W Rzymie dał dwa finały europejskich pucharów i powiedział, że nikt po nim tego nie powtórzy. Rozkochał w sobie część miasta sympatyzującą z “Giallorossimi”. Mimo słabych wyników i zwolnienia – i tak odchodził jak król. Teraz spróbuje tureckiego klimatu i kontaktu z jeszcze bardziej żywiołową publicznością. Cel Jose Mourinho? Dać Fenerbahce mistrzowski tytuł po 11 latach oczekiwania i zostać bohaterem.
Miniony sezon ligi tureckiej dostarczył niesamowitych emocji. Pamiętacie wyścigi w lidze angielskiej pomiędzy Liverpoolem i Manchesterem City? Coś podobnego wydarzyło się w Super Lig w rolach głównych z Galatasaray i Fenerbahce. Tych drugich prowadził İsmail Kartal. Prowadził i znowu skończył drugi jak Adaś Miauczyński w “Nic śmiesznego”. Wiecznie drugi. Wyścig obu tych klubów będzie wspominany latami. Do mistrzostwa nie wystarczyło bowiem zdobycie 99 punktów i bilans bramkowy na poziomie +68. Wszystko zepsuło jeszcze lepsze Galatasaray. Na nic seria 10 zwycięstw z rzędu czy też bycie niepokonanym w lidze od 4 października i porażki u siebie z Trabzonsporem. Co bardziej paradoksalne – udało się zrobić na mistrzach cztery punkty i nawet ograć ich na wyjeździe na Rams Park (Ali Sami Yen Stadium) 1:0 i to grając przez 70 minut w osłabieniu.
Fenerbahce przegrało tytuł remisami z przeciętniakami, jak np. będący tuż nad strefą spadkową Konyaspor, 13. w lidze Samsunspor oraz 12. w lidze Adana Demirspor. Oczywiście też nie przesadzajmy, bo tych remisów nie było dużo, ale okazały się istotne. To nic, że Adana nie oddała ani jednego celnego strzału, a przyjęła dziewięć. Obrona gospodarzy kopała się po czole, ale Edin Dzeko i Dusan Tadić z dogodnych sytuacji strzelali prosto w bramkarza. Nic nie chciało wpaść do siatki, a mało tego – podłączający się z czapy stoper Andreaw Gravillon z Adany przyładował z 25 metrów w poprzeczkę. Remis z Konyasporem bolał jeszcze bardziej. Po pierwsze – przytrafił się w samej końcówce sezonu, a po drugie expected goals było na poziomie 2,62, oddanych aż 19 strzałów z czego sześć celnych i zero w siatce. Wynik? 0:0 i cudem obroniony punkt przez walczących o utrzymanie. Kto został bohaterem? Otóż, uwaga, Jakub Słowik! Zanotował cztery świetne parady, nie mógł go pokonać Edin Dzeko nawet w sytuacji sam na sam. De facto potem ten właśnie punkcik dał im miejsce w elicie, okazał się ważny, a Fenerbahce po nim miało aż sześć oczek straty na trzy kolejki przed końcem – w tym mecz bezpośredni z Galatą. Na nic zwycięstwo u rywali, bo i tak zabrakło trzech oczek.
Każdy kolejny szkoleniowiec jest w stanie maksymalnie zapewnić wicemistrzostwo. To już szóste od czasów mistrzowskiego sezonu 2013/14. Tamten zespół prowadził od szóstej kolejki i później nie dał się wyprzedzić. Został mistrzem absolutnym. Zabawne, że wtedy bilans 23-5-6 zagwarantował spokojne mistrzostwo z dziewięciopunktową przewagą, natomiast teraz bilans 31-6-1 i aż 99 punktów nie wystarczyło. Ostatnimi mistrzami w barwach Fenerbahce pozostają więc: Dirk Kuyt, Moussa Sow, Emmanuel Emenike, Raul Meireles, Emre Belozoglu czy mający już dziś 42 lata Bruno Alves. Wicemistrzem był później trener İsmail Kartal. W czasach Robina van Persiego w ataku został nim także szkoleniowiec Vítor Pereira. Aykut Kocaman, który dysponował między innymi takimi graczami jak: Roberto Soldado, Brazylijczyk Giuliano, Mauricio Isla, wchodzący wówczas do seniorskiej piłki Elif Elmas, a także Martin Škrtel, Mathieu Valbuena czy Vincent Janssen też zajął drugie miejsce. Później nadeszły dwa lata fatalne, gry gdzieś w środku tabeli. Nawet cudotwórca Jorge Jesus przegrał tytuł z Galatasaray. Nie pomogły 33 gole rewelacyjnego Ennera Valencii. Michy Batshuayi też robił co mógł (19 bramek). W ciągu dekady z mistrzostwa się cieszyli: Galatasaray, Besiktas, ale także i İstanbul Basaksehir czy Trabzonspor, a “Fener” czeka i czeka.
Jose Mourinho trafia do specyficznego środowiska wielkich fanatyków. Akurat w Turcji głowy trenerów lecą błyskawicznie. Najlepszym tego przykładem jest szósty w lidze Besiktas, w którym nic się nie zgadzało. To niecodzienne, by w ciągu sezonu zespół poprowadziło aż czterech menedżerów w tym szkoleniowiec tymczasowy aż dwukrotnie (ten sam). Prezydent Ahmet Nur Cebi nie mógł znieść, że jego firma znajduje się daleko w tyle za wielką dwójką i po kolei wyrzucał trenerów. Zaczął to Senol Gunes, lecz skończyło się na 15 meczach. Porażki z Adaną Demirspor, a później w Lidze Europy z FC Lugano pogrążyły szkoleniowca. Później przyszedł Riza Calimbay i wyleciał po siedmiu meczach. Przegrał między innymi 0:5 z Clubem Brugge w europucharach czy 1:3 u siebie z Alanyasporem. Kolejny to strażak Serdar Topraktepe, by wreszcie zatrudnić Fernando Santosa, który się skompromitował. Ośmieszył się z Pendiksporem (0:4) i przegrał 0:1 z Sivassporem. Wyleciał błyskawicznie, a zastąpił go od połowy kwietnia ten sam strażak – Serdar Topraktepe. Nie było sensu już wybierać kogoś nowego.
Jose Mourinho zmęczył się Romą, a Roma zmęczyła się nim. Nie odchodził w najlepszych okolicznościach pod kątem sportowym. Miał za sobą jednak ogromne poparcie fanatyków, którzy na zdobycie trofeum czekali 18 lat. “Giallorossi” to wielka firma, ale nigdy nie słynęła z sukcesów. “Mou” dał im piękną przygodę w Lidze Konferencji i na zawsze zapisał ich w historii jako pierwszych tryumfatorów tego europejskiego pucharu. Zrobił też coś więcej – wytworzył wokół siebie atmosferę jakoby były to najlepsze rozgrywki na świecie i pompował kibiców w ten sposób. Ci szli za nim w ogień, jeździli wszędzie i to tłumnie. Zatem “The Special One” zostanie w Rzymie zapamiętany z tego sukcesu, a nie z trzeciego sezonu w klubie, w którym przyszło wypalenie. Mourinho nie został zwolniony dlatego, że stracił szatnię lub dlatego, że fani domagali się jego głowy. Dostał drugą pensję w lidze i świetne warunki. Tammy Abraham trafił tu przecież za 40 milionów euro. AS Roma była w stanie skusić Dybalę lub oferować dobre pensje i ściągać do siebie znanych emerytów jak Nemanja Matić czy Rui Patricio.
W Rzymie zaryzykowali, ale Mourinho nie dał im oczekiwanego – zysków z Champions League. Wobec tego trzeba było zacząć handlować, by nagle się nie przejechać. Roger Ibanez odszedł do Al-Ahli za 30 baniek, Justin Kluivert za ponad 11 mln do Bournemouth, Benjamin Tahirović do Ajaksu, Georgino Wijnaldum na wypożyczenie do PSG. Kogo w Rzymie mogli, to sprzedali albo też zeszli z jego pensji. W sezonie 2023/24 Mourinho miał na transfery jakieś drobniaki i zespół nie został dostatecznie wzmocniony. To miało odzwierciedlenie w wynikach. Jose doskonale czuje bluesa. Specjalnie wybrał taki kierunek, w którym jest spory potencjał, że zostanie legendą i bohaterem tłumu. Wystarczy, że zapewni mistrzostwo po 11 latach oczekiwania. A jeśli nie, to dojdzie do półfinału europejskiego pucharu, po czym wmówi kibicom, że to ogromny sukces i powinni być z tego dumni. Jak na starego lisa przystało.