Fani Leo Messiego i reprezentacji Albicelestes wciąż mogą marzyć o mistrzostwie świata. Jednak już w ćwierćfinale na ich drodze staje poważny przeciwnik, bo za takiego uznać należy Holandię. Osiem lat temu podczas mundialu w Brazylii mecz obu drużyn zakończył się bezbramkowym remisem, a lepiej wykonywane rzuty karne dały Argentynie awans do finału. Jak będzie teraz?
Warto przypomnieć, że remisem 0:0 zakończyło się również bezpośrednie starcie podczas mundialu w Niemczech. Wówczas była to jednak faza grupowa. Historia pojedynków obu nacji na czempionach globu jest jednak znacznie dłuższa. W 1974 roku Oranje rozgromili Albicelestes 4:0, a dwie bramki strzelił legendarny Johan Cruijff. Cztery lata później potyczka tych drużyn miała już dużo inny przebieg i inny ciężar gatunkowy – był to bowiem finał MŚ, a nie starcie grupowe. Argentyna wygrała 3:1 po dogrywce, a dublet zaliczył bohater tamtego turnieju, Mario Kempes. Był jeszcze mecz w 1998 roku we Francji. Wtedy, podobnie jak dziś, Holendrzy i Argentyńczycy walczyli o półfinał. Bramka Dennisa Bergkampa w 89. minucie zapewniła Pomarańczowym zwycięstwo 2:1.
Łączny bilans wszystkich pojedynków jest korzystny dla Holandii – 4 zwycięstwa, 2 remisy i 3 porażki. Jednak historia na murawie ponad 80-tysięcznego Lusail Stadium nie będzie miała znaczenia. Będzie liczyć się tylko tu i teraz. Ludzie Scaloniego na ludzi van Gaala.
Wytypowanie faworyta jest bardzo trudne. Przed turniejem więcej osób widziało Argentynie w roli mistrza świata, ale dużo było w tym myślenia życzeniowego, związanego z prawdopodobnie ostatnim mundialem Messiego – wciąż niekoronowanego króla futbolu. Drugi argument, który miał przemawiać za Albicelestes to znakomita seria 36 meczów bez porażki, poparta zdobyciem Copa America w zeszłym roku. Jednak już pierwszy mecz mistrzostw przystawił pistolet to skroni Argentyńczykom, którzy sensacyjnie ulegli Arabii Saudyjskiej 1:2. Fakt, że przebieg meczu nijak nie wskazywał na wygraną Arabii, ale koniec końców liczą się przecież konkrety. Argentyna znalazła się na krawędzi, ale zdołała się pozbierać. Po 2:0 ogrywała Meksyk i Polskę. W 1/8 finału dopisało szczęście – Australia była jednym z najsłabszych zespołów tej fazie mistrzostw. Argentyna wygrała 2:1, choć w końcówce meczu Socceroos mieli piłkę meczową na 2:2. Niby przewaga optyczna podopiecznych Scaloniego była wyraźna, ale brakowało wykończenia. Szczególnie Lautaro Martinezowi, który marnował znakomite dogrania Messiego.
Holandia również w grupie nie zachwycała, ale awansowała z dorobkiem 7 punktów dość pewnie. Oranje punkty stracili tylko w zremisowanym meczu z Ekwadorem. Pokonali zaś Senegal i Katar. W 1/8 finału na drodze podopiecznych Louisa van Gaala stanęli Amerykanie. Po kapitalnym meczu Denzela Dumfriesa Oranje wygrali 3:1, a piłkarz Interu zaliczył dwie asysty i gola. Jak na prawego obrońcę to wynik znakomity. Sam van Gaal odrzucał krytykę stylu gry reprezentacji. Powiedział, że tak samo było w 2014 roku, a skończyło się medalem. Właśnie wtedy na drodze do finału stanęli Argentyńczycy, którzy lepiej egzekwowali jedenastki.
Teraz van Gaal może zrewanżować się Messiemu i spółce. Holandia trzykrotnie zdobywała srebro MŚ, w tym w 2010 roku, a nigdy nie zdołała sięgnąć po puchar świata. To wciąż niespełnione marzenie tej nacji. To samo marzenie rozpala jednak umysł Messiego, który w swojej karierze sięgał po dziesiątki trofeów drużynowych i indywidualnych, ale wciąż brakuje mu perły w koronie. Jest w formie, pokazał to w meczach z Meksykiem i Australią, ale bez odpowiedniego wsparcia kolegów o sukces będzie ciężko. A naprawdę trudno powiedzieć, by choćby przez 45 minut tych mistrzostw Argentyna grała jak potencjalny mistrz świata. Można po trosze zgonić to na zachowawczy i pragmatyczny styl gry preferowany przez Scaloniego. Nie ma tu miejsca na szaleństwo. Cała drużyna musi pracować w defensywie, by zebrać plon, gdy zespół jest w fazie ataku. Przyniosło to skutek, gdy rok temu w finale Copa America udało się ograć Brazylię 1:0. Czy w Katarze będzie powtórka? Kto wie, być może w półfinale dojdzie do wielkich derbów CONMEBOL. Ale najpierw Brazylia musi uporać się z Chorwacją, a następnie Argentyna pokonać Holandię.
Ten mecz uważnie powinni oglądać fani Manchesteru City. Do podstawowego składu Holandii przebojem wdarł się Nathan Ake. Stoper The Citizens posadził na ławce choćby Matthijsa de Ligta. Z kolei w ekipie Argentyny w pierwszym składzie wyjść może Julian Alvarez. Napastnik Man City mundial rozpoczął jako rezerwowy w zespole Albicelestes, ale dobre zmiany i słaba forma Lautaro Martineza zmieniły nieco spojrzenie Scaloniego. Alvarez trafiał do siatki w meczach z Polską i Australią. Ake vs Alvarez to oczywiście nie jedyny smaczek tej rywalizacji. Messi doskonale się z czasów Barcelony z Frenkiem de Jongiem, a wspomniany Dumfies to klubowy kolega Lautaro.