Wtorek pokazał, że faworyci zawodzą. To o tyle istotne, że każdy ze środowych meczów ma swojego faworyta.
GRUPA F: MAROKO – CHORWACJA (ŚRODA, 11:00)
Wicemistrzowie świata podejmują prawdopodobnie najmocniejszą afrykańską ekipę. Po jednej stronie Luka Modrić, Ivan Perisić i spółka, a po drugiej Achraf Hakimi, Hakim Ziyech i spółka. To wcale nie musi być przystawka.
GRUPA E: NIEMCY – JAPONIA (ŚRODA, 14:00)
Złośliwi żartują, że to derby osi zła. W gruncie rzeczy faworyt z Europy podejmuje odwiecznie solidną ekipę z Azji, która raczej nie zawojuje mistrzostw. Inna sprawa, że i spojrzenie na kadrę naszych zachodnich sąsiadów nie budzi zbyt wielkiego podziwu. Not great, not terrible. Na Japonię powinno wystarczyć, o ile nie wystawią Kapitana Tsubasy.
GRUPA E: HISZPANIA – KOSTARYKA (ŚRODA, 17:00)
Kolejny mistrz świata, tym razem ten z 2010, zagra o 17:00 i oczywiście będzie faworytem. Luis Enrique nie bał się odważnych ruchów. Nie powołał m.in. Thiago Alcantary czy Davida De Gei. Odmłodzona, oparta o graczy Barcy reprezentacja La Furia Roja powinna sobie poradzić z Keylorem Navasem i jego kolegami, dla których w większości Europa stanowi kontynent niezdobyty.
GRUPA F: BELGIA – KANADA (ŚRODA, 20:00)
Kto powie o “złotym pokoleniu” wpłaca 3.6% miesięcznych zarobków na Centrum Zdrowia Dziecka. A tak poważnie – wciąż naszpikowana gwiazdami reprezentacja Belgii rusza do boju. W Rosji był brąz. Czy to kres możliwości tej drużyny? W dzisiejszym meczu nie zagra Romelu Lukaku, ale mimo wszystko na większości pozycji przewaga Belgów jest tak duża, że Kanadę trzeba tutaj traktować jak underdoga. Alphonso Davies to nie wszystko.