Dzień siódmy należał do reprezentacji Polski i Wojciecha Szczęsnego. W trudnym momencie, jak przystało na lidera, swoją reprezentację uratował też Lionel Messi. Podobnie zresztą zrobił Kylian Mbappe. O najwcześniejszym meczu i tak już nikt nie pamięta. Kto tam wygrał? Aha, Australia.
Tunezja – Australia 0:1
To był taki mecz, który chyba można było sobie odpuścić, żeby lepiej się przygotować do spotkania o 14:00. Zjeść dobre śniadanie, porobić porządki w domu, wokół domu i nie przejmować się tym, że ktoś tam właśnie gra na mundialu. Nikogo on raczej nie obchodził. A widowisko wcale nie było takie złe. Kilka fajnych akcji, trochę emocji i Tunezyjczycy, którzy bardzo próbowali w drugiej połowie odrobić stratę, ale to im się nie udało. Mitchell Duke strzelił gola w 23. minucie i pokazał na palcach “J”. Okazało się, że jest super tatą, bo było to skierowane do jego synka Jaxsona. “J” to oczywiście pierwsza litera imienia jego syna. Pokazał, bo tak się z nim dogadał. Kamery wyłapały, jak obecny na trybunach Jaxson odwzajemnia gest, również pokazuje “J”, a później swój mały paluszek w górę w geście aprobaty. Bardzo miły gest, który robi ciepło na sercu. Australia w pierwszej połowie grała solidnie i prowadziła po trafieniu wspomnianego Duke’a, czyli zawodnika… drugiej ligi japońskiej. Ot, piękno mundialu. Tunezyjczycy mieli dwie doskonałe okazje, ale nie trafił
W drugiej już Australijczycy oddali inicjatywę przeciwnikom. Tunezja niby próbowała, tworzyła okazje, ale nie można powiedzieć, żeby było to otłukiwanie bramki Mata Ryana. Klubowy kolega Kamila Grabary raczej spokojnie interweniował.
FLOP – Aissa Laidouni. Ten, który w meczu z Duńczykami zostawił płuca, serce i wszystko, co tylko miał na boisku, walczył za dwóch, motywował trybuny i kolegów, tym razem został zdominowany w środku pola. Żadnego bezpośredniego odbioru piłki, żadnego przejętego podania. Bezbarwny występ charakternego i zadziornego gracza. Popełnił zresztą tylko jeden faul i to dosyć brzydki, dostająć już w 26. min żółtą kartkę. Trener zdjął go w 67. minucie, bo niewiele wnosił.
TOP – Harry Souttar. Facet nie grał przez 12 miesięcy po zerwaniu więzadeł. Wrócił z ledwością na mundial, a tu gra taką profesurę. Raz fantastycznie zablokował strzał w pierwszej połowie, w drugiej też wyczyścił Khenissiego po tym, jak w bardzo idiotycznie wyglądający sposób wywalił się jego kolega ze środka obrony, bo piłka trafiła go w głowę. Był zaporą nie do przejścia.
Polska – Arabia Saudyjska 2:0
Po co się powtarzać? Króciutko zatem – Piotr Zieliński i Robert Lewandowski sprawili nam wielką frajdę, a polska reprezentacja dostarczyła mnóstwo emocji, które po latach będziemy wspominać. Saudyjczycy lepiej grali piłką, mieli więcej okazji, wyglądali na bardziej wybieganych, ale brakowało im wykończenia. To naszym zawodnikom tym razem dopisało szczęście. Ten mecz wygrał przede wszystkim Wojciech Szczęsny w bramce. Nie ma co marudzić, że z Arabią Saudyjską musi nas ratować bramkarz. Trzeba się cieszyć!
TOP – Wojciech Szczęsny
FLOP – Abdulelah Al Malki
Po więcej odsyłamy do osobnego tekstu na temat tego spotkania. KLIK.
Francja – Dania 2:1
To już nie ci sami Duńczycy, co na Euro… można było sobie tak pomyśleć, oglądając pierwszą połowę. Podopieczni Kaspera Hjulmanda w ogóle nie przypominali tej maszyny sprzed roku, która zachwycała jakością, wybieganiem, zaangażowaniem i pełnym polotem. My w tym spotkaniu patrzyliśmy też z uwagą na Szymona Marciniaka, który walczy o to, by później sędziować najważniejsze mecze mistrzostw. Kontrowersji nie uświadczyliśmy, żółte kartki pokazane prawidłowo, brak jakichkolwiek “przypałów”. Mecz poprowadzony wzorowo i na pewno dobre noty. Wydawało się, że najlepszy polski sędzia spokojnie kontroluje to spotkanie, nie przeszkadza, nie popisuje się. Miał też szczęście, że jakichś mega trudnych do oceny sytuacji nie było. Może jedna stykowa, gdy pokazał żółtą kartkę za faul Christensena na uciekającym Mbappe. Uznał, że odległość do bramki była zbyt duża, a obrońca Danii miał jeszcze asekurację i nie wyrzucił go z boiska.
Ogólnie show skradł Kylian Mbappe, autor dwóch trafień. Francja jako pierwsza awansowała już do 1/8 finału i przełamała klątwę mistrza. Włosi odpadli w grupie w 2010 roku, Hiszpanie w 2014, a Niemcy w 2018. Tym razem obrońca tytułu przynajmniej zagra w fazie play-off, być może z reprezentacją Polski. Gdy tylko Francuzi przyspieszali, to pod bramką Schmeichela było groźnie. Już w pierwszej części gry swoje okazje mieli Adrien Rabiot i Kylian Mbappe. Duńczycy w zasadzie tylko się bronili, byli tłem, nie postawili się. Obudzili się dopiero wówczas, gdy Mbappe trafił na 1:0. Wtedy pokazywali fragmenty tej Danii, która rok temu nas zachwycała. Udało im się wyrównać po stałym fragmencie i strzale głową Christensena, ale ten wieczór należał bezsprzecznie do Mbappe. Ma już na koncie 31 bramek dla reprezentacji. Francja zrewanżowała się za dwie porażki w Lidze Narodów, natomiast Dania trochę rozczarowała.
TOP – Kylian Mbappe. Wybór nie może być inny. Przede wszystkim to on ma na swoim koncie dublet, ale i kilka razy w imponujący sposób uciekał obrońcom. Miał lekkość dryblingu. Przy odrobinie innych okolicznościach Christensen mógł zarobić na nim czerwoną kartkę. Dania sobie z nim nie poradziła.
FLOP – Christian Eriksen. Jakoś nie umiał napędzić swojej drużyny. Normalnie dałbym tu Daumsgaarda, bo z przodu był mierny, w ogóle nie próbował dryblować, robić przewagi, ale chłop świetnie pracował w odbiorze. Kristensen dał się uprzedzić Kylianowi Mbappe przy golu na 2:1 dla Francji, dał mu się raz czy dwa objechać, ale to on za to najczęściej czyścił tam sytuację i wcale nie grał tak źle. Dlatego flop, trochę naciągany, dla lidera Duńczyków.
Argentyna – Meksyk 2:0
Długo ten mecz oglądało się, niczym jakiś absolutny paździerz. Meksyk ustawił się szczelnie w defensywie, a Argentyna nie miała pojęcia, jak sobie z tym poradzić. Ataki pozycyjne Albicelestes były wolne, przewidywalne i bez ikry. Nie przystoi na kandydata to tytułu mistrzowskiego. W pierwszej części gry można było zasnąć, tak dramatycznie to wyglądało. Meksykanie mieli jeden groźny rzut wolny, ale efektownie strzał Vegi złapał Emiliano Martinez.
Od czego ma się jednak Leo Messiego? To kapitan i lider tej drużyny pociągnął ją w odpowiednim momencie. Wystarczył metr miejsca, idealnie kierunkowo przyjął i przymierzył lewą nogą po ziemi zza szesnastki. Wybuch radości był uzasadniony. Argentyna odetchnęła z ulgą, bo do tego momentu konkretnie się męczyła. Przebłysk geniuszu Messiego sprawił, że ciśnienie trochę z faworytów zeszło. Argentyńczycy mieli okazji, jak na lekarstwo. Mecz był dużym rozczarowaniem, ale rozbudził nas właśnie Messi i za to trzeba mu podziękować. Kiedy Meksyk ruszył do ofensywy, to wyglądało to jak jakieś nieporadne ruchy pijanego tancerza na parkiecie, który tańczy sobie z boku gdzieś z piwem i nikt nie zwraca na niego uwagi. Argentyńczycy nawet się tym specjalnie nie przejmowali. W końcówce jeszcze ładniejszym trafieniem popisał się zmiennik – Enzo Fernandez. O piłkarza Benfiki będą się biły wielkie kluby. Aha, no i asystę dopisał sobie Messi. Tego spotkania nawet nie ma specjalnie jak opisywać, bo naprawdę prawie nic się tu nie działo.
TOP – Lionel Messi. To on uratował Argentynę przed kompromitacją. Argentynę, która nic wielkiego nie pokazała, ale miała w swojej drużynie lewą nogę Messiego i tak można podsumować ten mecz.
FLOP – Guillermo Ochoa. Trzeba kogoś wskazać, a Ochoa ma niską notę, bo nie pomógł drużynie. Niby wpuścił dwie ładne bramki, ale były to jedyne dwa celne strzały Argentyny. Strzał Messiego był dynamiczny i precyzyjny, ale chyba Ochoa rzucił się ułameczek sekundy za późno. Kandydatura trochę z braku laku, bo to równie dobrze flop za to, że Bozia poskąpiła bramkarzowi centymetrów, bo przy wzroście Courtoisa pewnie oba te strzały by zbił efektowną paradą. A tak efektowne były bramki Messiego i Fernandeza i miało się wrażenie, że Ochoa dwa razy był średnio ustawiony.