AC Milan potrzebował tylko zremisować na wyjeździe z Sassuolo, żeby przyklepać mistrzostwo Włoch. W Serie A obyło się jednak bez thrilleru podobnego do tego z Premier League i po 36 minutach wszystko było jasne. Rossoneri prowadzili spokojnie 3:0 i nic złego nie mogło się już wydarzyć na Mapei Stadium.
Milan wrócił na tron po 11 latach, wielu naprawdę przeciętnych sezonach i suchych latach, kiedy kończył rozgrywki Serie A poza czołową czwórką. W najgorszym momencie była to nawet 10. pozycja w sezonie 2014/15. Wtedy Rossoneri mieli zawstydzający bilans 13-13-12. To był dokładnie ten sezon, w którym wypożyczyli przeciętnego Fernando Torresa, Berardi załatwiał ich hat-trickiem, a Sassuolo robiło na nich sześć punktów, Mattia De Sciglio pobił reord Serie A w szybkości otrzymania czerwonej kartki (42. sekunda)i ogólnie cały zespół otrzymywał czerwone kartki na potęgę, bo aż 13-krotnie. Jednym z niewielu, może nawet jedynym pozytywem tamtego czasu był Jeremy Menez, autor 16 bramek. Cały Milan Inzaghiego opierał się wtedy głównie na “dziadkach” po trzydziestce. Demony z tamtych czasów udało się odpędzić.
Pioli najpierw wprowadził Milan do Ligi Mistrzów. W nagrodę za 3. miejsce z poprzedniego sezonu udało się wystąpić w tych elitarnych rozgrywkach aż po ośmiu latach nieobecności. Trzeba powiedzieć, że tam dali plamę, zajmując 4. miejsce – za plecami Liverpoolu, Atletico i Porto. Wygrali tylko jeden mecz, z Atletico na wyjeździe i akurat powrót do Ligi Mistrzów był bolesny. Pozytywem tego kiepskiego występu był fakt, że wiosną można było skupić się absolutnie już tylko na lidze. 2022 rok to tylko jedna porażka zespołu Stefano Pioliego w Serie A. Milan przepychał mnóstwo spotkań kolanem albo czym tylko się dało i gromadził kolejne punkty. Kluczowy mecz to derby z Interem, kiedy to Olivier Giroud załatwił największych rywali w trzy minuty.
Inter mógł ten tytuł jeszcze odbić, kiedy Rossonerim przytrafił się kiepski moment i dwa remisy 0:0 z rzędu – z Bologną i Torino. Wyniki, które nie przystoją drużynie walczącej o scudetto i to przecież nie z jakimiś niesamowitymi drużynami, a ligowymi przeciętniakami. W jednym z nich zaznaczył się Łukasz Skorupski, który popisał się kilkoma naprawdę dobrymi interwencjami na San Siro. Inter miał wszystko w swoich rękach, co prawda tracił punkt do lokalnych rywali z Mediolanu, ale w perspektywie czekał jeszcze mecz zaległy z Bologną. Mecz, który stał się przekleństwem Ionita Radu. To wtedy Inter przerąbał mistrzostwo. Rumuński bramkarz zagrał dlatego, że Handanović miał kłopoty z plecami i w 81. minucie odstawił cyrk, nie przyjął piłki podanej z autu, a Nicola Sansone (notabene wielki kibic Milanu) trafił dla Bolognii na 2:1. Inter już w ogóle nie był w stanie odpowiedzieć i został za plecami Rossonerich do końca.
Milan miał w głowie to, że mógł jakieś spotkanie nawet zremisować z racji lepszego bilansu bezpośredniego w meczach z Interem, jednak wygrał wszystko, co mógł. Fani mogli świętować powrót na szczyt, na pewno mentalnie przyczynił się do tego Zlatan Ibrahimović, który zaszczepił w dużo młodszych od siebie piłkarzach gen zwycięstwa. Fetując mistrzostwo wyszedł na murawę jak szef, z cygarem w ustach. Inter także wygrał swój ostatni mecz, ale nie miało to już znaczenia. Milan zdobył 19. mistrzostwo w historii, a biednemu Stefano Pioliemu ktoś z szyi zerwał złoty medal. – Byłbym bardzo wdzięczny, gdyby zwrócono mi ten medal, bo był to jedyny, jaki w życiu zdobyłem. Odpowiedzieli mu organizatorzy Serie A mówiąc, żeby się nie przejmował, bo wręczą mu drugi.