AC Milan wygrzebał się z tarapatów w świetnym stylu. Do przerwy gracze Pioliego przegrywali już 0:2, ale w drugiej połowie się przebudzili i pokonali gości 3:2, choć pomogło im w tym kuriozalne trafienie samobójcze Guentera.
Rossoneri na dobre już przyzwyczaili fanów piłki nożnej do tego, że przestali być pośmiewiskiem Serie A, a stali się rzeczywistym kandydatem do zdobycia tytułu. Przed meczem z Hellasem Werona byli w lidze niepokonani, ale do przerwy mogło się wydawać, że ta seria się zakończy. Milan nie mógł w tym meczu liczyć na wielu podstawowych zawodników. Zabrakło przede wszystkim podstawowego bramkarza – Mike'a Maignana, a Theo Hernandez i Brahim Diaz zostali zakażeni koronawirusem. Osłabieni brakiem tak ważnych ogniw pokazali wielki charakter i wyszarpali kolejne zwycięstwo, zachowując status niepokonanych. Na boisko po miesięcznej przerwie wrócił Zlatan Ibrahimović.
Milan zaczął źle i od razu dając się zdominować. W trzeciej minucie, po strzale Ilicia, uchronił ich Tatatusanu. Gospodarze jednak przegrywali już po siedmiu minutach. Sprytnie zza pleców obrońców wybiegł Caprari, otrzymał podanie od Veloso, uderzył z woleja i było 0:1. Kilkanaście minut później sytuacja gospodarzy z kiepskiej zamieniła się w bardzo kiepską. Kalinić został sfaulowany w polu karnym przez Romagnoliego (przynajmniej zdaniem sędziów, niekoniecznie kibiców). W tej sytuacji doszło do zamieszania, Romagnoli nie mógł się z tym pogodzić, długo tę sytuację sprawdzali w wozie VAR, ale arbiter główny ostatecznie podtrzymał decyzję. Antonin Barak pewnie wykorzystał jedenastkę. Hellas prowadził do przerwy dwiema bramkami.
W drugiej połowie Milan ruszył aktywniej. Chimeryczny Rafael Leao czasami potrafi irytować nawet najcierpliwszych fanów, ale czasami gra też tak, że z miejsca powinien kandydować do nagrody najlepszego zawodnika Serie A. Akurat akcji z 59. minuty bliżej do drugiej opcji. Brazylijczyk zakręcił kilkoma obrońcami, pobawił się piłką i dośrodkował prosto na głowę Oliviera Girouda. Francuz trochę czekał na gola, bo od 29 sierpnia. Później dokuczały mu urazy, a jeśli grał, to maks 45 minut. Tym razem to on dał nadzieję gospodarzom. Leao kilka minut później uruchomił się w całej swojej okazałości. Najpierw w świetnej kontrze posłał beznadziejne podanie, które przejął jeden z obrońców, ale, że akurat źle przyjął piłkę, to Milan dostał okazję do ponowienia. Wtedy już Leao zakręcił obrońcą w narożniku pola karnego i prawie władował piłkę w samo okienko.
W 74. minucie znów arbitrzy sprawdzali karnego, ale tym razem dla Milanu i znów podtrzymali decyzję. Wydaje się, że ten był jednak mniej wątpliwy. Kessie wyrównał na 2:2. Rossoneri przechylili szalę zwycięstwa na swoją korzyść totalnie absurdalnym golem. Castillejo dośrodkował, a Koray Guenter nie wiedział w ogóle co ma zrobić. Jakoś dziwnie się do tej wrzutki pochylił i wyszło tak, że okropnie się machnął, skiksował i trafił do własnej siatki. Później gole już nie padły i Milan wyszarpał gościom te trzy punkty z gardeł i wdrapał się na pozycję lidera, przynajmniej do meczu Napoli.