Polacy porażką 0:1 z Belgią zakończyli czerwcowy cykl meczów w Lidze Narodów. Czerwone Diabły wygrały zasłużenie, choć gdyby wyciąć ostatnie 10 minut, można być optymistą.
Niestety, mecz piłkarski trwa 90 minut, a wcześniej na boisku dominowali Belgowie. Znów to oni posiadali piłkę, znów to oni ją wymieniali i znów to oni tworzyli więcej zagrożenia pod bramką biało-czerwonych. Szczególnie nędzna była pierwsza połowa, którą Polacy przegrali 0:1. Michy Batshuayi strzelił gola zaraz po pierwszym kwadransie, wykorzystując błąd Mateusza Wieteski i po trosze Matty’ego Casha.
Polacy naprawdę groźnie na harce Belgów odpowiedzieli tuż przed końcem pierwszej połowy. Robert Lewandowski dośrodkował do Nicoli Zalewskiego, a ten pomylił się nieznacznie, uderzając z pierwszej piłki. 0:1 do przerwy to może nie tragedia, ale gra nie napawała optymizmem. A przecież w Brukseli, mimo klęski, do przerwy było remisowo.
Druga połowa przez długie fragmenty była po prostu nudna. Belgowie utrzymywali się przy piłce, Polacy za nią biegali, a sytuacji podbramkowych było jak na lekarstwo. Jednak Czesław Michniewicz pozmieniał trochę skład, wpuścił rezerwowych i w końcówce nasi się rozruszali, spychając Belgów do defensywy, momentami wręcz rozpaczliwej. Z tej przewagi zrodziło się też kilka okazji, a dwie najlepsze miał Karol Świderski. Raz uderzył z powietrza z trudnej pozycji, a Simon Mignolet przeniósł piłkę nad poprzeczką. Później Świderski zamykał świetne dośrodkowanie Lewandowskiego z lewej strony. Fanom na Stadionie Narodowym mogła się przypomnieć wyrównująca bramka Damiana Szymańskiego z wrześniowego meczu z Anglią. Niestety, Świderski trafił tylko w słupek.
Obiecująca końcówka przyniosła trochę wiary, ale nie zmieniła wyniku. Belgia wywiozła z Warszawy trzy punkty i będzie walczyć z Holandią o wygranie grupy. Nam we wrześniu zostanie utrzymać 3. miejsce. Jeśli przegramy z Oranje, to o uniknięcie pożegnania z dywizją A zagramy w Cardiff. Jeśli zapunktujemy z Holendrami, jest szansa, że do stolicy Walii pojedziemy już wyluzowani. Na pewno na tym zgrupowaniu trener Michniewicz będzie chciał zobaczyć kadrę zbliżoną do tej, która poleci w listopadzie do Kataru. Czas eksperymentów dobiega końca.
Po meczu w zgodnej opinii fachowców najbardziej chwalony jest Jakub Kiwior, który może uchodzić za największego wygranego tego zgrupowania. Gdy przyjeżdżał na kadrę wielu „niedzielnych” kibiców mogło nie wiedzieć o jego istnieniu. Dziś mocno zbliżył się do biletu na mundial, a być może nawet do podstawowego składu. Z Holandią zagrał dobrze, z Belgią również. Na pewno o niebo lepiej niż drugi z niedoświadczonych stoperów naszej drużyny we wczorajszym meczu, czyli Mateusz Wieteska. Obrońca Legii zastąpił awaryjnie kontuzjowanego Jana Bednarka, ale meczu do udanych nie zaliczy. I raczej Michniewicz na Mistrzostwa Świata go nie zabierze.
Na wielu pozycjach mamy jeszcze sporo znaków zapytania, choć można zakładać, że w głowie selekcjonera klaruje się ostateczna kadra. Czerwcowe boje w Lidze Narodów pokazały, że na otwartą grę jak równy z równym z europejskimi potentatami nie mamy co liczyć. Z drugiej strony przy odrobinie szczęścia możemy urywać punkty faworytom, wykorzystując swoje atuty.