Skip to main content

Już dzisiaj ruszają zmagania o prymat w Ameryce Południowej. Tegoroczna, już 48 edycja Copa America będzie miała jednak wyjątkową oprawę. Do udziału w imprezie zostało zaproszonych 6 drużyn ze strefy CONCACAF, a gospodarzami imprezy będą… Stany Zjednoczone!

To swego rodzaju deja vu. Szesnastozespołowe mistrzostwa Ameryki Południowej po raz drugi w historii zostaną rozegrane w… Ameryce Północnej. Mało tego – istnieją scenariusze, co prawda mało prawdopodobne, że zwycięzcą turnieju zostanie drużyna spoza strefy CONMEBOL. W 2016 roku po raz pierwszy rozegrano turniej w USA pod nazwą Copa America Centenario, w którym udział wzięło sześć drużyn z północnej półkuli tej części świata. Wówczas najlepszy wynik osiągnęli Amerykanie, którzy dopiero w półfinale ulegli późniejszym wicemistrzom z Argentyny. W tym roku obok reprezentantów Stanów Zjednoczonych w imprezie wezmą udział także Kanada, Meksyk, Jamajka, Panama i Kostaryka.

Żadna z wymienionych reprezentacji nie znajduje się w gronie faworytów do końcowego sukcesu, choć spośród sześciu zespołów CONCACAF ponownie najwyżej stoją szansę kadry USA. Motto tegorocznej edycji brzmi: „Vibra el Continente” (hiszp. Wstrząśnijmy kontynentem). Niewykluczone, że od słów przejdziemy do czynów, ponieważ obrońca tytułu – Argentyna – jest w końcu aktualnym mistrzem świata. Ekipa trenera Lionela Scaloniego wciąż może liczyć na swoją największą gwiazdę, czyli Leo Messiego (Inter Miami). Poprzeczka wisi wysoko, bowiem „Albicelestes” są obrońcami trofeum sprzed trzech lat.

Selekcjoner Argentyńczyków stopniowo przeprowadza zmianę pokoleniową w zespole, bowiem Alejandro Garnacho i Enzo Fernandez podczas poprzedniej edycji byli zawodnikami kadry młodzieżowej. Dziś zawodnik Chelsea jest jednym z pierwszych wyborów Scaloniego. Z kolei skrzydłowy Manchesteru United nieśmiało zaczyna rozpychać się łokciami wśród potencjalnych jokerów z ławki. Kręgosłupem kadry mistrzów świata wciąż są Emiliano Martinez (Aston Villa), Cristian Romero (Tottenham), Rodrigo de Paul (Atletico Madryt), Angel di Maria (Benfica), Julian Alvarez (Manchester City) czy Lautaro Martinez (Inter Mediolan). Na papierze to główny kandydat do końcowego tryumfu.

Szyki Argentyńczykom będzie chciał pokrzyżować odwieczny rywal zza miedzy, czyli Brazylia. „Canarinhos” pod wodzą nowego trenera, Dorivala Juniora, jeszcze nie zaznali smaku porażki, choć po prawdzie rozegrali od stycznia zaledwie cztery mecze towarzyskie. Sam selekcjoner to piłkarski „obieżyświat”, który w ciągu 22 lat kariery trenerskiej prowadził aż 20 brazylijskich klubów. „Seleção” są relatywnie młodą drużyną, w składzie której mamy tylko czterech graczy w wieku 30 lub więcej lat. Są nimi: rezerwowy bramkarz Rafael (São Paulo), etatowy golkiper Alisson (Liverpool) oraz trójka obrońców – kapitan zespołu Danilo (Juventus), Wendell (Porto) i Marquinhos (PSG).

Na drugim biegunie młode gwiazdy brazylijskie piłki, zdobywcy Ligi Mistrzów z Realem Madryt, czyli Vinicius Junior i Rodrygo, ale także kolejne cudowne dziecko Brazylijczyków, 17-letni Endrick, który latem dołączy do kolegów w barwach „Los Blancos”. W oczy kłuje jedynie nieobecność kontuzjowanych graczy: Edersona (Manchester City), Casemiro (Manchester United), a przede wszystkim Neymara (Al-Hilal). Młody i nie do końca doświadczony team Brazylii stoi przed interesującym wyzwaniem i szansą na wywalczenie sobie pozycji w drużynie narodowej. Trudno wyobrazić sobie lepszy moment w reprezentacji tak często naszpikowanej talentem niemal na każdej pozycji.

Nadchodzące mistrzostwa to także prawdopodobny last dance wielu gwiazd latynoskiej piłki. Choć wszyscy głęboko wierzą w długowieczność Messiego, to jednak jego PESEL jest niezmienny. Leo w trakcie turnieju będzie obchodził 37. urodziny. W tym samym wieku jest supersnajper Urugwaju, Luis Suarez. Di Maria i Nicolas Otamendi mają już po 36 lat. Prawdziwym nestorem turnieju będzie Paolo Guerrero. Peruwiańskiej legendzie w styczniu „stuknęła” czterdziestka. O rok starszy jest chilijski bramkarz Claudio Bravo, a jego koledzy z zespołu – Mauricio Isla i Alexis Sanchez – również są już bliżej „drugiego brzegu rzeki”. Na przeciwległym biegunie jest z kolei najmłodszy uczestnik Copa America, Ekwadorczyk Kendry Paez, 9-ciokrotny reprezentant kraju, który w maju skończył dopiero 17 lat (wspomniany wcześnie Endrick za chwilę osiągnie pełnoletność).

Dla Stanów Zjednoczonych, jako jednego ze współorganizatorów Mistrzostw Świata w 2026 roku, to naprawdę poważny sprawdzian. Gospodarze przygotowali aż 14 stadionów na potrzeby Copa America, znajdujących się w większości na obrzeżach największych amerykańskich miast. Drużyny zagoszczą w aglomeracjach Nowego Jorku, Dallas, Los Angeles, San Francisco i Phoenix, a także bezpośrednio w Kansas City (2 stadiony), Charlotte, Atlancie, Houston, Miami, Las Vegas, Orlando oraz Austin niedaleko San Antonio. Podobnie jak w przypadku najbliższego mundialu miasta-gospodarze zostały podzielone na 3 regiony – Centralny, Wschodnie oraz Zachodnie Wybrzeże. Taki podział ma zapobiec przemęczeniu zawodników i kibiców przez zmiany czasowe.

Turniej ma zweryfikować możliwości USA jako organizatora wielkiej imprezy sportowej. Jest to szczególnie istotne, ponieważ aż 8 z 14 miast-gospodarzy Copa America będzie także gościć spotkania Mistrzostw Świata. Wyzwanie czeka zatem nie tylko selekcjonera Gregga Belhaltera i jego zawodników, ale także całą amerykańską federację piłkarską, służby oraz władze administracyjne każdego ze stanów, w których odbędą się mecze. Ameryka wie jak to robić. Poprzedni turniej na ich terenie – mundial w 1994 roku – pomimo nikłego zainteresowania piłką nożną w USA, okazał się być spektakularnym sukcesem. Zarobił najwięcej w historii turniejów o mistrzostwo świata, a rekordy frekwencyjne pozostawały niepobite aż do 2022 roku, mimo rozszerzenia liczby uczestników z 24 do 32 drużyn w 1998 roku.

Kolejna duża impreza w światowym futbolu nie może obyć się bez jakiegoś novum w otoczce meczowej. Tym razem nie zaznamy technologicznych nowinek, a raczej te organizacyjno-personalne. Otóż sędziowie prowadzący mecze Copa America, oprócz tradycyjnej żółtej i czerwonej kartki, będą mieli do dyspozycji również kartkę w kolorze różowym. Różowa kartka będzie oznaczała konieczność zmiany zawodnika w związku z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu lub urazu głowy. Nowy przepis został uchwalony przed turniejem w ramach ciągłych wysiłków CONMEBOL, mających na celu priorytetowe traktowanie bezpieczeństwa i zdrowia graczy.

Wyjątkowa i niebezpieczna sytuacja boiskowa jaką bez wątpienia jest uraz głowy zawodnika umożliwi wprowadzenie dodatkowej, szóstej roszady personalnej w zespole. Co więcej, aby zachować uczciwość w grze, drużyna przeciwna również otrzyma możliwość wykonania dodatkowej zmiany. Aby cała procedura mogła dojść do skutku, zespół musi poinformować sędziego głównego lub sędziego technicznego o chęci dokonania zmiany z powodu urazu głowy. Cały przepis, który w życie wchodzi od 1 lipca br., jest dość zawiły i skomplikowany. Nie zamierzamy męczyć waszej głowy warunkami i konsekwencjami takiej zmiany. Pierwsza taka sytuacja podczas Copa America z pewnością viralem obiegnie wszystkie światowe media. Piłkarzom wypada jedynie życzyć, aby potrzebna była jak najrzadziej, a najlepiej wcale.

Copa America dość niefortunnie, ale i niema tradycyjnie, wystartuje w trakcie trwania Mistrzostw Europy. Siłą rzeczy na Starym Kontynencie amerykański turniej będzie nieco w cieniu nie tylko z powodu zainteresowania Euro, ale także pory rozgrywania spotkań. Paradoksalnie może to być z korzyścią dla futbolu za oceanem, który może rozpalić pasję i zwiększyć popularność wśród amerykańskiego społeczeństwa. Amerykanie wciąż najpopularniejszy sport świata nazywają „soccerem”. Gwiazdy światowego formatu ponownie spróbują to zmienić.

Related Articles