Skip to main content

Po wielu miesiącach upokorzeń Manchester United mógł skonsumować deser i zakończyć nim rozgrywki 2023/24. To nie był dobry sezon “Czerwonych Diabłów” kompromitujących się raz za razem. W finale jednak pokazali zespołowość, ambicję, waleczność i zasłużenie zdobyli Puchar Anglii, pokonując Manchester City 2:1.

Długimi momentami pierwszej połowy mecz wyglądał w ten sposób – City podaje po obwodzie, wolno sobie rozgrywa, akcje mają tempo rodem z oldbojów, a Manchester United spokojnie sobie przesuwa i zamyka wszystkie strefy do grania. Prawie 80% posiadania piłki nie przełożyło się na nic. Co więcej, to Manchester United prowadził do przerwy 2:0. Czekał, czekał i czekał na błąd. Kilka razy zawodnicy próbowali dogrywać długą piłkę do Marcusa Rashforda, jednak przegrywał on co chwilę pojedynki z Kylem Walkerem. “Czerwone Diabły” przesuwały i czekały na błąd. Ten przytrafił się Josko Gvardiolowi, który nie porozumiał się ze Stefanem Ortegą i chciał mu dograć piłkę z główki. Problem jednak w tym, że go przelobował, a Alejandro Garnacho zdobył jedną z najłatwiejszych bramek w karierze, strzelając tylko do pustej bramki.

Młode czerwone wilki poprowadziły zespół do zwycięstwa. Autorem pierwszego trafienia był Alejandro Garnacho – jeden z niewielu pozytywów minionego sezonu, chłopak urodzony w 2004 roku, zdobywca najpiękniejszej bramki w Anglii, kiedy zapakował piłkę do siatki z przewrotki. 10 goli i cztery asysty to bardzo dobry wynik 19-latka. Przyćmił go jednak inny, jeszcze bardziej uwielbiany w Manchesterze wonderkid. Kobbie Mainoo został nawet nominowany do nagrody Młodego Piłkarza Sezonu Premier League. Przepiękny gol z Wolverhampton po indywidualnej akcji, bramka z Liverpoolem ładnej urody i wykończenie akcji w finale FA Cup – to jego momenty. Nie jest on jednak stricte od strzelania, a kreowania, rozgrywania, odbierania i harowania w środku pola. Potrafi zrobić przewagę jednym ruchem. Zaczął się od razu wyróżniać w przeciętnej drużynie i spisywał 10 razy lepiej niż Casemiro. To perełka.

Manchester City miał tylko jednego chętnego do walki zawodnika. To Jeremy Doku, który wszedł w 46. minucie. Ktoś wreszcie rozruszał drużynę, która rozgrywała piłkę wolno, apatycznie i po obwodzie. Dryblingiem i podaniem między dwoma piłkarzami wypracował sytuację Erlingowi Haalandowi, po której trafił on w poprzeczkę. To on kiwnął też Garnacho szybką nóżką i uderzył zza szesnastki, sprawiając, że błąd popełnił Andre Onana. Ten gol Belga jednak nie wystarczył. “Obywatele” zamknęli przeciwników w polu karnym, ale niczego więcej oprócz tej bramki już nie wyczarowali. Może byłoby inaczej, gdyby jedną z nielicznych okazji wykorzystał Julian Alvarez? Jeszcze przy stanie 0:2 zachował się fatalnie i beznadziejnie uderzył lewą nogą dobre półtora metra obok bramki, a przecież miał przed sobą tylko Onanę…

Kibice Manchesteru United mogą na chwilę zapomnieć o tych wszystkich upokorzeniach typu 0:4 z Crystal Palace, dwie ligowe porażki w derbach w beznadziejnym stylu (0:3 i 1:3), porażka z Chelsea, gdy Cole Palmer zapakował dwie bramki w dwie minuty, Brentford oddające 31 strzałów z czego dwa w słupek i dwa w poprzeczkę, blamaż z Galatasaray w Lidze Mistrzów, do którego przyczynił się puszczający szmaty Andre Onana. Deser w postaci zwycięstwa w FA Cup i to z wielkim rywalem, świeżo upieczonym czterokrotnym z rzędu mistrzem Anglii smakuje słodko. Zwłaszcza, że był to w pełni wypracowany sukces – przynajmniej w finale. Żaden fuks, gdzie udało się trafić i cudem przetrzymać napór. Piłkarze United w końcówce spotkania kładli się ze zmęczenia na murawę. Dali z serca i z wątroby. Fani mogą tylko zapytać – dlaczego tak rzadko coś takiego robią? Przecież pokazali, że drzemie w nich potencjał. Co będzie dalej z Erikiem ten Hagiem? To już temat na osobny artykuł.

Related Articles