Opary po finale Pucharu Polski jeszcze nie opadły. Najwięcej i najgłośniej mówiło się o zachowaniu Filipa Mladenovicia, który “w drodze” po świętowanie uderzył po kolei trzech rywali – Wiktora Długosza, Marcina Cebulę i Jeana Carlosa. Szybko został ukarany.
Pierwszy cios, drugi cios, trzeci cios… zaledwie trzynaście sekund nagrania opublikowało TVP Sport z wyróżnieniem i podświetleniem Filipa Mladenovicia. Serb wymierzył ciosy trzem kolejnym piłkarzom Rakowa. Uderzał po twarzy, nie patrzył na konsekwencje i nie myślał o tym, że mamy XXI wiek, więc nic nie umknie bystrym kamerom. Tym bardziej, że wiele osób włączyło nagrywanie na rzuty karne, a sytuacja miała miejsce tuż po ostatnim. Dlatego to Mladenović skupił na sobie uwagę mediów. Mniejsze znaczenie miały szarpaniny, prowokacje, przebiegnięcie zawodników Legii przed ławką rezerwowych Rakowa. Cała uwaga skupiła się na Mladenoviciu, bo przebił wszystko inne po wielokroć. Opinia publiczna domagała się surowej kary za taki czyn. Takiej, żeby dotknęła go po ewentualnym transferze z Ekstraklasy. Tak rzeczywiście jest, chociaż w czerwcu nie będzie miał żadnych spotkań, oprócz jednego w kadrze, a jeżeli zostanie w Legii, to polska liga rusza dopiero pod koniec lipca. Tak więc półtora miesiąca jest “suchą” karą.
Dwa dni trzeba było czekać na oświadczenie piłkarza, który kajał się za to, co zrobił na Stadionie Narodowym: – Przepraszam za swoje zachowanie piłkarzy, przede wszystkim Marcina Cebulę, Wiktora Długosza i Jeana Carlosa oraz sztab Rakowa Częstochowa, łącznie z trenerem Markiem Papszunem. Mam świadomość, że to było niedopuszczalne. Tak nie powinien zachowywać się żaden sportowiec. Przepraszam również zawodników mojej drużyny, mój sztab i kibiców za niegodne reprezentowanie barw Legii Warszawa. I to tyle, z zaznaczeniem, że więcej nie będzie tej sprawy komentował. Można powiedzieć, że skoro czekał tyle czasu i nie zrobił tego “na gorąco”, w ten sam wieczór, to były to bardzo wygładzone, dokładnie omówione przeprosiny, które płynęły bardziej z klubu niż od samego piłkarza. Oświadczenie wygląda na schematyczne i odgórne. Takie, by złagodzić karę. To oczywiście tylko opinia, do której każdy ma prawo.
Marek Papszun mówił głośno, że wstydziłby się mieć w kadrze takiego Filipa Mladenovicia. Sprawa była wyjątkowa, a Komisja Dyscyplinarna PZPN miała szansę się wykazać. Decyzja miała paść w oparciu nie tylko o materiały wideo, choć te mogą zobaczyć wszyscy i są one najmocniejsze. Najważniejszy był raport jednego z delegatów oraz samego sędziego Piotra Lasyka. Szybko poszło, bo minęły trzy dni od zajścia, a Serb zna już swoją karę. PZPN podjął decyzję, że zawodnika czeka trzymiesięczne zawieszenie. Komisja zawiesiła też Jeana Carlosa Silvę (trzy mecze zawieszenia w PP) oraz Yuriego Ribeiro (cztery mecze zawieszenia w PP). Jak pisał Piotr Wąsowski z portalu Weszło – Komisja mogła zająć się tymi przypadkami, bo one zostały ujęte w sprawozdaniu samego arbitra. Nie mogli więc wyciągać jakichś urywków z nagrania i na podstawie tego ukarać więcej piłkarzy. O to musiałyby apelować same kluby.
Trzymiesięczna kara dla Mladenovicia liczona jest od 5 maja i obejmuje wszystkie rozgrywki. Tak więc nie jest tak, że trafi do innego klubu i sprawa zostanie zapomniana. To oznacza, że nie zagra z Bułgarią w eliminacjach do Euro, w czterech pozostałych spotkaniach Ekstraklasy tego sezonu oraz w początkowych dwumeczach europejskich pucharów. Łatwo policzyć, że kara skończy się 5 sierpnia. Pierwsza kolejka Ekstraklasy to 22-23 lipca, druga 29-30 lipca i jeśli zostanie w klubie ze stolicy, to ominą go jeszcze dwa ligowe mecze kolejnego sezonu. Druga runda Ligi Konferencji, od której to zaczyna Legia, zostanie rozegrana 27 lipca oraz 3 sierpnia i również te mecze opuści. Klub może się oczywiście od tej decyzji odwołać, jednak czy to coś da? Wątpliwe. Wydaje się więc, że taka kara zostanie utrzymana.