie grającej Kanady. Kiedy tylko narzucili swój styl i postanowili zdominować przeciwników, to wychodziło im to z łatwością. Paradoksalnie pociągnął ich do tego szybko stracony gol. Anthony Davies już w 2. minucie dał swojej reprezentacji prowadzenie. Było to pierwsze trafienie Kanady w historii wszystkich mundiali! Były to jednak miłe złego początki i jedyna okazja tej drużyny w pierwszej połowie. Przez większość spotkania byli kompletnie bezradni. Chorwaci z łatwością przedzierali się przez szyki obronne Kanadyjczyków. Oddali w sumie aż 10 strzałów celnych. Niemal każdy ich atak był groźny i przynosił konkrety.
Już w pierwszej połowie odrobili straty z nawiązką, a w drugiej jeszcze podwyższyli prowadzenie i odnieśli spokojne zwycięstwo.
TOP – Andrej Kramaric. Za dublet, choć powinien mieć śmiało hat-tricka, bo oddał aż pięć strzałów, a gdyby liczyć gola ze spalonego to sześć. Z łatwością dochodził do sytuacji. Zmarnował jedną doskonałą w 54. minucie, kiedy zupełnie niepilnowany stał na punkcie rzutu karnego, ale akurat uderzył prosto w Milana Borjana. Tak naprawdę to TOP-em mogłoby być przynajmniej trzech innych graczy Chorwacji – Perisić miał dwie asysty, Gvardiol kasował niemal wszystkie akcje (osiem wybić, cztery odbiory) Trio Brozović-Kovavić-Modrić zdominowało środek pola. Chorwaci spisali się doskonale.
FLOP – Atiba Hutchinson & Kamal Miller. Obydwoje grali żenująco. Hutchinson odpuścił Kramaricia przy pierwszym golu. Przy golu numer dwa zawalili… obydwoje. Miller wjechał wślizgiem, wybijając piłkę, ale trafił nią w… Hutchinsona. Hutchinson przy niewykorzystanej “setce” Kramarica też krył muchy w polu karnym. Miller dał się ojechać Kramariciowi przy akcji na 3:1 na zamach. Hutchinsonowi non stop ktoś uciekał. Obaj walczyli o to, kto zagra bardziej żałośnie. Nie dało się na nich patrzeć. Do tego Miller nie trafił w piłkę przy golu na 4:1 i poszła akcja dwa na jeden, jak na orliku.
Hiszpania – Niemcy 1:1
Czy hit rozczarował? Nie można tak powiedzieć. Tempo było niezłe, akcje z obu stron, parady bramkarzy. Obie reprezentacje dały radę i zapewniły nam fajne widowisko. Dla Niemców oczywiście najlepsze wydarzyło się wcześniej, gdy Japonia przegrała z Kostaryką. Dzięki temu mają bardzo dużą szansę na awans. Neuer w pierwzej połowie był blisko błędu, gdy postawił na efekciarstwo i zbił piłkę na poprzeczkę po uderzeniu Olmo. Niemcy w 10. minucie także mieli świetną okazję, ale Unai Simon dobrze skrócił kąt Gnabry’emu. Bramkarz baskijskiego Athleticu przyzwyczaił do tego, że gra sobie nogami, jakby był jedenastym zawodnikiem z pola i nie zraża się błędami. Raz w “lajtowy” sposób podał do Gnabry’ego i to… na szesnasty metr! Miał szczęście, że akurat wielu jego kolegów było w tej akcji w polu karnym.
Pierwszego gola strzelił z główki, jeszcze w pierwszej części gry, Antonio Ruediger, ale okazało się, że zrobił to ze spalonego, co wychwyciła technologia. Potem killerem okazał się Alvaro Morata, który dał prowadzenie Hiszpanom osiem minut po wejściu na boisko. W tamtym momencie Niemcy mieli… zero punktów po dwóch spotkaniach. Musieli ruszyć do ofensywy i rzeczywiście to zrobili. Też uratował ich rezerwowy – Niclas Fullkrug. Na koniec jeszcze mieli świetną okazję, ale Leroy Sane wypędził się za linię końcową, ale mocno pomógł mu w tym wychodzący z bramki Simon. Dobrze się to oglądało. Wieczór z wielkim hitem można uznać za udany.
TOP – Jamal Musiala, Jordi Alba. Młody zawodnik Bayernu był bardzo aktywny, nie bał się pojedynków, szukał wygranych 1 vs 1. To on zaliczył asystę przy goli Fullkruga, choć trzeba przyznać, że przypadkową. Robił z przodu dużo wiatru i straszył Hiszpanów. Po drugiej stronie na wyróżnienie zasłużył Jordi Alba. Także on miał asystę do Moraty, dużo odbiorów na koncie, a na jego stronie nie pograł sobie Ferran Torres.
FLOP – Ferran Torres. Mało widoczny, irytujący, podejmujący złe decyzje. Bardzo często tracił piłkę, niedokładnie podawał. Miał celność podań na poziomie 55% (11/20). Jako pierwszy zszedł z boiska. Nie ma sentymentów, mimo że to facet córki Luisa Enrique.