Szymon Jadczak opublikował głośny reportaż, w którym dokładnie opisał okoliczności i umiejscowił w czasie telefony pomiędzy Czesławem Michniewiczem a “Fryzjerem”. Wyszło 27 godzin rozmów. Selekcjoner odpowiedział… pozwem. Trudno się nie skrzywić na wieść o tym “smrodzie”.
Czesław Michniewicz stracił ogromną część sympatii, jaką darzyli go kibice reprezentacji Polski. To trener, który “ma gadane”. Lubi walnąć fajną anegdotę, przypomnieć jakąś historię, ma barwny język i całe mnóstwo nowych pomysłów. Nie można się z nim nudzić, bo zapewnia show. I za to jest w środowisku dziennikarskim bardzo lubiany. Tę opinię jeszcze tylko polepszył barażem ze Szwecją, który zapewnił nam awans na mundial. Selekcjoner wykonał swoją misję. Wówczas jeszcze tylko przebąkiwano o liczbie “711”, jego powiązaniach z “Fryzjerem”, czy o zeznaniach w prokuraturze, w których mówił, że kompletnie nic nie pamięta. Utrzymywała się też narracja, że to herszt mafii głównie dzwonił z jakimiś pierdołami. Media i dziennikarze stali za Michniewiczem, żeby nie brudzić przed nadchodzącym mundialem. Uznali, że to bezsensowne rozgrzebywanie starej sprawy. Sąd uznał, że jest niewinny i koniec.
Było niewielu takich, których postać Michniewicza na stanowisku selekcjonera mocno gryzła. Zresztą miał swój wielki moment po meczu ze Szwecją, bo mógł im odpyskować na antenie “Kanału Sportowego”. Wiedział, że wykonał kawał dobrej roboty i nie gryzł się w język. Mówił wówczas tak: – Rozumiem, że ktoś może być negatywnie do mnie nastawiony, jako człowieka. Wiadomo, grupa zgredów, że tak powiem Tuzimek i ta ekipa, czyli Kołodziejczyk, ten cały Kurowski, Stefan „mokra koszulka, spocona” może oceniać mnie na różne sposoby, tylko oceniaj mnie sportowo, nie jako człowieka, bo nie masz do tego prawa. Bo sam leżałeś w krzakach pod redakcją pobity przez zdradzonego męża. Skontrował też Jacka Kurowskiego, mówiąc: – My wygrywamy bardzo trudny mecz, a on mówi, że zawodnicy nie wiedzieli, w jakim systemie zagramy. Co on pier…li za głupoty?
Można było wrzucić grupę dziennikarzy do jednego worka i ich zgnoić, bo przecież Michniewicz właśnie dał nam mundial. Pokazał krytykom decyzji Kuleszy środkowy palec. To był jego wielki tryumf. I to funkcjonowało do czasu. Szymon Jadczak spokojnie pracował nad swoim reportażem, przejrzał grube sterty akt, napisał obszerny tekst na ponad 70 tysięcy znaków. Podał szczegóły ustawionych spotkań i szczegóły bilingów pomiędzy selekcjonerem a “Fryzjerem”. 27 godzin rozmów… W zeznaniach trener mówił, że niczego nie pamięta. Okazało się, że tuż przed i po ustawionych meczach Michniewicz aż 85 razy wybierał numer Forbricha. Nie tylko więc je odbierał. I tutaj dobre jest słowo “dysonans”. Taki pojawił się u wielu innych dziennikarzy, których już trudno zaklasyfikować do grupy hejterów.
Tomasz Smokowski zauważył, że gryzie mu się fakt, że trener niczego nie pamięta, skoro tak barwnie sypie różnymi anegdotami i starymi składami. Tomasz Ćwiąkała nagrał film, w którym opowiedział, że był zszokowany poziomem prowadzenia sprawy przez prokuraturę, która nie była kompletnie przygotowana. Michał Okoński zaznaczył, że błąd z pozwem ma tyle poziomów, że nawet nie wiadomo od czego zacząć i jest strzałem w stopę. Autor reportażu nie podał nowych informacji i nie znalazł też osób, które mogłyby bezpośrednio pogrążyć Michniewicza, ale nikt tak szczegółowo i dokładnie nie opisał i nie umiejscowił w czasie konkretnych połączeń i ich okoliczności. Opinia o “Czesiu” ucierpiała, w szczególności u tych neutralnych kibiców, a nawet sympatyków, którzy zaczęli się mocno nad sprawą zastanawiać. Trener nigdy nie odciął tej sprawy grubą kreską, a tłumaczenie “nie pamiętam” w stosunku do 27 godzin rozmów nie przechodzi.
Michniewicz zareagował. Oskarża Jadczaka o zniesławienie i pomawianie o korupcję i o ustawianie meczów bez dowodów. W świetle prawa nasz selekcjoner jest niewinny, a to też fragment reportażu dziennikarza WP. Pokazał, że działanie prokuratury w tej sprawie było nieprofesjonalne. Do tego doszedł teraz kolejny fakt… adwokatem Michniewicza będzie Piotr Kruszewski, a więc były obrońca Ryszarda Forbricha. Rzecznik PZPN zaznaczył, że związek nie jest żadną stroną w sprawie, a działanie selekcjonera jest tylko i wyłącznie na prywatnym polu. To też ważne stanowisko. Sprawa musi w końcu ruszyć i albo ruszy ją Michniewicz, albo pojawi się ktoś z nowymi dowodami, inaczej cały czas będzie rozgrzebywana i rozdrapywana. Jadczak wykonał kawał roboty, poruszył też umysły wielu zwykłych kibiców reprezentacji Polski. W tej sprawie nie można być albo zdecydowanie po stronie A, albo zdecydowanie po stronie B. Ale można sobie zadawać pytania.