Skip to main content

Nie udało się Napoli odrobić jednobramkowej straty. Zawiódł między innymi Chwicza Kwaracchelia, który zmarnował karnego, ale Milan także miał swoje okazje. Nie obyło się bez kontrowersji z udziałem Szymona Marciniaka i polskiego wozu VAR. To Milan zameldował się w półfinale Ligi Mistrzów. Bramka Osimhena na 1:1 w 93. minucie padła za późno…

Pierwszy wniosek, jaki nasuwa się od razu: Napoli nie umie strzelać rzutów karnych. W samej tylko Lidze Mistrzów piłkarze Luciano Spallettiego zmarnowali… cztery jedenastki! Osimhen z Liverpoolem, Zieliński z Rangersami, Kwaracchelia z Eintrachtem i teraz ponownie Kwaracchelia z Milanem. Pudło Gruzina z Niemcami nie okazało się bolesne w skutkach i wszyscy o nim zapomnieli, ale to w ćwierćfinale zabiło marzenia o come backu. Chwaracchelia zmarnował karniaka w 82. minucie. Przy doprowadzeniu do wyrównania, kopie motywacyjnym, pobudzeniu nieco już ospałej i niewierzącej publiczności na stadionie im. Diego Maradony, Napoli miałoby jeszcze jakieś 10 minut na zdobycie drugiej bramki. A tak? Skrzydła zostały jeszcze bardziej podcięte, a wiara całkowicie się ulotniła. Co prawda Victor Osimhen, którego brakowało w pierwszym ćwierćfinale, trafił do siatki, ale dopiero w 93. minucie. Zabrało czasu.

Mieliśmy w tym spotkaniu dużą kontrowersję, bardzo szeroko komentowaną. Ważny kontekst, że było jeszcze przy stanie 0:0. Rafael Leao wjechał wślizgiem w polu karnym i wybił piłkę Hirvingowi Lozano. Tak się przynajmniej wydawało w pierwszej chwili. Niemożliwe, by ocenić to z perspektywy boiskowej. Szymon Marciniak uznał, że zagranie było czyste, Portugalczyk wybił piłkę, bo też takie można było odnieść wrażenie w tym zdarzeniu na żywo. Powtórki w zwolnionym tempie pokazały jednak, że noga Lozano dziwnie się wygina, bo Leao najpierw trafia w nią. To, czy trafił potem w piłkę, czy też nie, przestaje mieć już jakiekolwiek znaczenie. Tomasz Kwiatkowski, reagujący na VAR, mógł i powinien ten kontakt zauważyć, ale tego nie zrobił i nie naprawił sytuacji. Błąd niestety idzie na konto głównego – Szymona Marciniaka. To, czy tak fatalnie wykonujący karne gracze Napoli by to wykorzystali jest już osobną kwestią…

Milan tylko w kwietniu grał z Napoli trzykrotnie i trzeba przyznać, że ma na nich patent. Najpierw 4:0 w lidze, gdzie Rossoneri zagrali chyba najlepszy mecz w tym sezonie i wszystko im wychodziło, potem 1:0 w Champions League, a teraz remis – 1:1. Jedyną bramkę stracili już w 93. minucie rewanżu i tak naprawdę nie miała ona znaczenia. Olbrzymia w tym zasługa bramkarza – Mike’a Maignana. To, co ten człowiek wyprawiał w bramce w tym ćwierćfinale, jest po prostu niemożliwe. Najpierw kilka pewnych interwencji w Mediolanie i czyste konto, a w rewanżu obroniony rzut karny od Chwiczy Kwaracchelii. Znów na dużą pochwałę zasługuje prawy defensor – Calabria, który radził sobie z Gruzinem. Głównie go “kasował”, ale raz czy dwa został przedryblowany. Uznanie też dla kolegów z obrony i pomocy, którzy nadążali z asekuracją. Milan świetnie bronił, a musiał to robić, bo neapolitańczycy zaatakowali z szaleństwem w pierwszych 20 minutach. Rossoneri nie potrafili wyjść z połowy.

Ale znów – kiedy już zaatakowali, to konkretnie. Jedna kontra, błysk geniuszu Rafaela Leao i było po zabawie. Portugalczyk odpalił turbo i mijał kolejnych rywali jak tyczki. A później wystawił na pustaka do Oliviera Giroud. Z Francuza też zeszło ciśnienie, bo wcześniej zmarnował karnego! Tak, tak, w tym spotkaniu były aż dwie zmarnowane jedenastki. Giroud ma fantastyczne statystyki skuteczności z karnych – przed obronionym przez Mereta było to 27/28! Jedynego z gry zmarnował jeszcze w Arsenalu i to w 2012 roku, w Pucharze Ligi z Coventry. Teraz ma pudła. To jednak nie ma większego znaczenia, bo po dograniu Leao, był w odpowiednim miejscu i czasie, a po tym trafieniu atmosfera meczu opadła. Mecz stał się nudniejszy, Napoli już z takim impetem nie atakowało, trybuny ucichły. Oglądało się to dużo spokojniej, Milan kontrolował sytuację aż do nieszczęsnego karnego, który mógł wybudzić przed telewizorami z małego letargu.

Milan dwiema zabójczymi kontrami w tym dwumeczu wypunktował Neapol, ale południowe miasto trochę popłacze i za chwilę o tym zapomni, bo będzie świętować pierwszy tytuł mistrzowski od 1990 roku.

 

Related Articles