Skip to main content

Simon Mignolet to jedyny bramkarz tej edycji Ligi Mistrzów, który zachował cztery czyste konta. Co bardziej zadziwiające, nie jest to przecież golkiper kandytata do końcowego zwycięstwa, tylko Clubu Brugge.

Nikt w Lidze Mistrzów nie strzelił mu gola. Griezmann trafił z karnego w poprzeczkę, Morata w jego głowę z dwóch metrów, wściekał się Moussa Diaby z Leverkusen, bo jego precyzyjne uderzenie zbił w świetny sposób na słupek, Brazylijczyk Pepê przegrał z nim sam na sam, bo Belg wykorzystał jego nieco nieudane przyjęcie i ruszył agresywnie jak bulterier, skracając kąt. Patrik Schick dwa razy trafił do jego siatki, ale VAR wyłapał, że był na pozycji spalonej, dlatego gola anulowano. Potem strzelił mu z przewrotki, ale po raz kolejny odgwizdano spalonego, tym razem już bardziej ewidentnego. Mignolet z większym lub mniejszym szczęściem bronił z FC Porto, Bayerem Leverkusen i dwukrotnie z Atletico Madryt, ale przecież… “jak się szczęście zaczyna powtarzać to już nie jest szczęście”. To jedno z najsłynniejszych powiedzeń Kazimierza Górskiego. Nie można kilku meczów na zero z tyłu tłumaczyć fuksem. Z samym tylko Atletico zanotował 14 interwencji w dwóch meczach. Do tego cztery z FC Porto i trzy z Bayerem Leverkusen.

Club Brugge to jedyna drużyna, która po czterech spotkaniach po stronie strat ma… zero bramek! O fenomenie mistrza Belgii w tej edycji Champions League już pisaliśmy [LINK]. Sen tej drużyny trwał przez trzy kolejki i miał się boleśnie skończyć na Wanda Metropolitano, a tymczasem… zachowali tam po raz kolejny czyste konto i zapewnili sobie udział w fazie pucharowej. Diego Simeone chwalił swój zespół za jakość gry i przyznał, że tylko wspaniały występ bramkarza sprawił, że nie wygrali. Napoli, Real Madryt, Manchester City, Bayern Monachium i Club Brugge – to kluby pewne tego, że zagrają wiosną w Lidze Mistrzów. Jeden wyjątkowo do tego grona nie pasuje, a przyczynił się do tego właśnie Simon Mignolet. Kilka jego interwencji było najwyższej światowej klasy. To nie tak, że nabijał statystyki łapaniem w koszyk. Wiele razy musiał się natrudzić. Obronił w sumie 21 strzałów (wg whoscored). Więcej ma na koncie tylko Anatolij Trubin z Szachtara, a tyle samo Andre Onana z Ajaksu. Oni obydwoje jednak wyciągali piłkę z siatki po pięć razy.

Statystyki expected goals zakładają, że Mignolet powinien mieć na koncie co najmniej cztery wpuszczone bramki, a jednak nie ma ani jednej. W Liverpoolu był traktowany jak pierdoła, bo też sam na to swoimi występami zasłużył. Wielokrotnie wychodził do wrzutek i łapał muchy, popełniał błędy przy bardzo prostych strzałach. Nie sposób zliczyć, ile takich głupich pomyłek zrobił i w konsekwencji bramek wpuścił. W pewnym momencie rywalizował z Lorisem Kariusem o miano tego, który jest po prostu… mniej słaby. Powodował kolejne dyskusje, że Liverpool wreszcie musi sobie kupić bramkarza, jeśli chce być poważną drużyną i coś osiągnąć. Dopiero dwa wielbłądy Kariusa w Champions League sprawiły, że Juergen Klopp stracił cierpliwość, którą i tak miał anielską. W tamtym finale to Mignolet siedział na ławce rezerwowych i oglądał ten fatalny występ, który na zawsze naznaczył karierę Lorisa Kariusa.

Wróćmy do tych wrzutek… Mignolet jest bramkarzem, który najczęściej w tej edycji Ligi Mistrzów ogląda, jak piłka fruwa w okolicach szesnastki. Rywale posłali przeciwko Clubowi Brugge 54 dośrodkowania, a Mignolet wyłapał pięć z nich. To, że dzieje się pod jego bramką, widać także po statystyce kopanych piątek. Bramkarz Brugii wznawiał w ten sposób 43 razy. Tylko Anatolij Trubin z Szachtara i Dominik Livaković z Dinama Zagrzeb robili to częściej. Mignolet raczej nie opuszcza swojej ulubionej strefy. To w szesnastce i jak najbliżej bramki czuje się najlepiej. Tylko raz do tej pory interweniował poza swoim terytorium. Przykładowo taki Alisson, Hugo Lloris czy Kepa zrobili to pięć razy, a Pau Lopez z Marsylii nawet siedem. Niedawno Mignolet przedłużył kontrakt z Clubem Brugge do 2025 roku. W tym zespole znakomicie się odnalazł, trzy razy wybierany był najlepszym bramkarzem ligi i regularnie pokazuje się w Lidze Mistrzów.

Jeszcze żadna drużyna w historii nie skończyła fazy grupowej Ligi Mistrzów z czystym kontem. W tej edycji w grze jest jeszcze Club Brugge dzięki Simonowi Mignoletowi. Pewnie broniłby też w kadrze, ale tam jego problem nazywa się Thibaut Courtois, czyli najlepszy obecnie bramkarz na świecie, który wybronił w maju Realowi finał Ligi Mistrzów. Taką konkurencję trudno pokonać. Belgijskie media nazywały go po ostatnim spotkaniu aniołem stróżem. Madrycki “AS” z kolei nazwał Inspektorem Gadżetem, który rozciągał ręce w odpowiednich momentach. Na pewno razem z Clubem Brugge pisze piękną historię.

Related Articles