Skip to main content

To było jak długo ciągnąca się telenowela. Jak “Moda na sukces”, z której żartuje się, że Ridge Forrester w odcinku numer 5897 poszedł do kuchni i zrobił sobie herbatę. Tylko, że w sprawie Modera nikomu do śmiechu nie było. Po 602 dniach wrócił na boiska Premier League.

Ostatni mecz Kuby w Premier League to jeszcze ten w sezonie 2021/22. Poprzedni? Całkowicie stracony. Zdążył pomóc Polsce w barażach do mistrzostw świata, bo wyszedł w pierwszym składzie ze Szwecją 29 marca. Zerwał więzadło krzyżowe zaledwie trzy dni później, 2 kwietnia, w ligowym spotkaniu z Norwich. Zastanawiano się wtedy, czy może zdąży wyzdrowieć do mundialu w Katarze. Wszyscy zdali sobie jednak sprawę, że kontuzja jest za poważna i nie da rady tego załatwić w pół roku, ryzykując odnowienie. Kiedy mieliśmy mundial? Dobry rok temu! A Moder wrócił dopiero w miniony weekend. Patrząc w przeszłość, dość absurdalnie wygląda zatem zastanawianie się, czy wyrobi się na MŚ w Katarze. Absencja trwała dłużej i to… zdecydowanie dłużej. Tak długo, że dziś wiele osób zastanawia się… czy tam na pewno wszystko było okej z rehabilitacją i leczeniem?

Dobrym punktem odniesienia do tego, ile nie oglądaliśmy Jakuba Modera, jest… kariera Moisesa Caicedo. Dlaczego? To bardzo proste. Zdążyli spędzić ze sobą na boisku tylko 13 minut w Pucharze Anglii. Ekwadorczyk został sprowadzony w zimowym okienku sezonu 2021/22. Najpierw grał w rezerwach, ale po kontuzji Modera zadebiutował w Premier League. I to dokładnie po kontuzji, bo zaledwie mecz później Caicedo wyszedł w podstawowym składzie na Arsenal, a później stał się podstawowym zawodnikiem u Grahama Pottera. Na tyle podstawowym, że w kolejnym sezonie wyrobił sobie potężną markę wielkiego talentu. Odbierał, przecinał i rządził w środku pola. Zapracował na transfer do Chelsea za ogromną kwotę 115 milionów funtów. Zdążył jeszcze zadebiutować w drużynie “The Blues”, a Moder wciąż czekał na powrót do Premier League.

Czekał, czekał i czekał… w sumie 602 dni. W Brighton może aż tak go nie brakowało, jak w reprezentacji Polski, gdzie w meczach eliminacyjnych do EURO Piotr Zieliński nie miał żadnego kolegi, z którym mógłby podzielić się piłką, by ten się jej nie bał.. W reprezentacji zmieniło się dwóch selekcjonerów. Krótką kadencję Santosa Moder całkowicie przegapił. W Brighton też zdążył też zmienić się trener, bo nie ma już Pottera, a jest Roberto De Zerbi. Włoch nie bał się wpuścić Polaka na gorącą końcówkę z Nottingham Forest. Brighton prowadził 3:2 na wyjeździe, ale grał w osłabieniu po czerwonej karce dla Lewisa Dunka. Absurd tej kartki jest swoją drogą komiczny, bo Anthony Taylor, który często lubi brać show na siebie, pokazał mu dwie żółte kartki w kilkanaście sekund za jakieś odzywki. I to w jednej i tej samej sytuacji! Było więc gorąco. Forest zdobyło bramkę kontaktową z rzutu karnego, a goście musieli dzielnie bronić trzech punktów. I w tym momencie Roberto De Zerbi wpuścił na boisko Jakuba Modera.

Tak więc nie dał go, żeby sobie poklepał przy prowadzeniu 3:0. Moder wszedł na boisko w 77. minucie i musiał pozostałe 15-20 minut wybiegać i wybronić. Piłkę dotknął zaledwie dziewięć razy, z czego tylko trzy akcje to podania. Trzy razy np. wybijał piłkę z okolicy swojego pola karnego. To nie był mecz dla Modera na pokazanie się z przodu, tylko harówka po trzy punkty, dużo więcej pracy w defensywie niż przyjemności z ofensywy, o czym zresztą świadczy taka sama liczba wybić, co podań. Najważniejsze jednak, że Polak wrócił. Zwykle na powrót po takich kontuzjach czeka się 10-12 miesięcy. Lepiej jest nie ryzykować, tylko zaliczyć spokojną i żmudną rehabilitację. Moder czekał jednak nie 12 miesięcy, a… 19! Koniec tego nieprzyjemnego odliczania. Teraz liczymy co innego. Kolejne minuty na boisku. O to powinno być łatwiej, bo Brighton gra przecież nie tylko w lidze, ale rotuje składem na Ligę Europy.

Related Articles