Drugi dzień fazy play-off był dla nas szczególny. Reprezentacja Polski po raz pierwszy od 36 lat wyszła z grupy i mogła zagrać czwarty mecz na mundialu, a nie tylko trzy i jechać do domu. Polacy zaprezentowali się naprawdę godnie, choć do ćwierćfinału przeszli Francuzi. Drugie spotkanie nie przyniosło tyle, nawet neutralnych emocji, bo Anglicy gładko ograli Senegal.
Francja – Polska 3:1
Polaków załatwił jeden gość. Nazywa się Kylian Mbappe, powinniście go znać, jest dosyć dobry. Ten 23-latek ma już na koncie dziewięć bramek na mundialach i to dorobek tylko z 2018 i 2022 roku. Rekord Mirka Klose prędzej czy później zostanie walnięty. Wynosi on 16 bramek. Może jeszcze nie teraz, ale przy dobrych wiatrach w 2026. Polacy postawili się mistrzom świata, stworzyli w pierwszej połowie kilka dobrych szans, w tym jedną doskonałą, bo nawet potrójną, gdzie dwukrotnie uderzał Piotr Zieliński i raz Kuba Kamiński. To mogło dać Polsce prowadzenie 1:0, ale kilka minut później taki wynik był w drugą stronę, bo sprytem popisał się Olivier Giroud. Asysta? A jakże, oczywiście od Kyliana Mpappe.
W drugiej połowie Polacy nie grali już tak imponująco, jak wcześniej, a 23-latek z Paryża załatwił sprawę dwiema bramkami w okienko i można było się z tego mundialu zbierać. Tym bardziej, że zmiennicy wnieśli niewiele, a właściwie tylko sprawę pogorszyli. Polska reprezentacja jednak grała do końca, co poskutkowało wywalczonym karnym przez Kamila Grosickiego (jedyny zmiennik, który dał radę). Lewandowski kopnął do bramki z karmego, poleciało “Feed from desire” z głośnika i sędzia skończył mecz. Na koniec każdy odnalazł swojego kumpla i sobie z nim pogadał. Kylian Mbappe podbił do Glika, za chwilę do nich dołączył Fofana, który także grał z Polakiem w Monaco, a Grosicki uśmiechnął się do starego znajomego z Rennes – Ousmane Dembele. Więcej o tym meczu w osobnym, obszerniejszym tekście.
TOP – Kylian Mbappe. Zawłaszczył sobie ten mecz. Udział przy trzech bramkach, kilka spektakularnych dryblingów. Raz zatrzymał go Szczęsny, a raz mieliśmy szczęście po rykoszecie od Krychowiaka.
FLOP – Wszystkie polskie zmiany, oprócz Grosickiego. Polacy zdecydowanie groźniejsi byli z Frankowskim, Szymańskim i Kamińskim na boisku. Aż szkoda, że nie mogli naładować baterii w minutę i wejść jeszcze raz. Zmiennicy pogorszyli jakość, oprócz kilku minut Kamila Grosickiego, który chyba wszystkich zaskoczył, dlatego nie można go wliczać w poczet osłabiających nas zmian.
Anglia – Senegal 3:0
Był to najbardziej jednostronny mecz, jak do tej pory, choć nie można odmówić Senegalowi dwóch świetnych okazji w pierwszej połowie, jeszcze przy stanie 0:0. A jeśli ktoś się z taką tezą jednostronnego spotkania nie zgadza, to przynajmniej musi zaakceptować to, że z dotychczasowych czterech, ten był najmniej emocjonujący. Senegal grał do momentu straty bramki. Po strzale Ismaili Sarra piłka musnęła poprzeczkę. Piłkarz Watfordu miał jednak mało czasu i miejsca na reakcję, bo pod nogi rzucił mu się Jordan Pickford. Dziesięć minut później okazja, jaką miał Boulaye Dia, była najgroźniejszą sytuacją Senegalu w całym meczu. To był teg wieczoru jedyny celny strzał mistrzów Afryki. Kolegę klubowego Krzysztofa Piątka zatrzymał świetną paradą Jordan Pickford. Bramkarz Evertonu musiał się tylko raz wykazać i to zrobił.
Kiedy Anglicy trafili na 1:0 w 38. minucie, to mecz się właściwie zakończył. Emocji było potem już zero. No chyba, że ktoś kibicował jak najwyższej wygranej reprezentacji Anglii. Drużyna Southgate’a wrzuciła na pełen luz i wbiła jeszcze dwie brameczki. Stany Zjednoczone choć na moment postraszyły Holendrów, Australijczycy prawie w końcówce doprowadzili do dogrywki, my także mieliśmy doskonałą potrójną okazję i nie wiadomo dlaczego żaden z trzech strzałów w przeciągu pięciu sekund nie trafił do siatki. Senegalczycy natomiast nie wyglądali na reprezentację, która może postraszyć Anglię. Gareth Southgate już chyba na dobre przekonał się do Phila Fodena w pierwszym składzie. 22-latek z Manchesteru City robi dużo wiatru na lewej stronie i dziś dopisał na koncie dwie kolejne asysty – przy golu Harry’ego Kane’a na 2:0 i przy golu Bukayo Saki na 3:0. Znakomite spotkanie rozegrał też dyrygujący środkiem pola Jude Bellingham, który wygrywał mnóstwo pojedynków, a oprócz tego dołożył asystę i napędził całą akcję zakończoną bramką Harry’ego Kane’a, tuż przed przerwą. Można było już w zasadzie odgwizdać koniec, bo Senegal był na deskach.
W drugiej połowie Anglicy oddali piłkę rywalom, ale niewiele z tego wynikało. Co najwyżej kilka niecelnych strzałów. A że udało się jeszcze odzyskać piłkę, skontrować i trafić na 3:0, to tym lepiej. Cztery strzały w bramkę Anglicy zamienili na trzy gole. Tak naprawdę trzy to były świetne okazje, a czwarty to uderzenie Kane’a z daleka. Doskonała skuteczność, pewna wygrana, bez żadnych pytań i dominacja. Senegal się za bardzo nie postawił.
TOP – Jude Bellingham, Phil Foden. Trudno mi było wybrać, bo obaj zagrali kapitalne spotkanie. Bellingham ma po pierwsze asystę, a po drugie napędził całą kontrę na 2:0, mijając jednego rywala, a w sumie związując ze sobą czterech, czym zrobił miejsce dla Fodena i Kane’a. Gracz City ma dwie asysty – przy pierwszej podał idealnie przy pierwszym kontakcie do Kane’a, a w drugiej połowie już bardziej indywidualnie wypracował gola, mijając Sabaly’ego, a potem posyłając podanie do Saki pomiędzy nogami Koulibaly’ego.
FLOP – Pathe Ciss. Najpierw głupio przyjął i stracił piłkę, z której poszła kontra na 2:0, a potem w tej samej akcji mógł sfaulować Bellinghama, ale się zawahał i stanął. Na końcu jeszcze ruszył za Anglikami, ale… truchcikiem. Wściekły selekcjoner musiał go za to zdjąć w przerwie, nie ma innej opcji. Tym bardziej, że przy golu na 1:0 także to jemu uciekł Bellingham.