Znowu wieczorem było gorąco! W pewnym momencie Hiszpanie i Niemcy byli poza turniejem. Ostatecznie odpadli tylko ci drudzy. Wielki czas ma również reprezentacja Maroka, która wyszła z pierwszego miejsca w grupie z Chorwacją i Belgią. Belgowie mogli się jeszcze w trzeciej kolejce uratować, ale Romelu Lukaku miał rozregulowany celownik.
Chorwacja – Belgia 0:0
Chorwaci powinni się zrzucić na jakiś prezent dla Romelu Lukaku, bo to, co wyprawiał napastnik reprezentacji Belgi zakrawa o kpinę. Trzeba uczciwie przyznać, że gwiazdor przyjechał na ten mundial, wyskakując prosto z pędzącej karetki. Praktycznie od końcówki sierpnia był kontuzjowany. Wrócił na dwa ogony spotkań Interu i uraz uda mu się odnowił. Lukaku miał jednak duże ciśnienie, żeby zdążyć na mundial za wszelką cenę. Otrzymał powołanie od Roberto Martineza trochę na wyrost, bo nie był gotowy na 100%. Selekcjoner chciał mieć, mimo wszystko, zawodnika, który w 102 meczach kadry strzelił 68 goli. Nawet jako potencjalnego “straszaka” z ławki. Ewentualnie na późniejsze fazy mistrzostw. Tylko do tych faz w przypadku Belgii nie dojdzie.
Takim killerem mógł być rzeczywiście dzisiaj. To powinien być jego dzień. Oczywiście trzeba brać pod uwagę, że w ogóle nie jest w rytmie meczowym i może czuć się niepewnie, ale skasztanił przez 45 minut ze cztery doskonałe sytuacje. Był o wiele aktywniejszy niż Dries Mertens, który zresztą też zmarnował doskonałą sytuację po podaniu od De Bruyne. Lukaku miał takich patelni kilka, a Chorwaci omal nie zostali ofiarą własnej zachowawczości. Do awansu starczał im bowiem remis. Przez pierwsze 45 minut nie obejrzeliśmy ani jednego celnego strzału, a tempo było raczej sparingowe. Belgowie mieli ogromnego farta, bo po głupim faulu Carrasco, który przyjmował piłkę we własnym polu karnym, zamiast ją wybić i w konsekwencji w drugim kontakcie sfaulował Kramaricia. Fart jednak jest taki, że VAR po pierwszym dośrodkowaniu wyłapał spalonego, takiego na pół paznokcia.
W drugiej części mecz zdecydowanie się rozkręcił i było na co popatrzeć. Przede wszystkim pojawiły się strzały celne – aż siedem. No i nieszczęsny strzał Lukaku w słupek. Dodajmy, że dwie sekundy po tym, jak Carrasco został zablokowany przez Juranovicia w dogodnej okazji. Na piłkę nabiegł Romelu Lukaku i trafił w słupek. Później skradł całe show, niestety negatywne. Po meczu wściekły przywalił w pleksi.
TOP – Josko Gvardiol. Wyróżnia się nie tylko tym, że gra w czarnej masce ochronnej. Ten 20-latek po prostu gra po profesorsku. Miał aż dziewięć wybić, a do tego raz wkurzony nieporadnością kolegów podłączył się do akcji ofensywnej i… posłał prostopadłe podanie do Kovacicia. Na posterunku był jednak Courtois.
FLOP – Romelu Lukaku. Wszystko zostało wyjaśnione powyżej. Zmarnował cztery doskonałe okazje, a ostatnia była taką, której praktycznie nie dało się nie strzelić. Lukaku jednak nie strzelił…
Kanada – Maroko 1:2
Nie porwał, a druga połowa to już w ogóle… Paradoks tego spotkania? Więcej bramek niż strzałów celnych, bo gol honorowy dla Kanady to samobój. Tak naprawdę to przez 90 minut obejrzeliśmy dwa celne strzały i obydwa okazały się skuteczne. Pierwszego gola to podarował Milan Borjan, który dobrze wyszedł z bramki, ale zamiast wybić piłkę czy podać tuż obok, to nie wiadomo co on chciał zrobić. Może trochę wybić, a trochę podać i w końcu się nie zdecydował? Wyszło tak, że ta trafiła pod nogi Ziyecha i nie mógł tego nie trafić do pustej z 25 metrów. Żeby tak do końca nie opieprzać samego bramkarza, to podanie do niego od Vitorii też było żenujące. Borjan musiał ratować sytuację i sprintem wybiec z bramki, a potem się pomylił. Była to 4. minuta. Mecz od razu ustawił się tak, że taki wynik Marokańczykom wystarczał. Kanadyjczycy na tym turnieju słynęli z “wesołej” obrony i nie inaczej było tym razem.
Gol na 2:0 to znów pokaz “wesołej” obrony Kanady. Długie podanie Hakimiego – takie na 30-40 metrów. Miller jej w odpowiednim momencie nie przeciął, Vitoria wracał jakoś tak za wolno. Stoperzy się nie dogadali, więc En-Nesyri sobie skorzystał. A na koniec jeszcze wcisnął Borjanowi po krótkim rogu. W drugiej połowie Kanadyjczycy ruszyli do odrabiania strat, poskutkowało to trafieniem honorowym. Grali odważnie i ofensywnie, ale bez specjlnych konkretów. En-Nesyri potem strzelił jeszcze drugiego gola, ale nie został mu zaliczony, bo przed Borjanem przebiegł Aguerd, notabene strzelec samobója. Tak więc nie dość, że załadował swojaka, to pozbawił swój zespół kolejnego gola. 39-letni Atiba Hutchonson, jeden z najstarszych graczy na tym mundialu, także mógł mieć swojego gola, ale uderzył z główki w poprzeczkę. Piłka odbiła się tak, że tylko jej połowa przekroczyła linię bramkową. To była najgroźniejsza akcja Kanady. Potem jeszcze Maroko mogło dobić rywali po… kolejnym już błędzie Borjana, ale nie zdołali strzelić do pustej, bo superszybkością popisał się Alphonso Davies i wyjaśnił sytuację. Zatem skończyło się na 2:1 i pierwszym miejscu w grupie dla Maroka. Wielki szacun.
TOP – Youssef En Nesyri. Za to, że strzelił gola niemal z niczego i poośmieszał wszystkich po kolei. Pewnie miałby na koncie dwa trafienia, bo Borjan raczej nie obroniłby tego, który został nieuznany przez przeszkadzanie Aguerda.
FLOP – Milan Borjan, Tajon Buchanan. Wybrałem dwóch. Jeden oczywisty, bo zawalił przy dwóch golach, w tym przy jednym naprawdę fatalnie, a mógł zawalić przy jeszcze jednym. Beznadziejny występ. Buchanan jako bonus, bo był niezwykle irytujący. Próbował dryblingów, które w ogóle mu nie wychodziły. Przegrywał prawie wszystkie pojedynki. Non stop tracił piłkę, miał aż 18 strat. Nie dało się na niego patrzeć. Hakimi mógł się tylko śmiać.
Kostaryka – Niemcy 2:4
Co tam się w ogóle działo! Niemcy w pierwszej połowie zdusili Kostarykę. W 15 minut stworzyli pięć szans, trafili do siatki tylko w jednej z nich. Piękne dośrodkowanie z lewej strony Rauma, wejście w tempo Gnabry’ego i mieliśmy prowadzenie już w 10. minucie. Szybko. Oni chcieli jednak więcej, chcieli pogromu. Tak w razie, gdyby Hiszpania przegrała jednym golem, miała cztery punkty i bilans bramkowy +6 (co dokładnie się stało). Żeby więc się zabezpieczyć, potrzebny był naszym sąsiadom wynik… 8:0. Musieli sobie przypomnieć o 2002 roku i zwycięstwie z Arabią Saudyjską. Niewielkie szanse, ale należało spróbować. Niemcy zatem kontynuowali napór, ale już nie taki. Szybko dotarło do nich info, że Hiszpanie prowadzą 1:0 Zrobiło się trochę spokojniej. Nawet przy remisie 1:1 w tamtym meczu rywalizowaliby na bramki bezpośrednio z Japonią, a wtedy już pogrom 8:0 nie był potrzebny. Wystarczyła wygrana dwiema bramkami. To już lepsza opcja, prawda?
Jamal Musiala urządzał sobie dryblingi między tyczkami, ale Niemcom nic wpaść nie chciało. W pierwszej połowie oddali 11 strzałów, kilka odbił Keylor Navas. Kostaryka za to miała jedną, ale za to jaką doskonałą. Nie trafił w piłkę Raum, a Ruediger kopnął w Fullera Spence’a (jak on się tam znalazł?). Prawy wahadłowy miał sam na sam z Neuerem, ale strzelił prosto w niego.
To, co się wydarzyło dalej było… po prostu chore. Kostarykanie sensacyjnie zdobyli dwie bramki. Przy pierwszej po odbiorze piłki poszli z akcją nie jednym zawodnikiem, nie dwoma, ale czterema! Z tego trzech wbiegało na speedzie w pole karne. Tak powinny wyglądać kontry. Dzięki temu, że było ich tam aż tylu, to Tejeda dopadł do piłki po pierwszej interwencji Neuera i mieliśmy 1:1. Przy takim wyniku Jamal Musiala dwa razy obił ten sam słupek. W 70. można było rwać włosy z głowy. Manuel Neuer w zamieszaniu po rzucie wolnym wbił sobie samobója. 2:1! Niezwykłość sytuacji polegała na tym, że w 1/8 była wówczas Kostaryka i Japonia, a Niemcy i Hiszpanie poza turniejem! Dwie minuty potem zrobiło się jednak 2:2. Havertz przypomniał sobie, że to nie Chelsea i tym razem był skuteczny. Oglądaliśmy niezwykle otwarty mecz, bo Kostarykanie musieli to wygrać, dlatego konkretnie się otworzyli. Na boisku było mnóstwo miejsca. Raz, przy 2:2, genialnie interweniował Keylor Navas. Niemcy wygrali ten mecz 4:2, oglądało się go rewelacyjnie, bo szli po kolejne trafienia, ale przecież nie byli w stanie już wygrać 10:2 i jutro polecą do domu.
TOP – Jamal Musiala. Fantastyczny jest ten chłopak. Brakowało mu tylko wykończenia, ale to też nie były jakieś okazje, gdzie jak ostatnia kaleka nie trafiał na pustą bramkę. Po prostu sam sobie te okazje wypracowywał. Dwa razy obił słupek. Dryblował po kilku gości na raz.
FLOP – Antonio Ruediger. Fatalny błąd w pierwszej połowie, zamieszany też w dwa stracone gole. Przy pierwszym pozwolił na dośrodkowanie, przy drugim średnio dogadał się z Neuerem, kto ma interweniować i Niemcy stracili straszną szmatę.
Japonia – Hiszpania 2:1
Jak spektakularnie wyjść z grupy z pierwszego miejsca? Tego uczy reprezentacja Japonii. Samurajowie ograli zarówno mistrzów świata z 2014 roku, jak i tych z 2010. A co jeszcze lepsze – za każdym razem odrabiali straty z 0:1. Selekcjoner Hajime Moriyasu to na tym turnieju arcymistrz zmian. Z Niemcami wprowadził Tomiyasu (znacząco poprawił grę), Doana i Asano, a zdjął choćby bezbarwnego Kubo. Zawodnik, który sezon temu w Bundeslidze zdobył zaledwie trzy bramki, a w tym sezonie ani jednej i był głównie kontuzjowany (chodzi o Asano) – wygrał mu wtedy mecz. Tym razem znów po przerwie wprowadził Ritsu Doana, który potrzebował do wyrównania… czterech minut. Cóż, trochę dłużej kazał czekać niż z Niemcami, bo wtedy potrzebował dwóch. Co więcej, przy drugim golu asystował Kaoru Mitoma z Brighton, także wprowadzony po przerwie.
Japończycy powstali znikąd. Przecież do przerwy nie istnieli. Identycznie, jak z Niemcami. Z tym, że tu Hiszpanie kontrolowali sytuację podaniami, nie tworzyli mnóstwo szans. La Furia Roja wymieniła prawie 600 podań. Japończycy prawie nie wąchali piłki, mieli 17% posiadania. Aż tu na drugą połowę wychodzą pełnym pressingiem, doskokiem, zaangażowaniem. I właśnie to zrobiło im gola na 1:1. Każdy po kolei popracował. Kamada nacisnął na Rodriego, Maeda na Unaia Simona, a Ito na Balde. I to on tę piłkę odzyskał. Doskonały przykład zorganizowanego i zespołowego pressingu, który powinno się pokazywać na wykładach. Piłkę przejął Doan, porobił Pedriego i strzelił bombę z 17 metrów. Bombę, którą jednak Unai Simon musi odbić, bo leci prosto w niego. Jednak tego nie zrobił. Trzy minuty później było 2:1, choć gol padł po niemałej kontrowersji. Z jednej kamery wydaje się, że piłka opuściła boisko przed podaniem Mitomy. Z drugiej jednak, że jest minimalnie styczna. Pozostaje zaufać nowoczesnej technologii, choć Niemcy będą to pewnie analizować i zadawać pytania.
Hiszpanie specjalnie nie forsowali tempa, coś tam sobie klepali, ale gdzieś w tyle głowy mieli myśl, że mają awans, wywalają Niemców z mundialu, w 1/8 trafią na Maroko. Ktoś im tam pewnie wcześniej powiedział, że wychodząc z drugiego miejsca potencjalnie w ćwierćfinale unikną drabinki z Brazylią, a zmierzą się może Portugalią. Same korzyści. Zatem niby chcieli zremisować, ale tak nie do końca. I mecz wyglądał, jak wyglądał. Niemcy są jednak sami sobie winni. Nikt im nie kazał marnować tylu okazji z Japonią.
TOP – Ritsu Doan. Doskonała zmiana. Znów dał impuls swojej reprezentacji i trafił na remis z kolejnym gigantem światowej piłki.
FLOP – Unai Simon. Dajcie spokój, żeby wpuścić taki strzał prosto w bramkarza. Do tego przy tym samym straconym golu wrzucił “na konia” Balde, grając mu długą piłkę, gdy sam został zaatakowany pressingiem.