
Gdyby ten rewanż odbywał się w Mediolanie, wówczas o szansach Atletico można by mówić jako iluzorycznych. Tymczasem w Madrycie, na Civitas Metropolitano, ekipa Cholo Simeone ma znacznie więcej do powiedzenia. Nawet, gdy naprzeciwko staje Inter, który od dłuższego czasu tylko… wygrywa. Lider i przyszły mistrz Włoch chciałby powtórzyć drogę w kierunku finału sprzed roku i jest faworytem tej pary w połowie drogi.
Mistrzostwo już zaklepane!
Jeśli ktoś szybko koronował Real Madryt w LaLiga czy Bayer Leverkusen w Bundeslidze, to jeszcze szybciej powinien to zrobić z Interem w Serie A. 16 punktów przewagi na dziesięć kolejek przed końcem to jest przepaść i nic nie zwiastuje, by jakkolwiek miała się zmniejszyć, a raczej powiększyć. Inter już uzbierał 75 punktów po 28. kolejkach, co oznacza, że od początku sezonu stracił zaledwie 9 “oczek”! To najlepiej pokazuje gigantyczną dominacje na krajowym podwórku. W tym tempie jest szansa przekroczyć setkę w maju. Marzeniem byłoby wyrównanie lub przebicie wyniku Juventusu z 2014 roku, gdy skończył Serie A z imponującym dorobkiem 102 punktów. Do tego potrzebne byłoby zdobycie 27pkt, a więc wygranie 9 z 10 ostatnich gier. Możliwe? Jak najbardziej! Przy tej formie możliwe są także wyrównania, a także pobicie wyników z 2018 Juventusu – 95pkt oraz… swojego mistrzowskiego sezonu 2020/2021, gdy Neroazzuri zgarnęli 91 punktów. Ten ostatni w tym momencie nie powinien być tak naprawdę kłopotem, bowiem żeby przebić taki rezultat potrzebują “ledwie” 17 na 30 możliwych punktów.
Zresztą kolejne liczby robią niesamowite wrażenie. 70 strzelonych goli to idealnie 2,5 bramki na każde 90 minut w Serie A. Druga pod tym względem Roma – 54 trafienia – nie dojechała przecież nawet do dwóch sztuk na mecz. Stracone gole – zaledwie 13 razy, czyli rzadziej niż jeden gol na 180 minut! Druga najlepsza defensywa – Juventus(23 bramki stracone) – jest gorsza niemal dwukrotnie, bo o dziesięć sztuk. Do tego jako jedyni są niepokonani na obcych stadionach, notując bilans 12-2-0 i właśnie tam budując swoją gigantyczną przewagę. Wydaje się, że od czasów najmocniejszego Juventusu nie było takiego dominatora na włoskich boiskach, a w tym wszystkim przebijają ubiegłoroczne Napoli. To już duża sztuka!
***
W przypadku drużyny Simone Inzaghiego można powiedzieć o “szczęśliwej trzynastce”. W tym roku Inter rozegrał 13 meczów i wszystkie wygrał! Ostatni zespół, który powstrzymał zwycięską ścieżkę mediolańczyków była Genoa, a miało to miejsce 29 grudnia ubiegłego roku. Od tamtej pory 2,5 miesiąca samych zwycięstw, na wszystkich polach, czytaj: triumf w Superpucharze Włoch, ligowe mecze, a także pierwsze starcie w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Pokonywał w tym czasie drużyny z dołu tabeli, ale to nie jest tak, że miał łatwy terminarz. W Arabii Saudyjskiej pokonał przecież Lazio i Napoli bez strat gola. Po powrocie na włoską ziemię kolejno odprawiał: Fiorentinę, Juventus czy Romę na Olimpico. Ostatnio rozbił na San Siro Atalantę w zaległym meczu, a miniony weekend to wygrana na Renato Dall’Ara w Bolonii z rewelacją tego sezonu. Inter po prostu ogrywa wszystkich i wszędzie i nie ma zamiaru się zatrzymać. Przez przerwę reprezentacyjną, już w tym tygodniu zakończy marcowe granie potyczkami z Atletico i Napoli, a cel jasny – podtrzymać zwycięską passę. W najgorszym wypadku dopuszczalny jest scenariusz braku wygranej w Madrycie, który jednak da przepustkę do 1/4 finału.
Spokój w lidze pomaga w odpoczynku
Gdy masz taki zapas punktowy nad przeciwnikami, jak Inter, wówczas możesz sobie pozwolić na znacznie spokojniejsze zarządzanie składem i minutami dla swoich największych gwiazd. Dla przykładu w ostatni weekend cały mecz na ławce przesiedzieli Lautaro Martinez, Benjamin Pavard, Federico Dimarco, Stefan de Vrij. Spośród podstawowych piłkarzy jedynie Yann Sommer, Alessandro Bastoni, Francesco Acerbi i Matteo Darmian rozegrali pełne 90 minut. Tyle że Bastoni przed chwilą pauzował w lidze, Acerbi miał kontuzje, a Darmian rywalizuje z Denzelem Dumfriesem, więc również nie gra wszystkiego od deski do deski. Na tym etapie sezonu pozwolić sobie na takie rotacje może mało, który trener na tym poziomie. Tym bardziej gdy jedzie do czwartego zespołu w tabeli, który jest drugim najlepszym w domowych spotkaniach.
Własny stadion ratunkiem?
Nawet nie ma sensu porównywać wyników obu drużyn w ostatnim czasie. Atletico regularnie gubi punkty w lidze, wypadło z Pucharu Króla w półfinale, podobnie zresztą jak miał to miejsce w Superpucharze Hiszpanii. Porażka w Mediolanie 0:1 była negatywnym rezultatem, chociaż… z przebiegu meczu tylko jeden gol do odrobienia nie był najgorszą wiadomością dla Los Colchoneros. Podobnie, jak teren, gdzie przyjdzie odrabiać straty. Na tym poziomie chyba nie ma drugiej tak uzależnionej od swojego stadionu drużyny w Europie. Liga jest tego najlepszym przykładem. W domu 40 punktów, a poza nim zaledwie 15! Zresztą Atleti wygrało 1 z 9 ostatnich wyjazdów, a mowa o ekspedycji do słabiutkiej Granady. Poza tym dwa remisy i aż sześć porażek. Dodajmy jeszcze dwie kolejne statystyki, które wrzucał ostatnio słynny hiszpańskich statystyk Pedro Martin.
Atletico przegrało w tym sezonie już 11 z 41 meczów we wszystkich rozgrywkach. To wyrównanie sezonów 14/15 i 22/23, gdy za kadencji Simeone również tyle razy przegrywali. Najgorszy był sezon 21/22, gdy było aż 15 zwycięstw rywali. Patrząc na dotychczasową formę oraz terminarz do końca sezonu – Inter, Barcelona, Girona, Athletic czy Real Sociedad – można snuć teorie, że obecne rozgrywki będą pod tym względem najgorsze! W przypadku traconych goli chyba nie ma żadnych wątpliwości. Do tej pory w sezonie 2021/2022 stracili najwięcej, odkąd Simeone pojawił się w roli trenera nad rzeką Manzanares. Wtedy było to 57 goli, a teraz już jest 50 trafień rywala. Rojiblancos przynajmniej jedenaście razy pojawią się w tym sezonie na murawie i jeśli utrzymają obecną średnią traconych goli – 1,22/mecz – to zakończą sezon z wynikim nawet 63-64 wpuszczonych bramek!
Wraca Griezmann!
Ostatni czas dla fanów Atletico to nie tylko zmartwienia dotyczące wyników. Te pozostawiały i pozostawiają wiele do życzenia. Liga Mistrzów to jedyna szansa na trofeum w tym sezonie, a dodatkowo lada moment mogą wypaść z TOP4 LaLiga! W ostatnich tygodniach największym zmartwieniem była kwestia zdrowia Antoine’a Griezmanna. Wcześniej, ale chwilowo podobnie było w przypadku Alvaro Moraty. Hiszpan jednak po pierwszych negatywnych diagnozach wrócił błyskawicznie – po dziewięciu dniach – i dostał nieco ponad pół godziny w Mediolanie. Długo jednak nie grał razem z Griezmannem, gdyż ten po wyjeździe na San Siro opuścił cztery kolejne spotkania. Zabrakło go w Almerii, Bilbao, Kadyksie, a także podczas domowego spotkania z Betisem. Nie ma co ukrywać, ale bez niego byli praktycznie bezzębni. Ograli w domu Verdiblancos, ale wyjazdy poszły tragicznie. Remis z ostatnim zespołem w tabeli, porażka z Cadizem, który czekał 23 mecze na wygraną. Do tego kompromitacja w Bilbao kończąca szansę na Puchar Króla. Teraz jednak były gracz Realu Sociedad i Barcelony wraca! Mundo Deportivo opublikowało filmik, na którym widać trenującego na pełnych obrotach Francuza. Nie ma co ukrywać, że to obok własnego terenu jedna z nadziei dla Colchoneros na odrobienie strat.
Kadrowo
Gospodarze jedynie bez Jose Marii Gimeneza i Thomasa Lemara. Lista nieobecnych po stronie Interu jest dłuższa. Stefano Sensi i Juan Cuadrado to już dawne dzieje. W ostatni weekend dołączyli do nich Carlos Augusto oraz Marko Arnautović. O ile obaj nie mieliby szans rozpocząć środowego spotkania od pierwszej minuty, o tyle to właśnie trafienie Austriaka daje przewagę włoskiej drużynie przed rewanżem.
***
Warto dodać, że swój czwarty mecz tej edycji Ligi Mistrzów poprowadzi w Madrycie Szymon Marciniak. Wraz z całym zespołem najlepszy sędzia świata został wyznaczony na rozjemcę tego niezwykle ważnego spotkania. To pierwszy kontakt z tymi drużynami w tym sezonie. W ubiegłym sezonie aż trzykrotnie gwizdał spotkania Interu w Champions League. W fazie grupowej 3:3 na Camp Nou, a w fazie pucharowej bezbramkowy remis w Porto oraz przegrany finał w Stambule z Manchesterem City. Z piłkarzami Atletico widział się tylko raz, ale prowadził wygrany przez nich mecz grupowy z Porto 2:1. Szalony mecz na Metropolitano, w którym pokazał czerwoną kartkę zawodnikowi portugalskiej drużyny, ale podyktował dla nich rzut karny. Wszystkie gole wówczas padły po… 90. minucie meczu.
***
Początek środowego meczu o godzinie 21:00.