Luis Enrique ma ciekawy pomysł na nadchodzący mundial w Katarze. Wszelkie informacje na temat reprezentacji Hiszpanii będzie przekazywał sam – bezpośrednio do widzów. Uniknie tym samym komunikowania się przez relacje dziennikarzy.
Selekcjoner reprezentacji Hiszpanii założył sobie konto na Twitchu i będzie relacjonował mundial na swoich zasadach. W tej chwili obserwuje go tam 70 tysięcy osób, ale nie ma jeszcze żadnego wideo. Liczby te na pewno urosną, kiedy pojawi się pierwszy filmik. Na razie nie ma tam jeszcze nic. Jest tylko zapowiedź działalności. Luis Enrique nie chce polegać na hiszpańskich dziennikarzach, tylko sam budować relację z kibicami. Idzie za nowoczesnością, będzie zdradzał tam materiały zakulisowe, dzielił się przemyśleniami. Tak naprawdę nie wiadomo do końca, czego można się po trenerze spodziewać. Jakiś czas temu furorę robiły tzw. pokoje twitterowe, gdzie do rozmów włączał się nawet Dariusz Mioduski. Czegoś takiego jednak na wielkiej piłkarskiej imprezie nie było, żeby trener sam odpalał komputer, zakładał słuchawki i gawędził sobie z kibicami. Ma zacząć już 18 listopada, kiedy to kadra Hiszpanii przyleci do Kataru.
– Chodzi po prostu o nawiązanie bezpośredniej relacji z kibicami, którzy mogą być zainteresowani informacjami o reprezentacji. Opowiedzenie wszystkiego z określonego punktu widzenia, czyli mojego i personelu oraz nawiązanie bezpośredniej i bardziej spontanicznej relacji – zapowiadał swoją najnowszą działalność w krótkim filmiku na Twitterze. To śmiały krok do przodu i podążanie za trendami. Hiszpański trener nie będzie się komunikował za sprawą pytań dziennikarzy, ale będzie odpowiadał na pytania użytkowników z czatu. Zastąpi to nudne konferencje prasowe. To oczywiście nie jest przypadek, bo całość uderza też w rodzimych dziennikarzy, których wielokrotnie krytykował. Mówił nawet, że nie czyta prasy, nie ogląda telewizji, nie słucha radia i w ogóle go zdanie tych ludzi nie obchodzi, bo ma po prostu większą wiedzę od nich i niczego ciekawego z mediów się nie dowie.
Od dłuższego czasu na Twitchu streamuje Sergio Aguero, który po zakończeniu kariery ma na to więcej czasu. Na Twitchu ma ponad cztery miliony obserwujących. Raz nawet zadzwonił do Leo Messiego i zapytał go… co mu kupi na urodziny. Najlepsze fragmenty streamów są wycinane przez fanów i wstawiane na YouTube, osiągając tam milionowe wyświetlenia. Aguero cały czas ulepsza swój kanał, początkowo był tylko ciekawostką w czasach pandemii COVID-19, ale to naprawdę mu się spodobało, a teraz może czuć się pełnoprawnym streamerem. Neymar także się w to bawił, grał sobie tam w CS-a, jednak sporą plamą było ujawnienie numeru telefonu Richarlisona. Brazylijczyk, grający wówczas dla Evertonu, otrzymał ponad 10 000 wiadomości na WhatsAppie i to w pięć minut. W większości od fanów Liverpoolu, bo było to tydzień po jego brutalnym faulu na Thiago Alcantarze. Neymar został za to zbanowany przez Twitcha.
To, co wymyślił trener jest jednak czymś absolutnie innowacyjnym. Z jednej strony to pstryczek w stronę dziennikarzy, którzy zostaną zrównani z każdym przeciętnym Juanem czy Carlosem z Hiszpanii. Ich misja całkowicie odejdzie w cień, skoro każdy będzie mógł sobie włączyć streama i dowiedzieć się czegoś bezpośrednio od Luisa Enrique. Z drugiej strony jednak istnieje ryzyko, że zespół spartoli cały mundial, a selekcjoner będzie musiał się mierzyć z bezpośrednią krytyką face to face, a jeśli odpuści streamowanie przy kiepskich rezultatach, to zrobi sobie zły PR. Jest jeszcze opcja dużo bardziej pozytywna, że nawet przy kiepskich wynikach powie wprost, że dał ciała i będzie merytorycznie odpowiadał na pytania jednego, drugiego, czy dziesiątego zawiedzionego fana. Wtedy nawet przy porażce może dużo zyskać. To na razie tylko gdybanie, bo nie wiadomo przecież jak dokładnie będzie ta komunikacja wyglądała. Na pewno to ciekawy eksperyment. Na pewno też wielu starszych dziennikarzy założy sobie Twitcha, ale najpierw przeczytają z czym to się w ogóle je.