Skip to main content

Arkadiusz Milik powinien co tydzień grać z SCO Angers. To jego drugi hat-trick z tym rywalem w Ligue 1. Już podobno mógł pakować walizki i zwijać się z Marsylii, bo nie pasował do grania Sampaoliego, aż tu nagle władował hat-tricka i uciszył głosy krytyki.

46% wszystkich bramek Milika w Ligue 1 to te przeciwko SCO Angers. Było ich w sumie sześć, konkretnie dwa hat-tricki. Ten rywal wyjątkowo mu leży. Odkąd trafił z Napoli do Marsylii, to zdobył 13 bramek w Ligue 1, w tym właśnie sześć z SCO Angers. Takie przełamanie było mu bardzo potrzebne. Jesienią zdobył zaledwie jedną bramkę w lidze, a ostatnio był krytykowany za kiepskie występy. Dwa tygodnie temu był w zupełnie innym miejscu. Na "fałszywej" szpicy przeciwko Lens wyszedł Dimitri Payet, a Cedric Bakambu, czyli nowo sprowadzony napastnik zdobył bramkę w debiucie już dwie minuty po wejściu. Milik oglądał to wszystko z ławki rezerwowych i czytał w mediach, że będzie musiał się z Marsylii zwijać, choć sam w Canal+ mówił, że o żadnym transferze nic nie wie.

Dwa dni temu mogliśmy za to przeczytać informację podaną przez francuskiego dziennikarza – Bertranda Latoura. Nie wiadomo oczywiście, czy to wszystko jest to prawdą, ale powiedział on, że Jorge Sampaoli poprosił zawodników o to, żeby wytypowali najlepszą ich zdaniem jedenastkę w drużynie. No i Arkadiusz Milik nie znalazł się w żadnym zestawieniu… Zdecydowanie lepszą opcją dla wszystkich było granie z fałszywą dziewiątką – Payetem. Tak też wolał grać Sampaoli. Milik dzieli kibiców i dziennikarzy. Jedni będą uważać, że nie nadaje się pod taktykę Marsylii, inni, że to za dobry napastnik, żeby tak marnować jego potencjał. Milik miał mecze słabiutkie, gdzie całkowicie znikał z boiska, rzeczywiście jakby w tym miejscu nie pasował. No i po tej krytyce, siedzeniu na ławce, wejściu na pięć minut z Lyonem, nagle pakuje trzy gole z SCO Angers.

Milika trudno jednoznacznie ocenić. Dwa tygodnie temu sam w Canal + mówił o tym, że dostaje zbyt mało podań, mając rywala na plecach, a koledzy jakby nie chcieli albo nie potrafili z nim grać. Wtedy też uciął informacje na temat transferu. Wszedł z ławki w 1/8 Pucharu Francji z Montpellier i zdobył bramkę, a potem wykorzystał karnego w konkursie jedenastek. Trzy dni później Sampaoli jednak znów posadził go na ławce, a do pierwszego składu wybrał Payeta na fałszywej dziewiątce i Luisa Henriqueza na lewym skrzydle. Nie wyglądało to najlepiej z perspektywy Polaka. Jeszcze 1 lutego miał jedną bramkę w Ligue 1, a na listę strzelców wpisywał się w pucharach – czy to w Lidze Europy, czy w Pucharze Francji, choć trzy gole strzelił z czwartoligowcem, czym nie ma się co specjalnie podniecać, bo to tak jakby pokonał bramkarza Bałtyku Koszalim albo Jaroty Jarocin.

Arkadiusz Milik zarabia w Marsylii najwięcej w zespole, dlatego oczekiwania wobec niego są większe. Długo wracał po kontuzji, w zasadzie sporo dłużej niż początkowo zakładano i wtedy Marsylia z bardzo dobrym efektem nauczyła się grać bez napastnika. Kiedy wrócił, to Sampaoli jakby nie do końca wiedział jak wykorzystać jego atuty, aż w końcu Polak wylądował na ławce rezerwowych. Potem wypadł przez COVID-19. Ogólnie Marsylia miała z niego mało pożytku. Sam Milik także nie pomagał, notując nieraz słabiutkie występy, jak chocby przeciwko Lille w połowie stycznia, gdzie dostał najsłabszą notę w zespole. Frustracja tylko się nasilała, sprowadzono do klubu Cedrica Bakambu. No i wreszcie trafił się mecz, który mu "siadł". Marsylia wygrała 5:2, a Arek był bardzo aktywny, pomagał w budowaniu akcji, mógł mieć asysty, a sam trafił trzykrotnie.

Problemem Milika jest też to, że miał… mocne wejście do Marsylii, gdzie z miejsca zaczął wygrywać francuskiej drużynie mecze. Oby hat-trick z SCO Angers nie był tylko jakimś wyjątkiem od reguły, ale początkiem lepszej serii polskiego napastnika.

Related Articles