Skip to main content

Środowy remis Rakowa Częstochowa z Jagiellonią Białystok oznacza, że nikt nie odbierze już mistrzostwa kraju Legii Warszawa. Stało się to, na co zanosiło się od wielu tygodni. W niedzielę do rozdania jest drugie krajowe trofeum i znów o jego losie zdecyduje Raków. Podopieczni Marka Papszuna grają bowiem w finale Pucharu Polski z Arką Gdynia. Początek meczu o 16:00.

Już po raz drugi z rzędu finał Pucharu Polski rozegrany zostanie na Arenie Lublin. W czasach pustych trybun rozgrywanie finału na Stadionie Narodowym w Warszawie nie ma sensu, a w tym roku jest nawet niemożliwe, bo przecież obiekt został zaadaptowany jako Szpital Narodowy. Lubelski obiekt jest znacznie bardziej kameralny, choć przy tym ładny i nowoczesny. O ile jednak na ubiegłorocznym finale pomiędzy Cracovią a Lechią pojawiła się garstka kibiców (25% pojemności), o tyle w tym roku Arena Lublin będzie świecić pustkami. Kibice na stadionu wrócić mają dopiero 15 maja.

Już sam fakt, że w finale znalazła się ekipa z pierwszej ligi jest sporą niespodzianką. Ostatni taki przypadek miał miejsce 11 lat temu, kiedy w finale z Jagiellonią zagrała pierwszoligowa wówczas Pogoń Szczecin. Białostoczanie wygrali 1:0. W XXI wieku nie było więcej finalistów spoza najwyższej klasy rozgrywkowej, a ostatnim w XXI wieku było Aluminium Konin. Finał z 1998 roku okrył się hańbą korupcji i zakończył triumfem Amiki Wronki.

Wróćmy do czasów współczesnych. Arka miała szczęście do drabinki. Gdynianie po drodze eliminowali Górnik Polkowice (5:0), Koronę Kielce (2:0), Górnik Łęczna (2:1), Puszczę Niepołomice (5:2), by dopiero w półfinale trafić na rywala z Ekstraklasy. Bezbramkowy remis z Piastem Gliwice zakończył się konkursem rzutów karnych. Te lepiej egzekwowali podopieczni Dariusza Marca.

Raków w drodze do finału rywalizował z Sandecją Nowy Sącz (3:0), Bruk-Bet Termalicą (2:0), Górnikiem Zabrze (4:2), Lechem Poznań (2:0) i wreszcie ubiegłorocznym triumfatorem – Cracovią (2:1). Niewątpliwie była to trudniejsza ścieżka. Choćby z tego względu Raków jest faworytem finału. Zespół trenera Papszuna wciąż może zakończyć sezon z pucharem i wicemistrzostwem kraju, co byłoby naprawdę ogromnym sukcesem. Do tej pory rubryka „Sukcesy” częstochowskiego klubu jest nader skromna. Najwyższe miejsce w lidze już teraz stało się faktem, a zwycięstwo w Lublinie pozwoli włożyć do gabloty pierwsze poważne trofeum. Piękne ukoronowanie stulecia klubu, które przypada właśnie na bieżący rok.

Arka w ubiegłym sezonie występowała na poziomie Ekstraklasy, ale musiała pożegnać się z elitą. W tym roku chce wrócić, wykorzystując fakt, że aż trzy drużyny uzyskają awans. Jak na razie gdynianie są na 6. miejscu, ale jest to pozycja barażowa. Zresztą, drugi w tabeli GKS Tychy ma raptem punkt więcej. Arka nie przegrała żadnego z ostatnich pięciu meczów w lidze, więc trener Marzec na pewno nie powinien narzekać na formę swoich piłkarzy. Raków także spisywał się ostatnio więcej niż poprawnie. Przed środowym 0:0 z Jagą ekipa spod Jasnej Góry notowała cztery kolejne ligowe zwycięstwa. Ogółem Raków nie przegrał żadnego z 14 ostatnich meczów, a to w polskich realiach naprawdę wyśmienita seria.

W ubiegłym sezonie Raków i Arka mierzyły się ze sobą trzy razy w meczach Ekstraklasy. Za każdym razem wygrywali gospodarze – dwukrotnie częstochowianie, raz gdynianie. Jak będzie w Święto Flagi Narodowej w Lublinie? Stawką oprócz trofeum są europejskie puchary. W wypadku zwycięstwa Rakowa – dla 4. drużyny w Ekstraklasie. W wypadku triumfu Arkowców – dla nich.

Related Articles