Skip to main content

To może być kluczowa batalia dla losów walki o Champions League. Dwie ekipy z Manchesteru są już poza zasięgiem, ale za ich plecami jest naprawdę gorąco. Leicester ma handicap kilku oczek przewagi, ale czwarte miejsce jest sprawą otwartą. Dziś walka o pole position pomiędzy West Hamem i Chelsea. Dwie londyńskie drużyny mają po 55 pkt i wyprzedzają Tottenham, Liverpool oraz Everton.

Obecność West Hamu w tym gronie to dużego kalibru niespodzianka. Ostatnie sezony w wykonaniu Młotów nie były udane. Klub nierzadko wydawał naprawdę ogromne pieniądze na transfery, które nie okazywały się wzmocnieniami. Trenerzy radzili sobie średnio i efektem tego były miejsca w dole tabeli – 16. pozycja w ostatnim sezonie, 10. pozycja sezon wcześniej, czy 13. lokata w rozgrywkach 17/18. Jednak ten sezon jest przełomowy. David Moyes najprawdopodobniej wprowadzi WHU do europejskich pucharów, a niewykluczone, że będzie to Liga Mistrzów. Młoty przeszły istną metamorfozą, a jedną z twarzy dobrej zmiany jest Łukasz Fabiański. To wprawdzie już trzeci sezon reprezentanta Polski między słupkami The Hammers, ale pierwszy aż tak udany.

W tej beczce miodu, która spływa na Fabiańskiego za jego postawę, jest łyżeczka dziegciu – to ostatni występ przeciwko Newcastle, w którym popełnił on rażący błąd, prowadzący do utraty gola. West Ham przegrał 2:3 i stracił 4. miejsce na rzecz Chelsea. The Blues wprawdzie ledwie zremisowali 0:0 z Brighton, ale dzięki lepszej różnicy bramek są teraz w lidze nad ekipą Moyesa. Z tyłu – jak wspomnieliśmy – czają się jeszcze trzy drużyny. W najgorszej sytuacji jest Tottenham, który wprawdzie ma tyle samo punktów co Liverpool i oczko więcej niż Everton, ale rozegrał też jeden mecz więcej niż ekipa z miasta Beatlesów.

Chelsea walczy jeszcze na trzech frontach, więc ten sezon może skończyć się znakomicie (TOP 4 w lidze, Liga Mistrzów i Puchar Anglii), ale równie dobrze może zakończyć się katastrofą. W lidze konkurencja jest ogromna, w Champions League za chwilę rozpocznie się półfinałowy dwumecz z Realem, a w finale FA Cup The Blues wprawdzie będą faworytem, ale byli nim także rok temu, a przegrali wówczas z Arsenalem. Dla Thomasa Tuchela i jego podopiecznych zatem tygodnie prawdy. Niemiec na pewno nie musi się obawiać o swoje stanowisko, bo już sam fakt, że Chelsea na tym etapie sezonu gra jeszcze o takie cele, jest jego sukcesem. Końcówka kadencji Franka Lamparda zapowiadała raczej smutny sezon The Blues, bez żadnych perspektyw. Dość powiedzieć, że pod wodzą Tuchela drużyna ze Stamford Bridge przegrała tylko dwa mecze – sensacyjnie w lidze z West Bromem, a także w rewanżu z Porto, co nie miało już żadnego wpływu na kwestię awansu.

Moyes ma trochę kadrowych problemów. Tym największym jest chyba nieobecność Michaila Antonio, który w tym sezonie strzelił już 7 goli i zaliczył 5 asyst. Kolejny duży cios to kontuzja Declana Rice’a, również absolutnie kluczowego piłkarza. Nie zagra też odpowiedzialny za 7 asyst Aaron Cresswell. Na pocieszenie dla fanów WHU – zdrowy jest Jesse Lingard, który po przenosinach z Old Trafford złapał na Stadionie Olimpijskim w Londynie nowe życie. Strzelił już 9 goli i dorzucił 3 asysty, a to wszystko w raptem 10 meczach. Dla porównania w Man Utd przez cały zeszły sezon strzelił zaledwie jednego gola – w doliczonym czasie gry ostatniego spotkania rozgrywek!

Właśnie wyłączenie z gry Lingarda będzie dziś głównym zadaniem dla drużyny Chelsea. W wykonaniu tego planu nie pomoże kontuzjowany Mateo Kovacić, a prawdopodobnie również odczuwający ból pleców Thiago Silva. Brazylijczyk strzelił pierwszą z bramek w grudniowym meczu obu zespołów, wygranym przez Chelsea 3:0. Dwie pozostałe dorzucił Tammy Abraham.

Related Articles