W ostatnich latach szczytem marzeń dla kibiców Milanu był awans do Ligi Europy. Ale i tam Rossoneri nie dochodzili dalej niż do 1/8 finału. Jednak dziś jest wielki dzień dla wszystkich fanów tego utytułowanego klubu. AC Milan wraca do Ligi Mistrzów, gdzie na „dzień dobry” zmierzy się z Liverpoolem!
Milan to jedna z największych firm w historii Champions League. Ekipa z San Siro grała w aż sześciu finałach rozgrywek, trzy z nich wygrywając. Dwukrotnie Milan w finale mierzył się właśnie z Liverpoolem! W 2005 roku w pamiętnym stambulskim finale Rossoneri roztrwonili trzybramkowe prowadzenia, a w rzutach karnych bohaterem The Reds został tańczący Jerzy Dudek. Dwa lata później udało się wziąć rewanż i pokonać Liverpool 2:1 na stadionie w Atenach.
Jednak po raz ostatni ekipa z czerwono-czarnej części Mediolanu w Champions League zagrała w sezonie 2013/14. W grupie zajęła 2. miejsce, za plecami Barcelony, ale przed Ajaxem i Celtikiem. W 1/8 finału nie było już jednak tak różowo. Atletico rozbiło Milan w dwumeczu aż 5:1. To było pożegnanie z elitą na ładnych parę lat. Lat chudych, w których Milan wiele razy pałętał się w środku stawki Serie A. Powoli kibice tego klubu zaczynali wątpić, czy w ogóle uda się wrócić na szczyt.
Przełomowa była runda wiosenna sezonu 2019/20. Wtedy Milan po serii świetnych rezultatów wywindował się do czołowej szóstki ligi. Udało się awansować do Ligi Europy, ale przede wszystkim udało się odzyskać wiarę. A tym, który tchnął nowego ducha w wielki klub był Zlatan Ibrahimović – co do tego nie można mieć wątpliwości. Ale Szwed to tylko i aż piłkarz. Jest jednak jeszcze ktoś – trener Stefano Pioli. Przejął Milan w październiku 2019 roku. Początki nie były łatwe, ale w końcu maszyna ruszyła z miejsca.
Sezon 2020/21 był już inny. Milan rywalizował o Scudetto jak pełnoprawny faworyt, a nie zespół z drugiego szeregu, którego nikt nie traktuje poważnie. Finalnie nie udało się utrzymać tempa narzuconego przez sąsiada zza miedzy i tytuł zgarnął Inter, ale Milan był drugi, wyprzedzając Atalantę, Juventus, Napoli, Romę czy Lazio. W ostatnich latach Rossoneri przeważnie oglądali plecy tych ekip. Wicemistrzostwo Italii oznaczało też powrót do piłkarskiego raju dla bogaczy. Ten powrót nastąpi właśnie dziś. Od razu z grubej rury – na Anfield Road.
Szykuje się kawał dobrego widowiska. Milan wygrał trzy pierwsze mecze sezonu w Serie A, w tym w ostatni weekend z Lazio. Liverpool także nie ma prawa narzekać na start rozrywek – 10 punktów w czterech kolejkach. Jedyne straty The Reds ponieśli w meczu z Chelsea, czyli z nie byle kim. W ostatni weekend ekipa Jurgena Kloppa przejechała się po Leeds, wygrywając na Elland Road 3:0.
Niestety, w dzisiejszym szlagierze na Anfield zabraknie wspomnianego już Ibrahimovicia. Choć Szwed mimo upływu lat wciąż prezentuje znakomitą formę strzelecką, to jednak coraz częściej opuszcza mecze z powodu kontuzji. W weekend strzelił gola Lazio, ale dziś w mieście Beatlesów nie zobaczymy go w akcji. Wielka szkoda. Pioli nie skorzysta także z usług Tiemoue Bakayoko. Do gry wraca za to inny zawodnik, doskonale znający realia Premier League – Olivier Giroud, który ostatnio był na izolacji po zakażeniu wiadomo czym. Z kolei Klopp martwi się przede wszystkim o zdrowie młodziutkiego Harveya Elliotta, który doznał bardzo poważnej kontuzji w meczu z Leeds. Dziś poza grą jest także Roberto Firmino, zatem trio ofensywne z Mo Salahem i Sadio Mane stworzy najpewniej Diogo Jota.
W grupie B poza Milanem i Liverpool grają jeszcze Porto i Atletico. Trzeba przyznać, że to naprawdę kozacki zestaw, gwarantujący emocje od pierwszej do szóstej kolejki. Trzy z czterech klubów wygrywały Champions League, a Atletico już dwa razy docierało do finału.