Przed kibicami Premier League znakomita kolejka. W niedzielę Leeds zagra z Arsenalem, a Liverpool z Leicester. Absolutnym hitem nr 1 tego weekendu będzie jednak sobotni mecz na Tottenham Hotspur Stadium, w którym Koguty zmierzą się z Manchesterem City. Co to oznacza? Oczywiście kolejny rozdział pojedynków Jose Mourinho z Pepem Guardiolą. Choć temperatura tej rywalizacji zdecydowanie ostygła i pewnie nie zbliży się już do punktów wrzenia z czasów El Clasico, to wciąż jest to pojedynek trenerskich gigantów.
Niespodziewanie to Portugalczyk przystępuje do tego spotkania z wyższej pozycji w tabeli. Niespodziewanie, bo zeszły sezon był kompletną katastrofą dla Tottenhamu, który nie potrafił utrzymać się w europejskim topie po finale Ligi Mistrzów 2018/19. Posadą przypłacił to Mauricio Pochettino, ale Mourinho wcale nie poprawił wyników drużyny na tyle, by móc mówić o sukcesie. Kolejny sezon bez trofeum stał się faktem, a pocieszeniem pozostała kwalifikacja do Ligi Europy. Citizens z kolei wprawdzie Ligi Mistrzów nie zawojowali, a i z Liverpoolem za długo o tytuł nie powalczyli, to jednak bez większego kłopotu zajęli 2. miejsce w lidze i dorzucili do gabloty Puchar Ligi Angielskiej. Niby niewiele, ale zawsze coś.
Teraz jednak Tottenham jest wiceliderem tabeli, a żeby znaleźć Manchester City ligową klasyfikację trzeba przescrollować do połowy stawki. Na tym etapie rozgrywek straty nie są jeszcze duże, a gdyby Citizens wygrali zaległy mecz, mieliby tylko dwa oczka straty do Spurs. W teorii więc wygrywając w sobotę w północnym Londynie wirtualnie przeskoczą Koguty, choć fizycznie ciągle wyżej będzie zespół Mourinho.
Ale pal licho punkty w przejściowej tabeli po zaledwie ośmiu niepełnych kolejkach. Uderza co innego. Do starcia Mourinho vs Guardiola zespół tego pierwszego przystępuje z dorobkiem 19 strzelonych bramek, a tego drugiego z raptem 10 strzelonymi golami na koncie! Gdzie to wszystko się tak wykoleiło? Kiedy Mourinho przestał być specem od defensywy, a Guardiola od ofensywy? A może to także chwilowy stan rzeczy? Tak czy owak – mocno zaskakuje indolencja Obywateli. Po siedmiu meczach prędzej spodziewalibyśmy się na ich koncie 20 zdobytych bramek. O tej niemocy pisaliśmy już zresztą na blogu TUTAJ.
Kontuzje Aguero i Jesusa nie mogą tłumaczyć wszystkiego, ale Guardiola, który właśnie podpisał nowy kontrakt z klubem, pewnie cieszy się z faktu, że obaj są już w treningu i prawdopodobnie obaj będą do jego dyspozycji. To spory zastrzyk komfortu. Optymistyczne były też występy jego podopiecznych w meczach reprezentacji. Gdyby skuteczność z kadry przełożyła się na mecze klubowe… Szczególnie w przypadku Ferrana Torresa, który w Premier League bramki jeszcze nie zdobył.
Gol De Bruyne, Rodriego, dwa Rubena Diasa, dwa Fodena, trzy Ferrana Torresa.
Nieźle postrzelali w tej kolejce gracze City.
— Patryk Idasiak (@PatrykIdasiak) November 18, 2020
Takie problemy nie dotyczą Mourinho, gdy w zdrowiu są Harry Kane i Son. Anglik strzelił już 7 goli i zaliczył 8 asyst, zatem miał udział przy blisko 80% bramek zdobytych przez Koguty w lidze. Na ogół asystował do Sona, a Koreańczyk z bilansem 8 goli i 2 asyst także nie ma się czego wstydzić. Panowie mogą sobie powiedzieć: "Takich trzech, jak nas dwóch, to ani jednego".
W ubiegłym sezonie Manchester City nie zdołał pokonać Tottenhamu. Na Etihad Stadium w sierpniu 2019 było 2:2, a w doliczonym czasie gry VAR cofnął zwycięską bramkę Jesusa. Guardiola tak jak kilka miesięcy wcześniej w ćwierćfinale Champions League musiał przełknąć gorzką pigułkę związaną z wideoweryfikacją. W rewanżu Tottenham prowadzony już przez Mourinho pokonał Citizens 2:0. Co napisze historia najnowsza tej rywalizacji?