Skip to main content

Niedziela była tylko uwerturą do wielkiej gry w Katarze. Dziś pierwszy maraton, ale na grubo zacznie się dopiero od wtorku. Po cztery mecze dziennie! Dziś “tylko” trzy starcia, po których będziemy już zaznajomieni ze wszystkich ekipami grup A i B.

GRUPA B: ANGLIA – IRAN (PONIEDZIAŁEK, 14:00)
Złośliwi zapewne zapytają, czy futbol po raz kolejny wraca do domu. Angielska niemoc w wygrywaniu trofeów staje się bardziej mityczna niż ich roszczenie sobie prawa do tytułowania się ojczyzną futbolu. Cztery lata temu w Rosji podopieczni Garetha Southgate zajęli 4. miejsce. Nie było więc wymarzonego mistrzostwa świata, ani nawet medalu. Ale i tak był zauważalny progres. Następnie na opóźnionym o rok Euro 2020 Lwy Albiony sięgnęły po srebro, pechowo przegrywając finał – oczywiście po karnych, czyli w swoim stylu. Był więc kolejny progres. Czego mogą oczekiwać teraz angielscy fani? To jasne jak słońce.

I trzeba przyznać, że naszpikowana gwiazdami, głównie Premier League, drużyna Anglii prezentuje się na papierze mocno, a na dodatek nie powinna mieć problemu w grupie. A już na pewno nie z Iranem, który raczej będzie kopciuszkiem w tej stawce. Skonfliktowana wewnętrznie kadra Irana prowadzona będzie przez dobrze znanego, również na Wyspach, Carlosa Queiroza. We wrześniu (sic) zastąpił on Dragana Skoticia, wracając do kadry Melli, jak mówi się o drużynie narodowej Iranu. Wraca po trzech latach, ale jest doskonale znany większości zawodników, bo pracował tu przez prawie całą poprzednią dekadę. Musi scalić zespół i pokusić się o historyczny wyczyn. Iran bowiem grał na mundialach pięciokrotnie i za każdym razem odpadał w grupie.

Znaczna część kadry Iranu to zawodnicy klubów europejskich, a Mehdi Taremi (FC Porto) czy Alireza Jahanbakhsh (Feyenoord) to gracze, których dobrze zorientowanemu kibicowi przedstawiać nie trzeba. Ten drugi był do niedawna klubowym kolegą Jakuba Modera w Brighton, więc z angielskim futbolem i zdecydowaną większością kadry Southgate’a zaznajomił się już doskonale. Nie zmienia to oczywiście faktu, że jakiekolwiek porównanie potencjału czy wartości drużyn nie ma sensu. Anglia to jeden z największych faworytów w 1. kolejce turnieju.

GRUPA A: SENEGAL – HOLANDIA (PONIEDZIAŁEK, 17:00)
W niedzielę pokazały się dwie teoretycznie słabsze drużyny grupy A, a teraz pora na tych w teorii mocniejszych. Senegal zagra z Holandią. Zagra bez swojej największej gwiazdy. Sadio Mane na kilkanaście dni przed mundialem doznał kontuzji, która wykluczyła go z gry w Katarze. To musiał być bardzo bolesny cios dla samego piłkarza,  który rok temu poprowadził drużynę narodową do triumfu w Pucharze Narodów Afryki, a następnie do awansu na mundial. Dwukrotnie na drodze stawał mu ówczesny klubowy kolega, Mohamed Salah z reprezentacją Egiptu, i dwukrotnie górą był Mane. W Liverpoolu był zawsze w cieniu Salaha, choć jego gole i asysty zawsze ważyły bardzo wiele. Również tego powodu latem tego roku przeniósł się do Bayernu. Wydawało się, że udany mundial będzie kropką nad “i”. Zwłaszcza że kadra Senegalu urosła jak dobre ciasto drożdżowe. Obok Mane są tam przecież piłkarze tacy jak Edouard Mendy (Chelsea), Kalidou Koulibaly (Chelsea), Abdou Diallo (RB Lipsk), Fode Balo Toure (Milan), Idrissa Gueye (Everton) czy Ismaila Sarr (Watford). W całej kadrze Senegalu próżno szukać piłkarzy grający poza Europą. I niech to będzie wystarczająca rekomendacja.

Holandia? Oranje przedstawiać nie trzeba. Wracają na mundial po przerwie, bo cztery lata temu w Rosji ich zabrakło, ale z dwóch poprzednich przywozili medale – srebro w 2010 i brąz w 2014.

Obecną kadrę dowodzoną przez Louisa van Gaala polscy kibice poznali doskonale, bowiem biało-czerwoni rywalizowali z pomarańczowymi w dwóch edycjach Ligi Narodów. Szczególnie mocna wydaje się defensywa Oranje, gdzie selekcjoner ma kłopot bogactwa. Virgil van Dijk jest niepodważalny, ale obok niego zagrać mogą Jurrien Timber, Nathan Ake, Matthijs de Ligt oraz Stefan de Vrij. Top! W drugiej linii kluczową rolę odgrywa Frenkie de Jong. Pomocnik Barcelony jest spoiwem między obroną i atakiem. W klubie ma za sobą trudniejszy okres, ale na mundialu może pokazać, ile jest wart. To samo tyczy się zresztą innego gracza Barcy – Memphisa Depay’a. Ten po przyjściu do Katalonii Roberta Lewandowskiego ma w zasadzie wykupiony karnet na ławkę rezerwowych.

Holendrzy nigdy nie byli mistrzami świata, marzą o tym tytule, ale chyba sami doskonale wiedzą, że są w Katarze reprezentacje o większym potencjale i o sukces będzie arcytrudno, a sam awans do czołowej czwórki będzie trzeba przyjąć jako dobry wynik. Szczególnie, że w sierpniu nogę złamał Georginio Wijnaldum, a jego obecność w środku pola byłaby naprawdę sporym zastrzykiem jakości.

GRUPA B: USA – WALIA (PONIEDZIAŁEK, 20:00)
Zakończenie poniedziałkowego maratonu trzech spotkań to konfrontacja, która może rozstrzygnąć o losach 2. miejsca w grupie B. Jeśli przyjmiemy, że Anglicy są poza zasięgiem, a Irańczycy będą kopciuszkiem w stawce, to właśnie USA i Walia powinny bić się o 1/8 finału. Sytuacja dość podobna do tej w “polskiej” grupie C. To jednak oczywiście wyłącznie papierowe dywagacje, które niekoniecznie muszą znaleźć przełożenie na rzeczywistość.

Amerykanie mierzą coraz wyżej. Apogeum ich drogi mają być kolejne mistrzostwa, których będą współgospodarzami. Już teraz kadra USA prezentuje się jednak mocno. Jeśli ze Stanami kojarzy ci się tylko Landon Donovan, to pora na korepetycje. Christian Pulisic (Chelsea), Sergino Dest (Milan), Weston McKennie (Juventus), Giovanni Reyna (Borussia Dortmund), Tyler Adams (Leeds), Timothy Weah (Lille). Oto nowe pokolenie amerykańskich piłkarzy. Żaden z nich nie skończył jeszcze nawet 25 lat. A i tak wymieniliśmy tylko najgłośniejsze nazwiska. Nic dziwnego, że Jankesi będą mieli chrapkę na sukces już w Katarze.

Walia na mundial przeciskała się przez gęste sito barażowe. Reprezentacja Roberta Page’a ograła Austrię, a potem w finale okazała się lepsza od Ukrainy. Bez sukcesu Smoki rywalizowały zaś w Lidze Narodów – 1 punkt w 6 meczach musiał oznaczać spadek do dywizji B. Pamiętamy to doskonale, bo Walia była jednym z grupowych rywali Polski.

W przeciwieństwie do drużyny USA, Walijczycy opierają sie o doświadczonych zawodników. Siłą drużyny wciąż jest Gareth Bale. To on poprowadził Walię do sukcesu w barażach i to on jest nadzieją na sukces w Katarze. A dodatkowy smaczek jest taki, że od niedawna Bale gra w USA. Przeniósł sie bowiem do MLS, a konkretnie do Los Angeles FC. Obok Bale’a wymienić należy Aarona Ramsey’a, Joe Allena, Bena Daviesa czy Wayne’a Hennessey’a. Wszyscy po trzydziestce. Młodość w kadrze Walii też istnieje – Daniel James z Fulham czy Brennan Johnson i Neco Williams z Nottingham. Oni mają być pierwiastkiem szaleństwa wśród weteranów.

Related Articles