Najlepszy weekend wśród polskich reprezentantów zaliczył bez wątpienia Matty Cash. To nieczęsta sytuacja, żeby prawy obrońca dwa razy wpisał się na listę strzelców. I ani razu nie był to oczywiście samobój!
Jak najlepiej uczcić swój setny, jubileuszowy występ dla klubu? Najlepiej oczywiście trzema punktami bądź awansem, jeżeli jest to spotkanie pucharowe. Fajnie też dołożyć jakąś bramkę, ale nie jest to reguła, bo dużo przecież zależy od pozycji na boisku. Matty Cash nawet nie marzył, że w swoim setnym występie dla Aston Villi już po 20 minutach będzie miał na koncie dublet i skradnie wszystkie polskie sportowe nagłówki. W niedzielę jego występ królował wśród piłkarskich artykułów. Przecież to niecodzienne, że prawy obrońca zdobywa dwie bramki w meczu. Kłania się Lilian Thuram i jego dublet w półfinale MŚ 1998. Jak się potem okazało, były to jego jedyne trafienia dla “Trójkolorowych”.
Co ciekawe, nie jest to pierwszy dublet w karierze Casha. Pierwszym takim szczęśliwym dniem był dla niego Boxing Day 2018. Nie grał jednak wtedy na prawej obronie, bo trener Aitor Karanka widział go w roli… lewoskrzydłowego w ustawieniu 4-2-3-1. W tamtym sezonie miał też miejsce mecz, który z pewnością fani “The Villans” pamiętają, bo takie wyniki to nie jest norma. Aston Villa zremisowała u siebie z Nottingham Forrest, uwaga… 5:5. Ówczesna drużyna Matty’ego mierzyła się z obecną. Piłkarz o polskich korzeniach też wpisał się wtedy na listę strzelców i też jako lewoskrzydłowy. W czwartym seniorskim sezonie w barwach Forest (2019/20) Cash pełnił już rolę prawego obrońcy i właśnie po to został kupiony przez Aston Villę, by na tej pozycji występować.
Matty miał swoje wzloty i upadki. Dobrze zaczął u Deana Smitha, był bardzo solidny w defensywie. Pierwszy sezon pracy Stevena Gerrarda to też sukces. “The Villans” nie radzili sobie po wytransferowaniu Jacka Grealisha do Manchesteru City za 100 milionów funtów i posadą przypłacił to angielski szkoleniowiec. Zastąpiła go legenda Liverpoolu, a Cash był ważnym elementem składu. Grał i to nawet nieźle. Gerrard lubił zresztą kłaść nacisk na prawą stronę boiska, bo wyniósł to z Rangersów i niesamowitego Jamesa Taverniera. Potem jednak wszystko zaczęło się sypać. Przyszła obniżka formy, która dopadła Casha. Gerrard poleciał ze stołka po fatalnym meczu z Fulham (0:3). Wpuścił tam Polaka po przerwie, a ten zawalił mu przy dwóch bramkach.
U Unaia Emery’ego z kolei Ashley Young spisywał się lepiej niż Matty Cash. Kiedy Polak był kontuzjowany przez miesiąc na wiosnę, to doświadczony Anglik grał tam więcej niż przyzwoicie. Cash spuścił z tonu, jakoś nie umiał się odnaleźć u Emery’ego. Poza tym miał też uraz łydki, który wykluczył go na ponad miesiąc i nie zdążył się już nawet rozkręcić w końcówce sezonu. Gdy wrócił, to już był koniec grania. Wtedy wzrosły notowania Younga. Jego kontrakt wygasł w czerwcu, a nową umowę podpisał z Evertonem. Cashowi odpadł konkurent, który sprawił mu naprawdę sporo problemów i niespodziewanie często wypadał po prostu lepiej. Od tego sezonu obserwujemy dużo bardziej nakręconego i ofensywnego Casha. W trzech występach w Premier League oddał już osiem strzałów, z czego pięć z pola karnego.
Dwa z nich to bramki z Aston Villą. W pierwszej sytuacji podłączył się do kontry i wykorzystał podanie od Olliego Watkinsa. Druga bramka to większy kunszt, bo złamał do środka, zrobił miejsce Diaby’emu, wbiegł w pole karne i otrzymał podanie zwrotne. Uderzył z pierwszej piłki i po 20 minutach miał na koncie dublet. Bardzo przyczynił się do zwycięstwa ekipy Unaia Emery’ego, która pokonała na wyjeździe Burnley – 3:1.